Skoki narciarskie na Stadionie Narodowym to ciekawa idea, ale zarazem wyzwanie dla osób, które będą na tym obiekcie stawiać skocznię. Dawno temu odbywały się takie zawody w Nowym Jorku, czy na stadionie Wembley, ale skakano wtedy na małych pagórkach – mówi Toni Innauer, mistrz olimpijski w skokach narciarskich z Lake Placid (1980) w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”.
{jcomments on}
Jak się panu podoba pomysł organizacji konkursów Pucharu Świata na Stadionie Narodowym?
Toni Innauer: To ciekawa idea, ale zarazem wyzwanie dla osób, które będą na tym obiekcie stawiać skocznię. Dawno temu odbywały się takie zawody w Nowym Jorku, czy na stadionie Wembley, ale skakano wtedy na małych pagórkach. Mimo to było niebezpiecznie, bo brakowało dojazdu. Zawodnicy od razu po wylądowaniu musieli hamować. Wspominałem nawet o tym w mojej pracy dyplomowej, kiedy w 1987 roku kończyłem studia filozoficzne. Pisałem wtedy o społecznych zjawiskach w sporcie. Zawody na arenach w USA, czy Anglii można było porównać do skoków przez słonia, a w Polsce szykują się chyba poważne konkursy. Jaki ma być rozmiar skoczni?
Hill size ma wynosić 90 metrów.
Toni Innauer: Czyli konkursy odbyłyby się na małym obiekcie, bo normalny ma HS-100 lub 105. Mimo to dla konstruktorów to i tak duże wyzwanie. Poza tym przedsięwzięcie będzie sporo kosztować.
Organizatorzy są przekonani, że gdy dojdzie do zawodów, cały świat będzie mówił o skokach na Narodowym.
Toni Innauer: Stanie się tak, jeśli konkursy odbędą się w cyklu Pucharu Świata. Projekt musi zyskać aprobatę FIS (Międzynarodowej Federacji Narciarskiej – przyp. red.), a o to nie jest łatwo. Jeśli skoczkowie będą walczyć o punkty, przyjedzie cała czołówka. W przeciwnym razie, organizatorzy musieliby ufundować duże nagrody pieniężne.
Więcej na sports.pl