Wraz z nadejściem zimy przypominamy sobie zawodników, których na skoczni widzimy ostatnio nieco rzadziej. Taką osobą jest Jakub Kot, który latem odstawił narty i zajął się choćby pracą i pełnieniem roli działacza. 25-latek o czynnym skakaniu jednak nie zapomina. – Chciałbym wystartować w grudniowych Mistrzostwach Polski – przyznaje.
Tuż po zakończeniu zeszłego sezonu 2014/2015 Jakub Kot postanowił odłożyć narty i zawiesić sportową karierę. W tym samym czasie zaczął realizować plan B – zajął się pełnoetatową pracą. – Od lata nie skakałem, ale to nie jest tak, że nie myślę o tym, aby skoczyć. Teraz priorytetem jest dla mnie jednak praca, szukam obowiązków, które pozwolą mi funkcjonować na co dzień. Chcę się rozwijać także w innych branżach – mówi.

Jeszcze późnym latem, podczas Pucharu Bieszczadów w Zagórzu, starszy z braci Kotów powiedział nam, że momentami rozmyśla o powrocie na skocznię. – Trenuję codziennie i od paru tygodni robię trening stricte pod skoki. Ograniczyłem dłuższe bieganie i siłownię, wykonuję ćwiczenia bardziej dynamiczne, abym – jak już założę narty – był w miarę przygotowany. Jeśli chodzi o skocznię, to już jest większa „wyprawa”, ponieważ trzeba mieć sprzęt, dobre warunki do treningu. Nie mówię nie, natomiast trudno jest powiedzieć kiedy. Nie chcę robić nic na siłę. Jeśli będą dobre warunki i będę miał wolne w pracy, to skoczę. To już nie jest jednak ten etap, że muszę, jeśli skoczę to dla siebie – tłumaczy, dodając jednocześnie: – Nie ukrywam, że chciałbym wystartować w grudniowych, świątecznych Mistrzostwach Polski w Wiśle.
Nie jest wykluczone, że już w najbliższych dniach Kot pojawi się na skoczni. – Wiem, że gotowa ma być skocznia w Zakopanem i trener wysłał mi SMS-a, że we wtorek ma się tam odbyć trening. Na razie pogoda trochę się tu jednak psuje, idzie wiatr… – powiedział.
Okazuje się, że zakopiańczyk realizuje się również w roli działacza sportowego. – Zostałem wybrany do zarządu Tatrzańskiego Związku Narciarskiego. Jest to dla mnie kolejny etap, idę też w stronę delegata technicznego, sędziowania. Chcę spróbować skoków też od tej strony – przyznaje.

Jakuba Kota zapytaliśmy także o ocenę dwóch pierwszych weekendów Pucharu Świata w wykonaniu reprezentantów Polski. – Jestem trochę zdziwiony. Po hucznych zapowiedziach wydawało się, że nagle większość wejdzie do dziesiątki, a tutaj niespodzianka, to trochę niepokojące. Niektórzy nasi zawodnicy ewidentnie sobie nie radzili – powiedział, jednak po chwili dodał: – Oni jednak wiedzą, co robić, i mają punkt, do którego dążą. Dajmy im czas. Poza tym w Klingenthal był początek, w Kuusamo zawsze są trudne warunki, więc można to wziąć „przez pół”. Dopiero trzeci, czwarty konkurs jest normalny, wtedy układ sił jest już znany.
W zakulisowych rozmowach pojawiły się opinie, że problemem biało-czerwonych może być zbyt mała liczba skoków w zimowych warunkach przed rozpoczęciem sezonu. – Dawniej było szukanie śniegu na siłę. Pamiętam, że gdy byłem jeszcze w kadrze, leciało się na pierwszy śnieg do Rovaniemi, Vuokatti. Teraz trenerzy uważają, że nie ma to sensu i że wystarczy jeden trening na torach lodowych. Sporą rolę odgrywa przecież doświadczenie, wtedy zawodnik wie, czego się spodziewać, i dlatego od razu mocni są Prevc czy Freund, są w formie, nic im nie przeszkadza – mówi Kot.
– Pułapką może być też to, że nasi zawodnicy skakali prawie tylko w Wiśle, odpuścili np. Zakopane. Wygląda na to, że w Wiśle mogą skoczyć „z zamkniętymi oczami”, ale jadą na inną skocznię i już się gubią. Miejmy nadzieję, że po dobrych treningowych skokach w Polsce nie będzie tak, że pojadą na zawody i problemy powrócą – podsumował były kadrowicz.
rozmawiał Bartosz Leja