Choć Łukasz Kruczek nie chce wracać do tego, co było, to obecnie cieszy się nie tylko pracą we Włoszech, ale i sukcesami biało-czerwonych oglądanymi z boku, a nie w roli głównego bohatera. Nam opowiedział o ważnym w tym sporcie doświadczeniu, presji, postawie Piotra Żyły i najlepszego ze swoich podopiecznych, Sebastiana Colloredo.
Kasia Nowak: Pana włoski podopieczny, Sebastian Colloredo, w Innsbrucku zajął wysokie, 9. miejsce. Czy to zasługa wyższej formy, czy jednak zmiennych warunków?
Łukasz Kruczek: Skacze aktualnie dobrze i powtarzalne. W Innsbrucku skoczył bardzo dobrze i warunki też nie przeszkodziły, jak niektórym zawodnikom, stąd na końcu bardzo dobry wynik. Takie są czasami skoki.

Piotr Żyła. Uwierzyłby Pan, gdyby ktoś Panu powiedział przed Turniejem, że przegra tylko z Kamilem Stochem?
Pewnie nikt na Piotrka nie stawiał przed Turniejem, ale jego dyspozycja rosła z każdym konkursem. Skoki były bardzo wyrównane. Poza tym Piotrek to zawodnik o ogromnych możliwościach.
W 65. edycji TCS triumfowało doświadczenie. Jakie znacznie dla psychiki zawodnika mają sukcesy z przeszłości, takie, które ma na koncie Kamil, a których nie ma Daniel-Andre Tande?
Doświadczenie, szczególnie takie związane z byciem w sytuacjach odnoszenia sukcesu i możliwości odniesienia go, jest na pewno bardzo pomocne. Zresztą w każdej sytuacji doświadczenie pomaga. Zawodnik i nie tylko zawodnik może szybciej, a przede wszystkim właściwie reagować na sytuację.

Turniej to najtrudniejsze wyzwanie dla skoczka? Na igrzyskach czy mistrzostwach świata trzeba oddać 2 świetne skoki. Tu w zasadzie osiem.
W pewnym sensie tak, ale Turniej jest co roku, mistrzostwa świata co dwa lata, a igrzyska co cztery. I to jest podstawowa różnica.
Polacy odnoszą w tym sezonie wielkie sukcesy, pracując pod wodzą Stefana Horngachera. Czuje się Pan częścią tych obecnych osiągnięć?
Powiem tak: jestem bardzo zadowolony z faktu, że miałem okazję pracować z tymi chłopakami wcześniej. Jest to bardzo miłe: oglądać ich całkiem "z boku" odnoszących sukcesy.

Z Polski, w której skoki narciarskie są wyjątkowo popularne, przeniósł się Pan do Włoch, w których nie ma aż takich wyników i presji. Pracuje się Panu łatwiej?
Inaczej, nie można powiedzieć że jest łatwiej czy trudniej. Presja jest zawsze, czasami największa jest ta, którą sami sobie nakładamy my, trenerzy i zawodnicy. Popularność pojawia się za sukcesem, więc o tym na razie nie ma co mówić. W Włoszech numer jeden to narciarstwo alpejskie.
Pojawia się czasem w Pana myślach żal, że nie prowadzi Pan dalej polskiej kadry?
Ten temat został zamknięty po ubiegłym sezonie i do niego nie wracam.
rozmawiała Kasia Nowak