Niedawno na łamach SkokiPolska.pl opublikowaliśmy felieton z odpowiedzią na pytanie o najlepszego skoczka narciarskiego w historii dyscypliny i jakie trofea mogą przynieść taki tytuł. Jak się okazuje, nadchodzący sezon zimowy, z pozoru mniej obfity w imprezy mistrzowskie, może być prawdziwą bramą do narciarskiego raju dla Kamila Stocha.
Do tej pory tylko jeden skoczek może pochwalić się zdobyciem pięciu najważniejszych trofeów w skokach narciarskich (Kryształowa Kula, mistrzostwo olimpijskie, mistrzostwo świata, mistrzostwo świata w lotach, Turniej Czterech Skoczni). Jest nim oczywiście Fin Matti Nykänen, który do skompletowania „mistrzowskiego zestawu” potrzebował 3 lat. Marsz po narciarską chwałę rozpoczął w lutym 1982 roku, zdobywając złoto światowego czempionatu w Oslo-Midtstuen, a trzy sezony później miał wszystko, zdobywając tytuł najlepszego lotnika świata w Planicy.
Teraz mamy listopad 2015 roku i przed szansą dorównania sportowym osiągnięciom krnąbrnego Fina staje sportowiec nietuzinkowy. Kamil Stoch, bo o nim mowa, jest nie tylko wybitnym skoczkiem, emanacją spokoju, pracowitości i profesjonalizmu. 28-latek z podzakopiańskiego Zębu ma już na swoim koncie złoto mistrzostw świata zdobyte w Predazzo w 2013 roku. Rok później w Soczi do sportowego dorobku dołożył dwa olimpijskie krążki z najcenniejszego kruszcu, a miesiąc później wzniósł w górę Kryształową Kulę za triumf w generalnej klasyfikacji Pucharu Świata.
Miniona zima, poza zwycięstwami w Zakopanem i Willingen oraz drużynowym brązem w Falun, była dla Stocha sezonem posuchy, jednak właśnie teraz może nadejść czas na jeszcze bardziej dobitne wejście do historii (w której lider polskiej kadry i tak się już znacząco zapisał). Przed nami sezon, w którym – jak określają niektórzy zawodnicy i trenerzy – nie ma imprezy głównej. Nie do końca można się z tym jednak zgodzić, szczególnie spoglądając na Kamila Stocha. To właśnie Turnieju Czterech Skoczni, rozgrywanego na przełomie grudnia i stycznia, a także złota Mistrzostw Świata w lotach, które w styczniu 2016 r. zagoszczą na Kulm-Skiflugschanze, Polak nie ma w swojej kolekcji. Jeśli je zdobędzie, przeskoczy w (wirtualnej i subiektywnej co prawda) klasyfikacji wszech czasów takich narciarskich herosów, jak: Simon Ammann (brak TCS), Jens Weissflog, Espen Bredesen i Thomas Morgenstern (brak MŚ w lotach) czy Gregor Schlierenzauer (brak złota olimpijskiego).
Jaki piękny byłby to scenariusz – 6 stycznia 2016 r. podopieczny Łukasza Kruczka odbiera w Bischofshofen Złotego Orła za wygraną w prestiżowym niemiecko-austriackim turnieju, 10 dni później trzyma w dłoni złoty medal za mistrzostwo świata w lotach, aby zaledwie po paru dniach móc delektować się skokami na zakopiańskiej Wielkiej Krokwi… Można powiedzieć, że to tylko i aż myśli zgłodniałego sukcesów kibica, jednak na czym, jeśli nie właśnie na tym, polega oczekiwanie na sportowe emocje w dyscyplinie tak niepewnej i zależnej od wielu czynników jak skoki narciarskie?
Dla wszystkich zainteresowanych osiągnięciami najlepszych zachęcamy do przypomnienia sobie rozważań „Kto jest najlepszym skoczkiem narciarskim w historii?” >>
Bartosz Leja