Pierwszy konkurs w Lillehammer wydaje się być krokiem w dobrą stronę w wykonaniu Polaków. W finale znalazło się trzech naszych reprezentantów i jest to jak dotąd najlepszy wynik sezonu. Punktowali: Jan Ziobro, Klemens Murańka i Aleksander Zniszczoł. - Konkurs można ocenić na plus, było sporo zawirowań, ale przede wszystkim były dobre skoki - podsumowuje Łukasz Kruczek.
- Konkurs można ocenić go na plus. Był trudny z względu na panujące warunki. Było sporo zawirowań, ale przede wszystkim były, przynajmniej w części, dobre skoki - ocenia polski szkoleniowiec.
Najwyżej sklasyfikowanym Polakiem był dzisiaj Jan Ziobro (129,5 / 121,0 m; 19. miejsce). - Jego lepsze skoki są przede wszystkim konsekwencją większej pewności siebie, która została zbudowana m.in. przez dobre skoki w Zakopanem - przyznał Kruczek.
Pierwszy pucharowy występ w sezonie do całkiem udanych będzie mógł zaliczyć Klemens Murańka (128,0 / 123,0 m; 21. miejsce), który również zdobył punkty PŚ. - Klimek jest już na tyle dojrzałym zawodnikiem, że dla niego starty i punkty w Pucharze Świata powinny być normą i na to liczymy. Wszedł bardzo pewnie w sezon i to jest ważne - stwierdził 39-letni szkoleniowiec.
Jak wiemy, występ Aleksandra Zniszczoła (132,5 / 119,0 m; 29. miejsce) w Lillehammer był konsekwencją decyzji Macieja Maciusiaka, który zapewnił, iż jego podopieczny czuje się aktulanie pewnie na skoczni. Co o występie 20-latka sądzi Łukasz Kruczek? - Olek skoczył dziś dobry konkurs, a czy zagości na dłużej w Pucharze Świata, to w dużej mierze zależy od planów Maćka Maciusiaka i tego, jakie zadania będą przed nim postawione w kolejnych tygodniach.
Trener polskiej kadry A zapytany o słabszą postawę Piotra Żyły w dzisiejszej rywalizacji (127,5 m / 33. miejsce), odparł: - Równie dobrze można by zapytać dlaczego Simon Ammann nie awansował do finału. Piotrek popełnił drobny błąd w pierwszej fazie lotu, co odbiło się na odległości. Bywają i takie skoki, dodatkowo w takim konkursie jak dziś trzeba było mieć też czynnik zwany szczęściem.
Pewne wątpliwości kibiców, jak i komentatorów wzbudziły decyzje jury związane z bardzo częstymi zmianami belek startowych. Jak zapatruje się na to trener polskiej reprezentacji?- Nie byłbym stronniczy, jesteśmy w Norwegii, a nie w Austrii. Konkurs był szalony, a wiatr dawał się wszystkim we znaki. Było bardzo mocno z tyłu, momentami za progiem było ponad 5 m/s. W takich warunkach da się skakać pod warunkiem odpowiednio długiego najazdu. Wystarczy jednak, że prędkość wiatru spadnie do 3 m/s i zawodnicy zaczynają lecieć po kilkanaście metrów dalej. Robi się wtedy niebezpiecznie, dodatkowo przy tylnym wietrze prędkość lądowania jest dużo większa i dłuższe skoki mogą być trudne do ustania. Dziś trzeba było mieć szczęście i do wiatru i do belki. Jej zmiany także miały wpływ - duże punkty za belkę - podsumował Kruczek.
rozmawiał Bartosz Leja