You are currently viewing Punkt Krytyczny #8: Na wygnaniu z niemieckiej kadry
Alexander Herr i Michael Moellinger (fot. DSV / Alexander Nilssen)

Punkt Krytyczny #8: Na wygnaniu z niemieckiej kadry

Zjawisko „farbowanych lisów” w ostatnich latach okazało się dość powszechne. Również w skokach narciarskich były przypadki zawodników, którzy zmienili barwy reprezentacyjne. Nie zawsze było to okraszone sukcesem. Właściwie jednego zawodnika  możemy nazwać „beneficjentem odważnej decyzji”.

 

Sezon 2004/2005. Polskie skoki znajdują się w nie najlepszej kondycji. Całkiem przyzwoity sezon zalicza Adam Małysz, wygrywając pojedyncze konkursy oraz stając kilkukrotnie na podium. Wydaje się więc, że było nie najgorzej. Czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata świadczyło o powolnym powrocie naszego mistrza do ścisłej czołówki. Jednak za plecami „Orła z Wisły” wiało pustką. Kolejny z naszych, doświadczony już Robert Mateja był trzydziesty ósmy, a młody wówczas Kamil Stoch notował pierwsze starty w Pucharze Świata. Jedyny wynik skoczka z Zębu, na tamten czas, który budził uznanie to sensacyjne siódme miejsce podczas próby przedolimpijskiej w Pragelato. Właśnie ten wynik dał Stochowi pierwsze punkty w karierze. Jednakże to i tak za mało. Nie mieliśmy drużyny, która gwarantowała przyzwoite lokaty, nie wspominając o sukcesach, bo w tamtej chwili naszej drużyny sportowo, po prostu nie było na to stać. Nadzieją na poprawę wyniku naszego zespołu, miał się okazać… niemiecki skoczek Alexander Herr, który we wspomnianym wcześniej sezonie radził sobie przyzwoicie.

 

Sezon życia

Na początku zimy Herr zaskoczył już od pierwszych konkursów w Kuusamo. Druga pozycja w inauguracyjnym konkursie nie była z pewnością sensacją, lecz pewnym zaskoczeniem. Podopieczny Petera Rohweina w następnych zawodach nieco obniżył loty, ale nadal liczył się w stawce i był mocnym ogniwem niemieckiej reprezentacji. Taki stan rzeczy utrzymywał się aż do zawodów w Willingen, które odbyły się tuż po Turnieju Czterech Skoczni. Jak się okazało, konkursy te były ostatnimi w sezonie dla 27-latka. A wszystko przez fatalny upadek, który miał miejsce przy lądowaniu na 148. metrze w loteryjnym konkursie drużynowym. Na twarzy skoczka w pierwszej chwili po upadku pojawił się grymas bólu, a później łzy i sportowa złość. Wówczas już było wiadomo, że odniesiona kontuzja kolana wykluczy zawodnika z treningów na najbliższe tygodnie.

Dlaczego o tym wspominam? Nie bez przypadku. Mający polskie korzenie Herr w pewnym momencie był blisko naszej reprezentacji, co wzbudzało zainteresowanie kibiców i liczne spekulacje na ten temat. Głośno zrobiło się o tym zawodniku w kontekście zmiany barw już rok później, w końcówce sezonu 2005/2006. Od feralnego upadku upłynęło już sporo czasu, a sam zawodnik przystąpił do kolejnej edycji Pucharu Świata reprezentując swoją ojczystą drużynę narodową. Z nią pojechał na igrzyska olimpijskie, które odbyły się w Turynie, lecz tam wystąpił jedynie na skoczni normalnej, zajmując dwudziestą pierwszą pozycję. Od tamtego okresu skoczek popadał w coraz większy konflikt ze swoją federacją, krytykując działania trenera reprezentacji. „Alexander Herr wyraźnie złamał reguły gry i to nie pierwszy raz. W końcu utracił kredyt zaufania. Nie ma już dla niego miejsca w drużynie”. Tak o swoim rodaku wypowiadał się ówczesny prezes Niemieckiego Związku Narciarskiego Alfons Hoermann, sugerując zamknięcie drzwi przed zawodnikiem.

