Paweł Wąsek, choć ma niespełna 17 lat, zdążył już doświadczyć zarówno smaku zwycięstwa, goryczy porażki, jak i ciężkich upadków, które mogłyby złamać niejednego sportowca. Skoczek z Wisły nigdy się jednak nie poddał i po każdym upadku wracał na skocznię. Nam opowiedział o blaskach i cieniach swojej bogatej w trudne przeżycia kariery oraz… przegranym zakładzie.
Kasia Nowak: Skoki narciarskie uprawiali Twój dziadek i wujek. Można pół żartem, pół serio powiedzieć, że byłeś na ten sport „skazany”?
Paweł Wąsek: Nie do końca. Najpierw, jako pierwsze uprawiałem narciarstwo alpejskie, tak jak moja siostra i kiedyś tata. Jednak od kiedy pamiętam, bardziej podobały mi się skoki i choć w dzieciństwie denerwowałem się, że muszę uprawiać narciarstwo, to jednak cieszę się, że nauczyłem się dobrze jeździć, ponieważ dziś daje mi to dużo pewności siebie przy lądowaniu.
Na Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży zdeklasowałeś rywali, wyrównując rekord skoczni w Harrachovie. Co spowodowało, że skakało Ci się w Czechach tak dobrze?
Przed zawodami jeden z rywali, Kacper Konior, wmawiał mi właśnie, że zdobędę trzy złote medale, później nawet założyliśmy się o to i zakład przegrałem, ale wolałem przegrać zakład niż zawody. Co do moich skoków, to sam nie wiem, ponieważ dzień przed wyjazdem na Olimpiadę w Szczyrku skakałem bardzo słabo, więc chyba skocznia mi pasowała, tak jak większość starych obiektów.
Te trzy złote medale to pewnie jeden z największych sukcesów w Twojej karierze. A co dotychczas uważałeś za swoje największe osiągnięcie?
Przede wszystkim zwycięstwo w klasyfikacji generalnej LOTOS Cup, ale na ogół każde zawody, w których udaje mi się stanąć na podium, uważam za wielki sukces.
W przeszłości Ogólnopolską Olimpiadę Młodzieży wygrywali tacy skoczkowie jak Maciej Kot, Klemens Murańka czy Kamil Stoch. Myślisz, że w przyszłości za sprawą Twoich sukcesów możemy przeżywać podobne emocje, jakie dał nam Kamil dwa lata temu?
Bardzo bym chciał, jednak na tegorocznej olimpiadzie zabrakło najlepszego zawodnika w naszej kategorii, Dominika Kastelika, który pewnie by nas tam znokautował.
Mimo młodego wieku masz na swoim koncie kilka upadków, które mogły zakończyć Twoją karierę. Opowiesz o nich?
Za bardzo nie lubię o nich rozmawiać, jednak upadek w Wiśle Malince (w styczniu 2014 r., przed zawodami PŚ w Wiśle – przyp.red.) był takim pierwszym, który dał mi do myślenia. Nie wiem do końca, z jakiego powodu – może dlatego, że zaraz po nim nie mogłem wejść na górę i się od razu przełamać. Dopiero po sezonie zimowym zacząłem skakać i jak zaczynało wszystko wracać do normy, pojawił się kolejny upadek. Na szczęście obyło się wtedy bez żadnej kontuzji, ale to zdarzenie mocno wpłynęło na moją psychikę. Taka sytuacja powtórzyła się jeszcze cztery razy, o ile dobrze pamiętam.
Czytałeś biografię Thomasa Morgensterna? Opisuje w niej swoje emocje i lęk, który towarzyszył mu po upadkach. Ty chyba borykałeś się z bardzo podobnymi problemami. Pojawiły się wątpliwości i myśli, żeby jednak zrezygnować z wyczynowego sportu?
Niestety, nie miałem jeszcze okazji przeczytać tej książki. Może w czasie wakacji znajdę więcej czasu na czytanie własnych lektur. Co do wątpliwości, czy w ogóle jeszcze jest sens kontynuować karierę, to oczywiście, były, a nawet są do teraz, ale póki co nie wyobrażam sobie, żebym mógł przestać skakać. Trenuję sobie spokojnie z trenerem Rafałem Śliżem na małych skoczniach, przy dobrych warunkach, i po prostu cieszę się skakaniem.

W polskich kadrach nie ma na stałe psychologa, który współpracowałby z reprezentacją. Myślisz, że Tobie taka współpraca pomogłaby np. przełamać obawy przed skakaniem na dużych obiektach?
Nawet gdyby psycholog w kadrach był, to mnie osobiście by nie dotyczył, ale po sezonie planuję rozpocząć pracę z psychologiem w Warszawie, więc mam nadzieje, że na przyszły rok będę lepiej przygotowany psychicznie.
Jaki jest Twój rekord życiowy i na jakiej skoczni go ustanowiłeś?
Jakieś 3 lata temu na jednym z treningów w Wiśle udało mi się skoczyć 129 metrów.
Masz jakąś inną, „pozaskokową” pasję?
Latem w wolnym czasie jeżdżę z tatą na różnych torach motocrossowych, na których poprawiam kondycję, ale przede wszystkim bawię się jazdą na motorze.