Skoki narciarskie są sportem pięknym i wzbudzającym wielkie emocje, lecz ze względu na jego ekstremalny charakter, duże prędkości oraz wpływ natury, bardzo niebezpiecznym, co na przestrzeni lat przyniosło wiele upadków i kontuzji. Budzących grozę momentów nie brakowało, a pech dotykał tak młodych skoczków, jak i ich doświadczonych kolegów z medalami na szyi.
Z pewnością każdy skoczek zarówno na początku, jak i w trakcie swojej kariery zaliczał upadki, jednak u progu swej sportowej drogi, kiedy treningi przebiegają na małych obiektach, niebezpieczeństwo odniesienia poważnego urazu było mniejsze. Z biegiem czasu ryzyko wzrasta, czasem nie tylko ze względu na większe prędkości, ale i skłonność niektórych do brawury. Szczególna w tym względzie jest rywalizacja na obiektach mamucich – Sven Hannawald w swojej biografii przyznał, że niegdyś jemu i Martinowi Schmittowi zmierzono parametry wydzielania kortyzolu (hormonu stresu) i adrenaliny, podczas gdy przed samym skokiem siedzieli na rozbiegu obiektu Kulm – pomiary wykazały 400-krotne przekroczenie dozwolonych norm. Trudno się zatem dziwić, że to właśnie na takich skoczniach dochodziło w większości przypadków do najbardziej drastycznie wyglądających oraz mających najgorsze konsekwencje wypadków. W miarę rozwoju skoków narciarskich powiększano skocznie, co obecnie powoduje większą ekscytację zawodami u kibiców, ale również konieczność przykładania większej uwagi do spraw bezpieczeństwa. I choć włodarze największych obiektów na świecie dwoją się i troją, by ich coraz większe mamuty (bowiem „wyścig zbrojeń” trwa) były nie tylko wielkie, ale i bezpieczne, ryzyka uniknąć się nie da.
Jeden z groźniejszych, a zarazem pierwszych zarejestrowanych przez telewizję upadków przydarzył się reprezentantowi Jugosławii, Vinko Bogatajowi, w trakcie mistrzostw świata w lotach narciarskich rozgrywanych w 1970 roku w niemieckim Oberstdorfie. Przed zawodami organizatorzy zmagali się z intensywnymi opadami śniegu, które utrudniały zawodnikom oddawanie skoków. Już w pierwszej próbie pochodzący ze Słowenii skoczek nie zdołał ustać swojego lotu, jednak upadek przy lądowaniu nie spowodował poważniejszych konsekwencji zdrowotnych. Dopiero w kolejnej serii kibice ujrzeli dramatyczną scenę. W trakcie zjazdu po rozbiegu Bogataj stracił równowagę, przewrócił się, a następnie wypadł poza zeskok, lądując wśród widzów. W wyniku wypadku doznał lekkiego wstrząśnienia mózgu oraz złamał nogę w kostce. Tym wydarzeniom poświęcony został nawet jeden z odcinków cyklicznego programu Wide World of Sports emitowanego przez amerykańską telewizję ABC, który cieszył się za Oceanem sporą popularnością, a sam Słoweniec, mimo braku sukcesów sportowych, stał się osobą rozpoznawalną. Większe osiągnięcia zanotował już jako trener, doprowadzając w 1991 roku swojego podopiecznego, Franciego Petka, do tytułu mistrza świata.
W 1985 roku fatalnego upadku doświadczył także świetny czechosłowacki skoczek, Pavel Ploc. Na mamucim obiekcie w Harrachovie, otwartym pięć lat wcześniej, chwilę po wyjściu z progu wykonał salto, a następnie spadł z bardzo dużej wysokości, z wielką siłą uderzając o zeskok. Na szczęście mimo dramaturgii zdarzenia późniejszemu wicemistrzowi olimpijskiemu z Calgary nic się nie stało. Jak sam przyznał po latach, warunki, w jakich wtedy oddawał skok, w obecnych czasach zostałyby uznane za zbyt niebezpieczne, a sam Ploc miał olbrzymią ochotę na pobicie ówczesnego rekordu świata w długości lotu. Co więcej, już trzy tygodnie później zdobył brązowy medal na mistrzostwach świata w lotach w Planicy. Początkowo trenerzy, ze względu na to, co wydarzyło się na Certaku, nie chcieli wystawiać 21-letniego wówczas zawodnika, ale ostatecznie pozwolili mu wystartować, co przyniosło świetny skutek.
