Dla norweskiej kadry skoczków mistrzostwa świata w Planicy były pełne nagłych zwrotów akcji, niespodziewanych sytuacji, dramatów i radości. Prawdziwy rollercoaster emocji zakończył się srebrnym medalem nieco rozczarowanego Halvora Egnera Graneruda, a także drużynowym złotem za sprawą znakomitej taktycznej zagrywki trenera Stoeckla. Wszystko toczyło się w ramach zaciętej niemiecko-norweskiej rywalizacji.
Grudka śniegu, która zabrała złoto

Halvor Egner Granerud przyjeżdżał do Planicy po trzech zwycięstwach z rzędu, w roli lidera klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Już podczas treningów na Letalnicy potwierdzał, że nadal znajduje się w wybitnej formie. W pierwszej serii konkursowej trafił na jeden z najmocniejszych podmuchów wiatru w plecy i lądował na 221. metrze. To dawało mu czwarte miejsce.
W drugiej rundzie 24-letni Norweg także nie mógł w pełni skupić się na szybkim oddaniu kolejnego skoku. Tuż przed jego próbą trener Alexander Stoeckl chciał zmienić belkę startową z 12. na 11., aby pokerową zagrywką zyskać dodatkowe punkty dla swojego podopiecznego. W tym czasie jednak, w torach najazdowych sam Granerud zauważył grudki śniegu, które mogły go wytrącić z równowagi podczas dojazdu do progu, a nawet stanowić zagrożenie dla jego bezpieczeństwa przy prędkości ponad 100 km/h. Tym samym skoczek zszedł z belki, a po chwili ta powróciła na 12. platformę wraz z nasilającym się wiatrem w plecy.
Być może właśnie ten moment i drobinki śniegu w torach pozbawiły go późniejszego złota i brakującego ułamku punktu do Karla Geigera. Mimo tego, Norweg wytrzymał przedłużającą się przerwę oraz ciążącą na nim presję i szybując 229,5 metra awansował na drugą pozycję na półmetku mistrzowskich zmagań. - Halvor zachował chłodną głowę. To pozwala na przeskakiwanie trudności w takich okolicznościach. Imponuje mi jego stabilność - chwalił później swojego podopiecznego trener Stoeckl.
"Gorzkie" srebro Graneruda
W drugim dniu zmagań na słoweńskiej Letalnicy (HS-240) Granerud ponownie zbliżał się do prowadzącego w konkursie Niemca. Loty na 239 i 243 metry pozwoliły mu ostatecznie zgromadzić 876,7 punktu i przed skokiem lidera plasować się na prowadzeniu. Finałowa próba na 231,5 metra, którą Geiger wylądował dokładnie na zielonej linii sugerującej prowadzenie, oznaczała emocje do samego końca i oczekiwanie na rosnący słupek ostatecznego wyniku. Ten zatrzymał się zaledwie pół punktu powyżej rezultatu Norwega. To oznaczało złoto dla Geigera i srebro dla Graneruda.
- Myślałem, że mam szansę na zwycięstwo, ponieważ w czwartej rundzie widziałem, że wylądowałem bardzo daleko za zieloną linią. Zdawałem sobie sprawę, jak dobrzy skoczkowie są teraz za mną. Liczyłem po tym skoku na złoto, ale niestety po prostu nie byłem wystarczająco dobry - mówił po zawodach reprezentant Kraju Fiordów. - Bycie numerem dwa ma strasznie gorzki smak. Na długo przed mistrzostwami powiedziałem, że jeśli poczuję, iż zrobiłem wszystko co w mojej mocy, to i tak będę szczęśliwy. Teraz tego jednak nie czuję. Miałem dwie dobre drugie rundy, jednak piątkowy skok w pierwszej serii był słabszy. Chyba już wiem, co mógł czuć Rune Velta po zdobyciu srebra w Vikersund - dodał Norweg nawiązując do swojego rodaka, który przed ośmioma laty "przegrał" złoty medal o zaledwie trzy punkty.
