W życiu sportowym Kennetha Gangnesa ponownie prym wiodą trudne chwile związane z bolesnym i żmudnym powrotem do sprawności po trzeciej już kontuzji więzadła krzyżowego w kolanie. I choć Norweg ma świadomość, jak przebiega leczenie takiego urazu, mówi wprost o swoich wątpliwościach: – Zastanawiałem się, czy warto.
Sportowa kariera reprezentanta Wikingów to znakomity materiał na film pokazujący nie tylko wzloty, ale i upadki w postaci kontuzji wymuszających przerwę od sportowych rozgrywek i poświęcenie czasu własnemu zdrowiu. Każdy, kto choć raz nabawił się poważnej kontuzji, wie, z jakimi wyrzeczeniami wiąże się powrót do pełni sił, jednak mało kto może równać się z Kennethem Gangnesem, który według wielu specjalistów już dawno stał się wyjątkowym przypadkiem medycznym, bowiem powrócił na szczyt po dwukrotnym zerwaniu więzadła krzyżowego w kolanie. Teraz kontuzja ta przydarzyła mu się po raz trzeci i choć dotyczy drugiej nogi, to trudny okres rehabilitacji sprawił, że u Norwega pojawiły się wątpliwości związane z przyszłością.
– To wszystko jest dla mnie beznadziejne i trudne, zastanawiałem się, czy warto wracać – przyznał 27-letni Gangnes w rozmowie z dziennikarzami dziennika Nettavisen, zaznaczając jednak, że to tylko chwilowe kryzysy. Norweg ma bowiem kolejny cel, który nosi nazwę: PyeongChang 2018. To tam po raz kolejny chce pokazać światu, że niemożliwe nie istnieje.
Co więcej, fizjoterapeuci opiekujący się skoczkiem w czasie rehabilitacji nie mówią ostatecznego „nie” takiemu scenariuszowi. – Robię dość duże postępy – relacjonował podopieczny Stoeckla, który ma już konkretne plany na kolejne miesiące, także te, które nastąpią po zakończeniu procesu rekonwalescencji. Mianowicie: powrót na skocznię. Kiedy? – To normalne, że leczenie trwa ok. 8,5 miesiąca. Dla mnie oznacza to okres w okolicach lutego. Mam nadzieję, że już wtedy będę mógł skakać. Oczywiście nie oznacza to startów w Pucharze Świata, które Norweg raczej wyklucza. – Chcę w pełni naładować baterie przed kolejnym sezonem, by wtedy być dobrze przygotowanym – zakończył wicemistrz świata w lotach z 2016 roku.
Przypomnijmy, że Kenneth Gangnes swoją pierwszą szansę na przygotowania w ramach kadry narodowej dostał w 2010 roku, jednak nie wykorzystał jej ze względu na pierwszy w swojej karierze uraz ACL, którego nabawił się na treningu na obiekcie K-35 w Drammen, skacząc na tzw. „dragon skis”, krótkich, 190-centymetrowych nartach przeznaczonych głównie dla dzieci. Trzy lata później przekonał się, że powiedzenie „Historia lubi się powtarzać” to nie tylko pusty frazes.
2013 rok, Hinzenbach, kwalifikacje do przedostatniego konkursu Letniej Grand Prix. Kenneth Gangnes nieszczęśliwie upada i po raz kolejny słyszy tak trudną do zaakceptowania diagnozę - zerwane więzadło, konieczna operacja. Żeby tego było mało, los zakpił sobie z norweskiego skoczka, bowiem konkurs nie został statecznie rozegrany ze względu na niesprzyjające warunki.
Na skocznię wrócił, a forma z minionego lata nie była tylko chwilowym przebłyskiem. Zimą przerodziła się w wielkie sukcesy. Każdy kibic pamięta w końcu, jak niewiele brakowało, by to podopieczny Stoeckla, a nie Peter Prevc, wywalczył złoto w czasie mistrzostw świata w lotach. Historia zatoczyła jednak koło i przed nowym sezonem postawiła przed Norwegiem kolejne wymagające wysiłku zadanie. Być może zatoczy koło po raz kolejny, tym razem już ze szczęśliwym zakończeniem?
Kasia Nowak
źródło: nettavisen.no / informacja własna