You are currently viewing Kamila Karpiel: „Kto nie ryzykuje, nie pije szampana. Bez skoków brakuje mi adrenaliny”
Kamila Karpiel (fot. Julia Piątkowska)

Kamila Karpiel: „Kto nie ryzykuje, nie pije szampana. Bez skoków brakuje mi adrenaliny”

Jeszcze do niedawna wydawało się, że występ polskich skoczkiń narciarskich w Mistrzostwach Świata można traktować jako melodię przyszłości, a już obecność naszej reprezentantki w czołowej trzydziestce można traktować jako odległe mrzonki. Dzisiaj Kamila Karpiel zajmując 23. miejsce podczas światowego czempionatu w Seefeld napisała nową, piękną historię. – Przed tym sezonem pewnie bym w to nie uwierzyła. Dalej jestem w szoku – komentowała uradowana 17-latka.

 

Życiowy sukces Karpiel, nowa karta w historii polskich skoków kobiet

Już serie treningowe potwierdzały, że Kamila Karpiel ma potencjał na udany występ podczas Mistrzostw Świata w Seefeld. Polka regularnie meldowała się w pierwszej trzydziestce, a zdarzały się rundy, w których była nawet w czołowej dwudziestce stawki. Po pierwszej serii konkursu na Toni-Seelos-Olympiaschanze (HS-109), Polka zajmowała 21. lokatę, dzięki skokowi na 97,5 metra. Podopieczna trenera Marcina Bachledy skorzystała z nieznacznych podmuchów pod narty i przez pewien czas była nawet liderką mistrzowskiego konkursu. W serii finałowej musiała zmagać się z dość znaczącym wiatrem w plecy, jednak to nie zdeprymowało Polki – 93,5-metrowa odległość pozwoliła jej ostatecznie na zajęcie 23. lokaty. Za jej plecami znalazły się m.in. mistrzyni świata juniorek z 2016 roku, Austriaczka Chiara Hoelzl, czy wicemistrzyni „seniorskich” MŚ z 2011 roku, Włoszka Elena Runggaldier.

Co mówiła Polka po zakończeniu indywidualnych zmagań w Seefeldf? – Cieszę się, to mało powiedziane, jestem wniebowzięta. To mój najlepszy start w życiu i duża, duża szansa… Dalej jestem w szoku. Są na pewno duże emocje, jest trochę stresu, bo to poważne zawody. Mogę być zadowolona z siebie, z tego startu i tego sezonu. Przed tym sezonem pewnie bym w to nie uwierzyła, bo to najlepsza zima w moim życiu. Zbieramy z koleżankami bardzo dużo doświadczenia i bardzo dużo emocji, może być już tylko lepiej – komentowała. Zapytana o pierwsze słowa, które usłyszała po konkursie od trenera Marcina Bachledy oraz koleżanki z drużyny, Kingi Rajdy (która dziś zajęła 34. miejsce), odparła ze śmiechem: – Trener powiedział, żebym się poszła ubrać, bo jest zimno. Kinga mi gratulowała, jesteśmy zżyte i mamy ze sobą dużo do pogadania, więc było w tym dużo radości. Mam w niej bardzo dużo wsparcia, ona motywuje mnie każdego dnia.

Dla polskich skoczkiń narciarskich to nie koniec mistrzowskiej rywalizacji w Tyrolu. Przed naszymi reprezentantkami jest jeszcze konkurs drużyn mieszanych, który zostanie rozegrany w sobotę, 2 marca. Wezmą w nich udział wspomniane zawodniczki, Kamila Karpiel i Kinga Rajda, a także dwóch podopiecznych trenera Stefana Horngachera z męskiej kadry A. – Mikst to będzie dla nas nagroda za ten sezon. Bardzo dużo ciężkiej pracy włożyłyśmy w to, gdzie jesteśmy teraz. Czy będą wtedy tak duże emocje? Może nie tak duże, bo staramy się podchodzić do każdych zawodów tak samo, chcemy na spokojnie robić swoje – oceniła Karpiel. Sama przyznała jednak, że chętnie wzięłaby udział w zawodach w jednej drużynie z trzykrotnym mistrzem olimpijskim, Kamilem Stochem. Zapewniła też, że bardzo ceni wkład Adama Małysza w rozwój polskich skoków narciarskich. – Nie pamiętam, jak Adam Małysz zdobywał medale w Vancouver w 2010 roku [Karpiel zaczynała wtedy przygodę ze skokami – przyp.red], ale zarówno Kamil Stoch, jak i Adam Małysz to osoby, które mają u nas duży autorytet. Może dziwnie jest stać koło kogoś, kto tak dużo osiągnął, ale wydaje mi się, że do tego przywykamy, bo coraz częściej się z chłopakami widzimy – przyznała.

 

Karpiel: „Bez skoków brakuje mi adrenaliny”

17-letnia zawodniczka z Podhala, ma już w swoim sportowym dorobku m.in. zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Letniego Pucharu Kontynentalnego w 2017 roku, a także drugie miejsce w generalce zimowego Pucharu Kontynentalnego w sezonie 2018/2019. Jak jednak zaczęła się jej przygoda ze skokami narciarskimi? – Zaczęłam skakać jak miałam 9 lat. Wcześniej mnie to nie fascynowało, bo u mnie w rodzinie nikt wcześniej nie skakał, nie było tego „zalążka”. Po prostu trener robił w szkole nabór, a ja byłam taką dziewczynką, która lubiła się ruszać i lubiłam rzeczy, których inne dziewczyny nie robią. Pomyślałam wtedy: „to nareszcie coś dla mnie, ale super!”… Poszłam na treningi i tak zostało, że już skaczę – opowiedziała z uśmiechem, po czym zapytana o kwestię łączenia sportu z nauką, dodała: – Dla mnie nie ma w tym nic trudnego, bo to chyba najlepsza dyscyplina sportu. Ten sezon był dla mnie jednak najcięższy jeśli chodzi o łączenie skoków z nauką, bo nie było mnie bardzo długo w szkole. Miałam zaległości do nadrobienia praktycznie z trzech miesięcy, ale mogę być dumna z faktu, że sobie z tym poradziłam. Dziewięć lat trenowania to jednak dość długo, przyzwyczaiłam się, to nie jest tak wielkie wyzwanie jak było wcześniej.

Jak sama przyznała, aktualnie największym mankamentem w realiach żeńskich skoków w Polsce jest mała świadomość i wiedza o tym sporcie. – U nas jest bardzo mało skoczkiń i dużo dziewczyn po prostu nie wie, że jest możliwość skakania. My same, jeśli chodzi o ten rok, zrobiłyśmy bardzo duże postępy i nadrabiamy pomalutku, naprawdę da się to zrobić – zapewniła.

Zapytana o tym, co jest dla niej największą mobilizacją w tym sporcie, odparła ze śmiechem: – Było dużo upadków, ale po tygodniu bez skoków brakuje mi ruchu, brakuje adrenaliny, miłość do skoków jest większa. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.

 

korespondencja z Seefeld, Jarosław Poloczek

 

Dodaj komentarz