Jak wiemy, Alexander Stoeckl dzięki wielu sukcesom i satysfakcjonującej współpracy jest związany kontraktem z norweską ekipą aż do Zimowych Igrzysk Olimpijskich w koreańskim PyeongChang. Do tego czasu pozostały jeszcze dwa sezony. Co jednak stanie się z utytułowanym szkoleniowcem z Austrii po sezonie 2017/2018?
– Myślę etapami. Pewien etap w moim życiu zakończy się po igrzyskach olimpijskich w PyeongChang. – mówi szkoleniowiec Norwegów, dodając: – Po nich zdecyduję, jak długo jeszcze ja i moja rodzina pozostaniemy w Norwegii.

Alexander Stoeckl przejął pieczę nad drużyną Wikingów 23 marca 2011 roku, zastępując wówczas doświadczonego Mikę Kojonkoskiego. Od tamtego czasu pochodzący z Austrii trener mieszka w Skandynawii, nauczył się nawet języka norweskiego na takim poziomie, aby komunikować się ze swoimi podopiecznymi oraz dziennikarzami. – Uważam, że każdy na swój sposób tęskni za ojczyzną – wyznaje jednak 43-latek. – I chociaż nie ma dużej różnicy pomiędzy Austrią a Norwegią, to właśnie w ojczyźnie mam rodzinę i większość przyjaciół – przyznaje.
Dodajmy, że wiele zmieniło się w życiu popularnego szkoleniowca, odkąd 24 marca został ojcem. Na świat przyszła jego córeczka, Isabell, która momentalnie stała się jego oczkiem w głowie. Można się zastanawiać, jak sytuacja potoczy się, kiedy dziecko podrośnie i będzie w wieku szkolnym. Czy będzie korzystało z norweskiej edukacji? Sam Stoeckl przyznaje, że nie wybiegał jeszcze w aż tak daleką przyszłość, a decyzje będą podejmowane na bieżąco.
– Prawda jest taka, że bardzo cieszę się tym, że mogę mieszkać w Norwegii, ale jednocześnie czuję, że ludzie są tu rozpieszczani. To kultura, w której wszystko działa tak perfekcyjnie – zauważa. – Kiedy żyjesz tutaj, dobrze, abyś miał pięć rzeczy: dzieci, samochód, dom, chatkę i łódź – dodaje.
Stoeckl dzieli się również swoimi spostrzeżeniami na temat norweskiego sposobu życia i podejścia do pracy zawodowej. Przyznaje, że w wielu aspektach oczekiwania względem osiągnięć ludzi są bardzo niskie. Natychmiast zaznacza jednak, że nie dotyczy to oczywiście kwestii sportowych, natomiast przejawia się w szeroko pojętym biznesie. Godne pochwały jest jednak podejście do bezpieczeństwa pracownika zajmującego określone stanowisko i jego wolności słowa. – W Austrii, jeśli zrobisz coś głupiego jako pracownik, zostajesz automatycznie zwolniony. W Norwegii natomiast, żeby zostać wyrzuconym z pracy, musisz niemal kogoś zabić, zrobić coś bardzo nielegalnego – tłumaczy. – Tutaj ludzie czują się bardzo bezpiecznie, zajmując konkretną posadę – mówi.
Na razie nie wiadomo, jakie decyzje podejmie Austriak. Pewnym jest jednak, że jeszcze przynajmniej do najważniejszego wydarzenia w sezonie 2017/2018 będziemy oglądać go dzierżącego norweską flagę, dając kolejnym zawodnikom sygnał do startu.
źródło: nettavisen.no