Wyjątkowo pechowy okazał się światowy czempionat w lotach narciarskich w austriackim Bad Mitterndorf, który odbył się w 1986 roku. W trakcie zawodów upadki zaliczyło aż siedmiu skoczków, a trzech z nich odniosło poważne obrażenia. Bardzo drastycznie wyglądał skok reprezentującego Niemiecką Republikę Demokratyczną Ulfa Findeisena. Wicemistrz świata w konkursie drużynowym z 1984 roku tuż po wyjściu z progu stracił panowanie nad nartami i spadając z dużej wysokości, uderzył o zeskok, a zsuwając się bezwładnie po zeskoku, jeszcze kilkukrotnie uderzał o śnieg. W konsekwencji doznał zatrzymania akcji serca i być może tylko szybka pomoc służb medycznych zapobiegła tragedii. Mimo fatalnej kontuzji oraz zapewne urazu psychicznego już w kolejnym sezonie powrócił do rywalizacji w Pucharze Świata i zdołał zająć trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej Turnieju Czterech Skoczni. Karierę zakończył w 1990 roku, a później zajął się szkoleniem młodzieży.
Oprócz Findeisena pechowcem w Tauplitz był także Norweg Rolf Aage Berg. W swojej próbie po wyjściu z progu runął na zeskok, co spowodowało poważny uraz, który zmusił go do zakończenia kariery. We wcześniejszym skoku w konkursie zawodnikowi ze Skandynawii szczęśliwie udało się uratować przed katastrofą, lecz niebezpieczne warunki atmosferyczne utrzymywały się, a jak Berg potem przyznał, popełnił także fatalny w skutkach błąd w powietrzu. Doznał wstrząśnienia mózgu, ale w dłuższej perspektywie gorszy okazał się poważny uraz kolana, który do dziś uniemożliwia byłemu reprezentantowi Norwegii normalne funkcjonowanie, a stopień uszkodzenia jego ciała jest szacowany przez lekarzy na 12%.
Trzecim z zawodników, którzy ponieśli największe konsekwencje niekorzystnej aury na skoczni Kulm, był Japończyk Masahiro Akimoto, czwarty skoczek igrzysk olimpijskich w Lake Placid w 1980 roku. Przedstawiciel Kraju Kwitnącej Wiśni po swoim skoku doznał również wstrząśnienia mózgu oraz złamania nogi. W tamtym czasie zawodnicy skakali jeszcze starym, klasycznym stylem, prowadząc narty równolegle, który przy bardzo wysokich prędkościach, wyraźnie przekraczających niekiedy 100 km/h, w obliczu silnego wiatru był bardziej niebezpieczny od obecnie przyjętego za standardowy stylu V.
Niebezpieczne upadki nie ominęły także słynnego Andreasa Goldbergera mogącego poszczycić się trzykrotnym zdobyciem Kryształowej Kuli, mistrzostwem świata w lotach z 1996 roku z Bad Mitterndorf, a także rekordem świata w długości lotu (225,0 m), który należał do niego przez trzy lata. Kiedy popularny Goldi znajdował się u progu swojej złotej narciarskiej drogi, w drugim sezonie startów, po raz pierwszy udało mu się stanąć na podium pucharowych zawodów, a także zakończyć sezon w czołowej dziesiątce klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Odniósł wtedy także swój pierwszy wielki sukces na arenie międzynarodowej, gdy zdobył srebrny medal na mistrzostwach globu w lotach w Harrachovie. Występ ten odbył się jednak w dramatycznych okolicznościach. Na półmetku rywalizacji Austriak zajmował drugie miejsce za Japończykiem Noriakim Kasaim. Kolejnego dnia warunki znacznie się pogorszyły, a Goldberger chciał przypuścić atak na pozycję lidera. W swojej próbie po chwili lotu stracił równowagę w powietrzu i runął na zeskok. Szybko został przetransportowany do szpitala, gdzie stwierdzono złamanie ręki i obojczyka. Później upadek w konkursie zaliczył jeszcze Niemiec Christof Duffner, a mistrzostwa zostały przerwane i za oficjalne uznano jedynie wyniki uzyskane pierwszego dnia. W tej sytuacji Austriak został srebrnym medalistą, a swój krążek otrzymał... w szpitalu.
Pechowym obiektem dla skoczka z Tyrolu była również skocznia Saupasselkae w Lahti. Najpierw w zawodach Pucharu Świata w 1997 roku Austriak groźnie upadł, co w konsekwencji spowodowało kontuzję ramienia wykluczającą go z pięciu ostatnich konkursów tamtego sezonu. Po raz drugi fińskie miasto stało się dla niego pechowe w 2001 roku, w czasie mistrzostw świata rozgrywanych w tym kraju. W rywalizacji na dużej skoczni Goldberger, będący jednym z faworytów, przy bardzo niekorzystnych warunkach atmosferycznych niemal zaraz po wyjściu z progu wylądował na buli, osiągając zaledwie 52 metry i przewracając się. Po jego skoku zawody przerwano i przełożono na kolejny dzień, w których ostatecznie zajął 11. miejsce.
