Kombinezony norweskich skoczków to jeden z tematów, który w ostatnich dniach rozgrzał do czerwoności kibiców skoków narciarskich. I nie tylko ich, ponieważ strojami „Wikingów”, które pozwalają dalej lecieć, zainteresowały się też inne ekipy w pucharowej karuzeli. Szczególnie głośno temat ten jest omawiany po sobotnich wydarzeniach w fińskiej Ruce.
Trzy norweskie dyskwalifikacje… FIS uwziął się na Norwegów?

W pierwszej serii sobotniego konkursu indywidualnego na fińskiej skoczni Rukatunturi, świetne skoki oddali zarówno Johann Andre Forfang (137 metrów), jak i Robert Johansson (138 metrów). Obie te próby dawałyby podopiecznym trenera Alexandra Stoeckla lokaty w ścisłej czołówce. Chwilę później okazało się jednak, że "Wikingowie" zostali zdyskwalifikowani za nieprzepisowe kombinezony. Kolegów w pewnym sensie "pomścili" Daniel-Andre Tande (zanotował drugi triumf) oraz Marius Lindvik, jednak ten drugi mógł się cieszyć... do czasu. Początkowo, dzięki znakomitej finałowej próbie, Lindvik szykował się już do wskoczenia na drugi stopień podium, jednak jak się okazało i jego strój okazał się nieregulaminowy. Konsekwencją była dyskwalifikacja.
Co okazało się problemem w norweskich kombinezonach? Sepp Gratzer podczas kontroli wykrył, że materiał, z którego wykonane są norweskie stroje nie przepuszcza wymaganej w przepisach objętości powietrza. Mówiąc prościej, w pewnych obszarach kombinezon jest w stanie lepiej zatrzymywać powietrze, co w konsekwencji może dawać lepsze noszenie i dawać dodatkowe metry, szczególnie przy wietrze pod narty. To, co kiedyś było luką w przepisach i mogło być wykorzystywane za pomocą technologicznych nowinek do uzyskiwania przewagi nad rywalami, teraz jest przez kontrolerów FIS dokładnie sprawdzane i egzekwowane. Sami zainteresowani początkowo byli oburzeni decyzjami FIS. Trener Stoeckl przerwał wywiad, aby interweniować u Seppa Gratzera i Waltera Hofera, a Johann Andre Forfang twierdził, że kontroler uwziął się na norweskich skoczków i chciał coś na nich znaleźć.
Sprawa białych kombinezonów. Cudowny materiał balansujący na granicy przepisów?

Norwegowie już w Wiśle pojawili się z nowymi kombinezonami, które jak tajemniczo zapowiadał sam trener Stoeckl, są nowym sprzętowym odkryciem ekipy "Wikingów". Ekipa z północy Europy w poprzednich latach nieco zaniedbała kwestie rozwoju sprzętu, a w sporcie tak bardzo wyśrubowanym, jak skoki narciarskie, detale mogą odgrywać kluczową rolę i dawać minimalną przewagę, która w ostatecznym rozrachunku poz
woli na sięganie po zwycięstwa. - Cały czas pracujemy nad tym, aby naszym zawodnikom zapewnić najlepszy sprzęt i najnowszą technologię - przyznawał norweskiej telewizji NRK dyrektor sportowy drużyny, Clas Brede Braathen.
Tajemniczą bronią, którą Norwegowie już na początku zimy chcieli zaskoczyć rywali miały być białe kombinezony. Jak jednak wiadomo, klucz tkwi nie w kolorze, ale we właściwościach stroju. Bardzo możliwe, że to właśnie mniejsza przepuszczalność podmuchów wiatru miała dawać Wikingom pewną przewagę. Jeżeli tak jest w rzeczywistości, dość szybko zostało to odkryte i skarcone. Rywale już rozpoczęli działania mające na celu dotarcie do podobnych materiałów dających lepsze noszenie w fazie lotu. Teraz jednak wszyscy już wiedzą, że FIS nie zamierza być w tej kwestii pobłażliwy.
To nie oznacza jednak, że poszczególne kadry nie będą podejmować kolejnych prób balansowania na granicy przepisów, aby uzyskać dodatkowe metry dla swoich podopiecznych. Technologiczna "wojna" rodem z Formuły 1 trwa także i w skokach narciarskich. Podczas gdy tam walka toczy się o setne części sekundy, tutaj gra idzie o milimetry i ułamki procentów w strojach, które później przekładają się na metry i dłuższe loty dające zwycięstwa.
Jak jednak podkreślał choćby Kamil Stoch, reagując na kolejne z kolei pytania o rzekomo rewolucyjne obuwie stosowane przez polskich skoczków, w ostatecznym rozrachunku najwięcej zależy od człowieka. Liczy się forma skoczka, który oddaje skok w danym sprzęcie. To udowodnił choćby Daniel-Andre Tande, który mając na sobie ciemny kombinezon wygrał dwa pucharowe konkursy w Wiśle i Ruce, nie będąc jednocześnie zdyskwalifikowanym. Chociaż... Marius Lindvik również skakał w Finlandii czarnym stroju i jego drugi skok nie został wliczony do końcowej noty, co potwierdzałoby, że nie tylko na kolor powinniśmy zwracać uwagę. Teorii będzie zapewne tyle, ile reprezentacji. Jednego możemy być pewni, FIS zwraca uwagę nawet na drobne naruszenia przepisów. To skłoni poszczególne reprezentacje albo do dostosowania się do nich, albo do jeszcze sprytniejszego balansowania na ich granicy.
źródło: nrk.no / informacja własna