Jednoseryjne Mistrzostwa Polski w skokach narciarskich padły łupem Tomasza Pilcha, dla którego jest to pierwszy w karierze medal krajowego czempionatu w konkursie indywidualnym. Na najniższym stopniu podium znalazł się kolejny z zawodników aspirujących do wielkich sukcesów, Andrzej Stękała.
Po pierwszej serii konkursowej i po dalekim skoku na odległość 136 metrów Tomasz Pilch prowadził w zawodach o tytuł zimowego mistrza Polski. Drugą serię zmagań jednak odwołano i to właśnie 20-letni członek kadry narodowej został złotym medalistą czempionatu. Sam zawodnik po zwycięstwie nie ukrywał jednak zdziwienia.
– Sądząc po ostatnich skokach, które oddawałem w zawodach nie spodziewałem się tego. Dzisiaj przyszedłem z czystą głową, w ogóle praktycznie nie myślałem o skokach. Rano rozmawiałem z trenerem Grześkiem Sobczykiem, który powiedział, że teraz jest dla mnie czas na naukę cierpliwości. Do dzisiejszego dnia podszedłem bez żadnego napięcia. Nie myślałem o skokach i to zaczęło jakoś funkcjonować. Te skoki zaczęły też od razu być dużo lepsze – przyznał skoczek z Wisły.
Mimo zaskoczenia jakie towarzyszyło Pilchowi przy odbiorze złotego medalu, zawodnik przyznał, że próba, którą oddał w zawodach była naprawdę bardzo dobra i przypominała jego najlepsze skoki z sezonu letniego. – Ten skok był naprawdę super i mogę go porównać do tych, które były w lecie. Trener też mówił, że nie był to jakiś fart z warunkami – mówi skoczek. 20-letni reprezentant klubu WSS Wisła nie krył, że przed startem w drugiej serii serii towarzyszyło mu trochę stresu.
Utalentowanego zawodnika zaniepokoiły również upadki, zarówno w konkursie mężczyzn jak i w zmaganiach pań. – W drugiej serii chciałem zrobić to samo co na treningach. Nie wiem co by z tego wyszło, ale przed samym startem na pewno bym się stresował. Na szczęście do tego nie doszło. Na szczęście nie widziałem też upadku Kingi Rajdy, ale widziałem upadek Karola Niemczyka z pierwszej serii i źle to wyglądało z góry – ocenił.
Pilch wspomniał również o warunkach wietrznych. 20-latek potwierdził, że na skoczni im. Adama Małysza było zbyt niebezpiecznie i nie dało się rozegrać drugiej serii konkursowej, a sami zawodnicy wybierający się na Turniej Czterech Skoczni najważniejsze starty sezonu mają jeszcze przed sobą. – Było zbyt niebezpiecznie i nie ma co ryzykować przed najważniejszymi startami, które są przed kadrą, która jedzie na Turniej Czterech Skoczni. W tym sezonie są również mistrzostwa świata, więc szkoda by było gdyby komuś coś się stało i by w nich nie wystartował – podsumował świeżo upieczony mistrz Polski.
Na trzecim stopniu podium zawodów znalazł się świetnie radzący sobie w Pucharze Świata, Andrzej Stękała. 25-latek z Dzianisza po znakomitym starcie sezonu i po drużynowym podium na mistrzostwach w lotach w Planicy, po raz kolejny udowodnił, że znajduje się w doskonałej dyspozycji. Stękała mimo radości, którą sprawiają mu skoki przyznaje, że na skoczni najbardziej brakuje mu kibiców. – Skocznia jest taka sama bez kibiców, ale to że nie ma dopingu to jest bardzo przykre. Jak ta publiczność jest, to robi to wielką różnicę – zdradza 25-latek.
Zbliżający się wielkimi krokami 69. Turniej Czterech Skoczni będzie dla Stękały dopiero drugą okazją w karierze, aby pokazać się w tej prestiżowej imprezie. Sam zawodnik wyznaje, że już myśli o nimiecko-austriackim tournee, jednak w najbliższych dniach skupi się na odpoczynku. – Jak najbardziej myślę o Turnieju, ale teraz jest chwila przerwy, trzeba trochę odsapnąć od tego wszystkiego i nacieszyć się rodziną – przyznał.
Weronika Brodowska, Anna Trybuś,
informacja własna