Mimo tego, że w ręce 24-latka z Trondheim trafił krążek z nie najcenniejszego kruszcu, sam medal jest kolejny potwierdzeniem ugruntowanej pozycji Norwegów w lotach narciarskich. Wystarczy powiedzieć, że w 26 rozegranych do tej pory MŚ w lotach, "Wikingowie" sięgnęli w zawodach indywidualnych po 11 medali, w tym cztery złote (Ole Gunnar Fidjestoel w 1988 r., Roar Ljoekelsoey w 2004 i 2006 r., Daniel Andre Tande w 2018 r.). - Halvor zapewnia, że nasza nieprzerwana seria medali w mistrzostwach świata w lotach trwa. Rozumiem jego rozczarowanie, ponieważ różnice były bardzo małe i on sam łatwo dostrzega, co mógł zrobić lepiej. Ale gdyby ktoś powiedział mi w marcu, kiedy mistrzostwa były przekładane, że Halvor Egner Granerud zdobędzie srebrny medal, zastanawiałbym się mocno czy ten ktoś poważnie leczy się na głowę - przyznał dyrektor sportowy norweskich skoków, Clas Brede Braathen.
O detalach, których zabrakło Granerudowi w zdobyciu złota wypowiedział się sam Roar Ljoekelsoey. - To trochę kwestia stylu, ale bardziej chodzi o to, że skoki w drugich rundach były lepsze. Zabrakło takich także w pierwszych seriach - przyznał były skoczek.
Mistrzowska zagrywka Stoeckla i norweskie złoto
"Wikingowie" wiedzieli jednak, że to nie koniec norwesko-niemieckiej batalii w Planicy. W konkursie drużynowym już po kilku lotach było niemalże wiadome, że losy podium rozegrają między sobą właśnie oni, a także Polacy. Biało-Czerwoni w pewnym momencie zawodów tracili już do mocniejszych rywali za dużo i powoli godzili się z trzecim miejscem podium. Norwegowie zaś do ostatniej próby gonili prowadzących Niemców, czasami wymieniając się z nimi liderowaniem.
Ostatni w ekipie trenera Alexandra Stoeckla był świeżo upieczony wicemistrz, Halvor Egner Granerud, który jak nigdy pragnął złota. Przed jego finałowym skokiem szkoleniowiec zdecydował się na kolejne pokerowe zagranie, które tym razem miało okazał się skuteczne. - Alex obniżył belkę o dwa stopnie, z 12. na 10. a ja skoczyłem znacznie dalej niż później Karl. To świetne, że Alexander pokonał Stefana "szachową zagrywką" w gnieździe trenerskim. Nikt inny by tego nie wymyślił i nikt nie napisałby takiego scenariusza - komentował na gorąco Granerud, który poszybował 234,5 metra i dzięki uzyskaniu co najmniej 95% odległości HS (228,0 m), miał za skrócenie rozbiegu doliczone aż 27,4 punktu.
Na górze został wówczas tylko Karl Geiger. A belka powędrowała przed jego skokiem ponownie w górę, na 12. stopień. Dopiero po chwili zjechała na poziom 11. i 10. Niemalże do samego końca Niemiec nie był więc pewny, z której platformy ruszy w dół rozbiegu. - Widać było, że Halvor skacze daleko w każdym skoku i jest w życiowej formie. Skok poniżej 228 metrów byłby dla niego po prostu słaby. Bez decyzji Stoeckla złoto nie byłoby możliwe. Wydaje mi się, że Horngacher nie był z kolei do końca pewien swojej decyzji. Gdybym był niemieckim zawodnikiem, czułbym się wtedy trochę niepewnie - przyznał ekspert telewizji NRK, a także były skoczek Anders Jacobsen.
Ostatecznie Karl Geiger wylądował co prawda na zielonej linii oznaczającej teoretyczne prowadzenie i zwycięstwo, jednak elektroniczny pomiar nie uwzględniał przepisów, który Niemiec nie spełnił aby również otrzymać wysoką bonifikatę za obniżoną belkę. Tym samym 224,5 metra było lotem o 3,5 metra za bliskim, aby on i jego koledzy mogli się cieszyć ze złota. Co ciekawe, gdyby trener Stefan Horngacher postawił na 11. lub 12. belkę startową, jego podopiecznemu łatwiej (i bez tak wyśrubowanej wymaganej odległości) mogłoby się udać dolecieć do złota. - Słyszałem wcześniej o trenerskich zagrywkach na światowym poziomie, ale to co zrobił Alex to zupełnie nowy wymiar. To był rollercoaster emocji - skwitował Clas Brede Braathen. - Halvor jest w super formie. Wspaniale jest odzyskać złoty medal, który wcześniej stracił - podsumował autor mistrzowskiej zagrywki na miarę złota.
Bartosz Leja,
źródło: nrk.no / informacja własna