You are currently viewing Polacy skoczą w Oberstdorfie, Niemcy zaskoczeni wynikiem testów. Pertile: „Nikt nie był przeciwny tej decyzji”
Sandro Pertile (fot. Julia Piątkowska)

Polacy skoczą w Oberstdorfie, Niemcy zaskoczeni wynikiem testów. Pertile: „Nikt nie był przeciwny tej decyzji”

Podczas specjalnej konferencji prasowej zorganizowanej prze południem, zarówno dyrektor PŚ Sandro Pertile, jak i sekretarz generalny komitetu organizacyjnego zawodów w Oberstdorfie potwierdzili, że wyniki testów na obecność koronawirusa w polskiej kadrze okazały się negatywne i Biało-Czerwoni zostali dopuszczeni do zawodów otwierających 69. Turniej Czterech Skoczni. Słowo "przepraszam" jednak nie padło.

 

Od początku całego zamieszania związanego z wynikiem testu Klemensa Murańki, polski sztab szkoleniowy na czele z trenerem Michalem Doleżalem i dyrektorem sportowym Adamem Małyszem, przyznawał że można było mieć wiele zastrzeżeń do sposobu komunikacji o decyzjach niemieckiego sanepidu. O wykluczeniu z zawodów kadra dowiedziała się... z mediów. Jednocześnie nie kwapiono się, aby powtórny test wykonać odpowiednio szybko, żeby Biało-Czerwoni zdążyli wystartować (w przypadku negatywnego wyniku) w kwalifikacjach będących przepustką do wtorkowego konkursu.

Dodajmy, że pozytywny wynik testu w gronie 760 testowanych w Oberstdorfie osób otrzymali również: jeden z dziennikarzy międzynarodowej stacji telewizyjnej, osoba odpowiadająca za obsługę skoczni, a także fizjoterapeuta niemieckiej kadry B. Jak jednak stwierdził lokalny komitet organizacyjny w toku przeprowadzonego postępowania, nie miał on bezpośredniego kontaktu z niemieckimi zawodnikami przed konkursem. To jednak mocno zastanawiające, ponieważ zgodnie z tym tłumaczeniem, niemiecka grupa krajowa, którą miał się opiekować, przed zawodami nie korzystałaby z pomocy fizjoterapeuty, który z reguły jest nieodłączną częścią dnia skoczków niemalże każdego dnia.

Wracając do tematu polskiej kadry, negatywny wynik Klemensa Murańki jak wiemy dotarł dopiero po rundzie kwalifikacyjnej i odtąd zaczęła się "batalia" o przywrócenie polskich skoczków do konkursu otwierającego TCS. W nią najbardziej zaangażowali się prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner, a także dyrektor sportowy Adam Małysz, który miał poprowadzić dyskusję podczas wczorajszego wieczornego spotkania kapitanów drużyn. Podczas niego zapadła decyzja o warunkowym dopuszczeniu Biało-Czerwonych do wtorkowego konkursu, jeżeli poranne wyniki testów na COVID-19 byłyby negatywne. To jak już wiemy, zostało spełnione. Sekretarz generalny KO w Oberstdorfie, Florian Stern, skwitował taki obrót sprawy zdziwieniem. - Bardzo zaskakujące było to, że wynik drugiego testu w polskiej drużynie okazał się negatywny. Trudno to zrozumieć. Lekarze dyskutują jak mogło do tego dojść - powiedział. Dodajmy, że w stronę polskiej drużyny nie padły słowa ubolewania, ani przeprosin związane z całym zamieszaniem.

 

 

Dodajmy, że w sprawę zaangażowały się nawet polskie władze państwowe, które miały wywrzeć presję na organizatorach zmagań w kwestii dopuszczenia Polaków do startu. Wsparcie zapowiedziało Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu na czele z ministrem Piotrem Gliński, a także premier RP Mateusz Morawiecki. Jak jednak przyznał Florian Stern, oficjalnie do Niemców z zapytaniem o wyjaśnienie całej sytuacji zgłosił się tylko Konsulat Generalny RP w Monachium.

 

 

Tym samym o zgodnie z nowym programem zawodów, o godzinie 14:30 zostanie przeprowadzony oficjalny trening specjalnie dla siedmiu reprezentantów Polski (Kota, Kubackiego, Murańki, Stękały, Stocha, Zniszczoła i Żyły). Na godzinę 15:00 zaplanowany jest start serii próbnej z udziałem wszystkich 62 skoczków z 16 krajów, a o godzinie 16:30 ruszy pierwsza seria konkursowa (bez systemu KO) w takim samym składzie osobowym. Wyniki wczorajszych kwalifikacji zostały więc anulowane i zawodnicy nie zmierzą się w tradycyjnych 25 pojedynkach. Pojawiło się jednak pytanie, czy zwycięzca rundy kwalifikacyjnej, Philipp Aschenwald, będzie mógł zatrzymać nagrodę za triumf, czyli niebagatelną sumę 5 tysięcy euro. I niech o sporym zamieszaniu panującym na miejscu w Oberstdorfie świadczy to, że ze strony Sterna nie padła jednoznaczna odpowiedź. - To coś, co musimy przedyskutować, ponieważ nie jestem pewien jak FIS potraktuje wczorajszy konkurs kwalifikacyjny. W sumie konkurs się odbył, były oficjalne wyniki... - zaczął. Po chwili sytuację wyjaśnił Pertile: - Oczywiście zwycięzca zachowuje nagrodę pieniężną.

Jedną z najważniejszych poruszonych kwestii było jednak to, co zrobić, aby podobne sytuacje i COVID-owe zamieszania nie zdarzały się również w przyszłości. Julia Piątkowska z naszego portalu zaproponowała podczas konferencji, aby od razu przed każdymi zawodami wykonywać podwójne testy, aby w największym możliwym stopniu wykluczyć możliwość pomyłki i niesprawiedliwego wykluczenia. - Będziemy pracować w najbliższych godzinach i dniach, aby poprawić ten system. Chcemy unikać takich wydarzeń w przyszłości. Nasza wcześniejsza decyzja była podyktowana dbaniem o bezpieczeństwo polskich skoczków i pozostałych drużyn. W nowej sytuacji jesteśmy zadowoleni, że w konkursie pojawi się pełna stawka - skwitował dyrektor PŚ Sandro Pertile zaznaczając, że sytuacja, do której doszło w ostatnich dniach była pierwszą w tym sezonie. Początkowo Włoch wyraźnie zapomniał jednak o niemalże identycznym przypadku Czechów z fińskiej Ruki, którzy nie mogli wystartować w jednym z konkursów w związku z pozytywnym testem u Filipa Sakali. Jak się później okazało, test najprawdopodobniej dał fałszywy wynik, a Czesi niesłusznie zostali wykluczeni wówczas z rywalizacji. Dopiero po kolejnym pytaniu o tą kwestię, Pertile przyznał: - Przypadek Sakali był jedną z lekcji, którą dostaliśmy w tym sezonie. Każdego tygodnia stajemy twarzą w twarz z nowymi sytuacjami i staramy się być gotowi na każdy kolejny weekend. Ten sezon jest dla nas pełen wyzwań.

Zakończenie ogromnego zamieszania na swój sposób na Instagramie skomentował Piotr Zyła, który jest określany jednym z kandydatów do czołowych lokat w całym 69. Turnieju Czterech Skoczni.

 

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Piotr Żyła (@piotr_zyla_official)

 

Bartosz Leja,
źródło: informacja własna / Instagram

 

Dodaj komentarz