Jak się później okazało, konkurs olimpijski był jego ostatnim. Do końca sezonu 28-latek nie wystąpił już w żadnych zawodach, lecz wciąż pozostawał solidnym skoczkiem, którego było stać na osiągnięcie dobrych rezultatów. Nadal pozostawał „w gazie”, jednak rezygnacja z Herra, nie okazała się dla Niemców dużą stratą. Pomimo problemów i braku gwiazd, nasi zachodni sąsiedzi mocno trzymali się rygorystycznej decyzji. Po zakończeniu sezonu, temat rozpalał w dalszym ciągu wyobraźnię kibiców. W grę wchodziła nie tylko Polska, ale też także Szwecja. Ostatecznie z żadną kadrą nie udało mu się dojść do porozumienia…

 

Skórka za wyprawkę…

Nie do końca zatem rozumiem – z resztą pewnie nie tylko ja – co skłoniło Herra, aby w tak łatwy i niezrozumiały do końca sposób popaść w konflikt z federacją, która zapewniała skoczkowi wszystko na najwyższym poziomie. Zabrakło pokory? Bo przecież to nie kontuzja, nie słabsza forma, lecz gorąca głowa była następstwem końca kariery u zawodnika, który być może miał przed sobą najlepszy okres w karierze. Wiele zachowań można aprobować, część krytykować, postępowanie Herra było najzwyczajniej dziwne i szalone…

Niewątpliwie po latach decyzja jaką podjął zawodnik może wydawać się nierozsądna. Być może zabrakło zimnej głowy, opanowania emocji i ugryzienia się w język. Trudno sobie teraz wyobrazić fakt, że zawodnik który startuje na igrzyskach, obraża się i wyjeżdża w trakcie trwania tak dużej imprezy, informując, że zamierza zmienić barwy reprezentacyjne. Herr był dobrym skoczkiem udowadniając to niejednokrotnie, a świadczyć o tym mogły słowa Apoloniusza Tajnera. „Herra zaliczam do tej grupy zawodników, po której możemy dowiedzieć się czegoś więcej o panujących warunkach”. Być może decyzja, którą podjął zawodnik, była oparta na innym przypadku zmiany barw przez skoczka narciarskiego, kolegi z drużyny, Michaela Moellingera, który postanowił skakać dla Szwajcarów.

Moellinger akurat może wydawać się beneficjentem podjętej decyzji. Wspomniany wcześniej sezon 2004/2005 był dla zawodnika urodzonego w Titisee-Neustadt najlepszym w karierze. Wówczas startował już nie jako niemiecki, a szwajcarski skoczek. Barwy niemieckie reprezentował przez pięć sezonów, a jego wyniki były krótko mówiąc dość przeciętne. W najwyższej „lidze” szans dostawał  jednak niewiele. Aż dziw bierze, że na przestrzeni tych kilku sezonów, startując pod flagą niemiecką zdołał uzyskać zaledwie 8 punktów do klasyfikacji generalnej. Skonfliktowany z niemiecką federacją Moellinger powrócił do Pucharu Świata pod koniec 2004 roku i z marszu stał się mocnym punktem drużyny Helwetów. Decyzja wydawać się mogła właściwa, lecz kolejne sezony były już równią pochyłą. Trudno określić czy ostatecznie zyskał czy stracił. Spoglądając na osiągane rezultaty jako niemiecki skoczek, należy jednak przyklasnąć tej decyzji.

Analizując historię wydawać się może, że takie „transfery” z góry są skazane na niepowodzenie. Właściwie tylko Moellinger wynikami obronił podjętą decyzję. Herr przepadł marnując talent do skoków. Może to się okazać ostrzeżeniem dla zawodników, którzy chcą podążać podobną ścieżką…

 

Michał Pasek,
źródło: Handelsblatt.com, informacja własna

 

Dodaj komentarz