Upadek w Lahti 1997:
Upadek w Lahti 2001:
Trudne warunki często panują na mamucie w norweskim Vikersund, które gościło skoczków w 2000 roku, przy okazji mistrzostw świata w lotach. W trakcie trzech dni rywalizacji szczęścia nie miało kilku zawodników, którzy zaliczyli upadki, a wśród nich byli: Koreańczyk Hyun-Ki Kim oraz Fin Jani Soininen. Najgroźniej wyglądało jednak zdarzenie z udziałem Rosjanina Artura Khamidulina, który trzy lata wcześniej, w trakcie konkursów Pucharu Świata w Planicy, także niebezpiecznie przewrócił się przy lądowaniu. Gorszy skutek dla jego zdrowia miał jednak wypadek w Norwegii. Po wyjściu z progu Rosjanin wykonał niekontrolowany obrót w powietrzu, a w wyniku upadku spadł mu z głowy kask. Doznał wstrząśnienia mózgu i nie wystartował już do końca sezonu. Po tym wydarzeniu, jeszcze zanim podjęte zostały oficjalne decyzje przez jury, z rywalizacji wycofali się choćby Martin Schmitt, Sven Hannawald czy Andreas Widhoelzl. Ostatecznie podjęto decyzję o przeniesieniu zawodów na kolejny dzień. Upadek Khamidulina zakończył właściwie jego starty w konkursach najwyższej rangi. Co prawda Rosjanin zdobył jeszcze medal na Uniwersjadzie w Zakopanem w 2001 roku, jednak w Pucharze Świata już więcej się nie zaprezentował.
Upadek w Planicy:
Upadek w Vikersund:
Na innym obiekcie mamucim, w trakcie kwalifikacji do konkursu w słoweńskiej Planicy w 1999 roku, bardzo ciężkiej kontuzji doznał Valery Kobelev. Chwilę po wyjściu z progu Rosjanin wykonał salto i upadł plecami na zeskok, by następnie bezwładnie się po nim zsunąć. Przytomność odzyskał dopiero po kilku dniach, a następnie czekała go długa rehabilitacja, która była możliwa m.in. dzięki niemieckiemu mistrzowi Martinowi Schmittowi, który wsparł ją finansowo. Ostatecznie w listopadzie 2001 roku Kobelevowi udało się wrócić na skocznię i zaliczyć swój najlepszy sezon w karierze. Przygodę ze skokami zakończył w 2006 roku, a jego narciarska droga w ojczystym kraju stała się inspiracją do nakręcenia filmu dokumentalnego.
Robert Kranjec jest znany ze swej umiejętności skakania na największych skoczniach świata, co przyniosło mu tytuł mistrza świata w lotach narciarskich w 2012 roku oraz największą liczbę prób powyżej 200 metrów spośród wszystkich zawodników w historii. Jednak u progu swojej kariery zaliczył poważną kontuzję właśnie na obiekcie mamucim, co więcej, na obiekcie w swojej rodzimej Planicy. W kończących Puchar Świata zawodach młody wówczas skoczek po wyjściu z progu stracił kontrolę nad nartami i spadł z dużej wysokości, a następnie kilkukrotnie z dużą prędkością przekoziołkował po zeskoku. Doznał licznych obrażeń, miał połamane żebra, uszkodzone obie łąkotki, złamaną rękę w kilku miejscach, a ponadto wskutek pęknięcia czaszki konieczne stało się umieszczenie w jego głowie metalowej płytki. Mimo tych urazów udało mu się wrócić w kolejnym sezonie do startów, a jak pokazał czas, dramatyczne wydarzanie nie przyczyniły się do powstania blokady psychicznej, gdyż już rok później Kranjec razem z kolegami ze słoweńskiej drużyny zdobył brązowy medal na igrzyskach olimpijskich w Salt Lake City. Planica z kolei była potem miejscem, w którym oddał wiele świetnych skoków oraz zajmował pozycje na podium konkursów. Po raz kolejny niebezpiecznego upadku Słoweniec doznał w październiku ubiegłego roku, w trakcie przedsezonowych treningów w austriackim Innsbrucku. Po nieszczęśliwym zdarzeniu szybko został przewieziony do szpitala w swoim kraju, w którym zoperowano jego kontuzjowane ramię. Mimo początkowych informacji o poważnym stopniu uszkodzeń ciała przerwa Kranjca trwała krócej niż przewidywano, czyli dwa tygodnie, co pozwoliło mu rozpocząć sezon zgodnie z planem w niemieckim Klingenthal.
Wojciech Dolata