Oberstdorf pokazał, że w przypadku starań o organizację mistrzostw świata powiedzenie „Do trzech razy sztuka” zupełnie się nie sprawdza. Niemcy otrzymali swoją szansę dopiero w piątym podejściu, a w ich ślady chcą iść Słoweńcy, który nie składają broni i postarają się, by w 2023 roku najlepsi sportowcy dyscyplin klasycznych zawitali w Alpy Julijskie.
W decydującym głosowaniu mającym wyłonić organizatora światowego czempionatu w 2021 roku centrum sportów zimowych w Planicy wybrało jedynie dwóch elektorów. Tym samym w wyścigu o mistrzostwa słoweńscy działacze zostali z pustymi rękami. – Nie możemy być zadowoleni z takiego rezultatu, który niestety nie był dla nas zupełną niespodzianką. Decydujące w kwestii przyznana organizacji mistrzostw świata były różne elementy – wielkość kraju czy budżet ponownie okazały się ważniejsze od serca, pasji i wytrwałości – tak decyzję FIS skomentował na gorąco prezes Słoweńskiego Związku Narciarskiego, Enzo Smrekar. Wtórował mu ambasador Planicy w Cancun, Franci Petek. – Jestem rozczarowany przede wszystkim dlatego, że wiem, iż jesteśmy perfekcyjnym kandydatem na gospodarza mistrzostw zarówno pod względem infrastruktury sportowej, doświadczenia organizacyjnego, jak i pasji oraz serca.
Pomimo trzeciej z rzędu porażki Słoweńcy nie zamierzają się poddać, a według ich wizji odnowiony kompleks Planica Nordic Center będzie gościć najlepszych skoczków, kombinatorów i biegaczy w 2023 roku. Lokalną inicjatywę ma na uwadze także państwowa władza. - Ministerstwo dalej będzie wspierało działania Planicy mające pomóc zorganizować tak ważne wydarzenie jak mistrzostwa świata, mam nadzieję, że w końcu to u nas się one odbędą - przyznała Maja Makovec Brencic, minister edukacji, nauki i sportu, która wkrótce uda się do Pekinu, by tam podpisać porozumienie o współpracy w sporcie między Chinami a Słowenią.
Czwarty wyścig o mistrzostwa świata może utrudnić norweskie Trondheim, które choć przegrało z Oberstdorfem (7 głosów), otrzymało 4 głosy władz FIS, czyli o dwa więcej od Planicy. Co więcej, już same starania o bycie gospodarzem takiego wydarzenia to spore wydatki, obarczone jeszcze większym ryzykiem porażki i niepotrzebnie straconych funduszy. 4 lata temu, gdy rodacy Prevca walczyli o czempionat w 2017 roku, wydali około 300 tysięcy euro, z czego 40% (120 tysięcy) pochłonęła sama opłata rejestracyjna wnoszona na konto Międzynarodowej Federacji Narciarskiej. Koszty poniesione w kolejnych latach były już mniejsze (wynosiły odpowiednio: 90 tysięcy euro dwa lata temu i 60 tysięcy w tym roku), jednak i tak dały się we znaki włodarzom rodzimego Związku. Ci nie zrazili się jednak, a do kolejnych kroków zachęca ich z pewnością niesłabnąca popularność finału Pucharu Świata w skokach organizowanego na słoweńskiej Letalnicy (przynoszącego znaczne zyski, zwłaszcza w erze sukcesów Petera Prevca). Czy i mniejsze skocznie należące do nowego kompleksu sportów zimowych Planica Nordic Center doczekają się zawodów światowej rangi? O tym przekonamy się za dwa lata na Kongresie FIS, który zorganizują Grecy.
źródło: siol.net / informacja własna