You are currently viewing Niemcy i Norwegowie krytykują FIS, Horngacher: „Nie chcemy już więcej ryzykować”
Na Letalnicy było dziś niebezpiecznie i bardzo nerwowo (fot. BoBo / OC Planica)

Niemcy i Norwegowie krytykują FIS, Horngacher: „Nie chcemy już więcej ryzykować”

Wiatr nie pozwolił na rozegranie sobotniego konkursu drużynowego w Planicy. Na Letalnicy skoki oddało zaledwie kilku zawodników. Jury mimo warunków zagrażających bezpieczeństwu skoczków próbowało rozegrać konkurs, co spotkało się ze sprzeciwem trenerów. Protestowali Niemcy, a także Norwegowie. – Mieliśmy tu straszny upadek dwa dni temu, a dziś sytuacja jest nieprzewidywalna – skwitował dyrektor sportowy niemieckiej federacji Horst Hüttel.

 

Wydawało się, że po fatalnym upadku Daniela Andre Tandego i po piątkowym jednoseryjnym konkursie, w Planicy już wszystko odbędzie się zgodnie z planem. Niestety ponownie w dzisiejszych drużynowych zmaganiach na "mamucie" w Planicy główną rolę grał wiatr. Skoki oddało 21 (z 36) zawodników, w tym tylko kilku z nich trafiło na sprzyjające warunki. Mimo tego sędziowie nie chcieli rezygnować i przekładali wznowienie konkursu. Jako pierwszy tej decyzji sprzeciwił się trener reprezentacji Niemiec Stefan Horngacher, wycofując ze startu swoich pozostałych zawodników, Markusa Eisenbichlera i Karla Geigera.

- My już podjęliśmy decyzję, że ​​nie będziemy już skakać przy takim wietrze. To zbyt niebezpieczne warunki, które zmieniają się zbyt szybko. Nie chcemy już więcej ryzykować - komentował swoje postanowienie szkoleniowiec jeszcze zanim ogłoszono decyzję o odwołaniu konkursu. - Nie pozwolę nikomu skoczyć w takim wietrze - skwitował ostro w niemieckiej telewizji ZDF. Austriak również wspomniał o upadku Daniela Andre Tande, o którym zawodnikom jak i kibicom trudno jest zapomnieć. -  Oczywiście chłopaki ciągle mają to w głowach - skwitował podkreślając, że najważniejsze jest bezpieczeństwo zawodników, a nikt nie chce drastycznej powtórki z czwartku. Szkoleniowcowi wtórował dyrektor sportowy niemieckiej federacji Horst Hüttel. - Mieliśmy tu straszny upadek dwa dni temu, a dziś sytuacja jest nieprzewidywalna - mówił.

Chwilę po decyzji Niemców głos w sprawie niesprawiedliwego konkursu zabrał główny szkoleniowiec Norwegów Alexander Stöckl. To właśnie przy skoku jego podopiecznego doszło do największych absurdów. Marius Lindvik aż sześć razy musiał schodzić z belki, a gdy udało się trafić na lepsze warunki, skoczył zaledwie 172 metry. Stöckl po tym skoku poprosił o możliwość ponownego oddania skoku przez Lindvika, jednak jury nie rozpatrzyło pozytywnie tej decyzji. Jestem bardzo niezadowolony z pracy jury. - Zapytałem ich trzy razy, czy Marius Lindvik mógłby się ponownie przygotować. Byli trenerzy z kilku krajów, którzy powiedzieli, że musimy zrobić sobie przerwę. Jury próbowało przeforsować rozegranie tej rundy, kiedy zaczęło robić się naprawdę niebezpiecznie - skomentował w NRK szkoleniowiec "Wikingów". 

Warto zauważyć, że ciągłe ściąganie zawodnika z belki nie sprzyja zarówno koncentracji, jak i sprzętowi. Kombinezon się rozciąga, co może ostatecznie doprowadzić do dyskwalifikacji zawodnika. Ponadto buty, które są ciasno związane rozluźniają się, co może spowodować utratę kontroli podczas fazy lotu. Co więcej, mięśnie zawodnika, które znajdują się w niewygodnym obuwiu przez dłuższy czas mogą nie zareagować w porę na trudną sytuację w locie. - Kilkakrotnie pytałem czy możemy się znowu przygotować. To są loty narciarskie i wiążą się to z dużym ryzykiem. To było wyjątkowo nieprofesjonalne i niebezpieczne - powiedział Austriak. Również sam Marius Lindvik nie krył zdenerwowania i rozczarowania. - To było beznadziejne. Siedziałem z całym sprzętem i nie czułem już nóg - powiedział 22-latek.

Jak już wiadomo, konkurs drużynowy został przełożony na niedzielę, jednak zostanie rozegrana tylko jego jedna seria. Początek zmagań na Letalnicy (HS-240) już jutro o godzinie 9:00, natomiast finałowy konkurs indywidualny sezonu 2020/2021 rozpocznie się o 10:30.

 

Emilia Kryzel,
źródła: NRK.no / Sport1.de / T-online.de

 

Dodaj komentarz