Podobnie jak w czwartek, tak i w piątek w czołowej trzydziestce lotów w Planicy zameldowało się trzech reprezentantów Polski. I znów najwyżej sklasyfikowanym z Biało-Czerwonych był Piotr Żyła, który tym razem zajął siódme miejsce. Zarówno on, jak Jakub Wolny który był dziesiąty, przyznali w rozmowie z TVP Sport, że chcieliby jednak poszybować poza granicę 240. metra.

Po dziesiątym miejscu wywalczonym w czwartek, w jednoseryjnej piątkowej rywalizacji Piotr Żyła był siódmy. Ogromne różnice w przelicznikach punktowych za zmienny wiatr mogły jednak w dużej mierze zamazać realny obraz rywalizacji. Wszak to właśnie 34-letni polski skoczek poszybował dziś najdalej. Żyła uzyskał 239 metrów, jednak jak sam podkreślił, liczył na jeszcze dłuższy lot.
– Dziwne to powietrze było… Wyleciałem „w kosmos” i myślę sobie „ojej, nie spadnę”. Później fajnie mnie przekręciło, lecę, widzę następne linie… Myślałem, że jeszcze będę leciał, a później szybko spadło na dół. Próbowałem lądować telemarkiem, ale punktowali mniej jak łajzę. Trzeba ładnie lądować – opowiadał na gorąco Filipowi Czyszanowskiemu z TVP Sport. – W końcówce brakło powietrza, miałem wysokość, szybkość też była. Przydałoby się trochę tego powietrza, żeby skakać powyżej 240 metrów – dodał.
Po piątkowym konkursie Żyła jest najwyżej sklasyfikowanym polskim zawodnikiem zarówno w Pucharze Świata w lotach, jak i w turnieju Planica 7. Skcozek z Ustronia zajmuje odpowiednio dziesiąte i siódme miejsce. O ile w „generalce” lotów o awans na podium będzie niezwykle trudno (strata wynosi 50 punktów), o tyle czołowa trójka w cyklu Planica 7 wydaje się bardziej realna (tu strata sięga 11,7 punktu).
Drugim z naszych skoczków okazał się dzisiaj ponownie Jakub Wolny. Po czwartkowej czternastej lokacie, dziś 25-latek zajął dziesiąte miejsce. I podobnie jak Piotr Żyła miał prawo narzekać na przeliczniki, które w dużej mierze sprawiły, że zawodnicy z najdłuższymi odległościami nie zdołali wskoczyć na podium. Niestety boczny wiatr jest traktowany przez komputerowy system bardzo różnie (w zależności od jego odchylenia), a w rzeczywistości może mieć albo ogromny, albo znikomy wpływ na odległość. A punkty lecą…

Sam Wolny przyznaje jednak, że podczas swojego lotu przed oczami miał już granicę 240. metra. Skończyło się na 237. metrze i lądowaniu zaledwie pół metra przed rekordem życiowym. – Wystarczyło się trochę napiąć i spokojnie byłoby 240. W końcówce trochę za bardzo się rozluźniłem. Żałuję najbardziej właśnie tego, że nie udało się do tego dolecieć – stwierdził. Odniósł się też do przeciągającego się, aż 2,5 godzinnego konkursu na Letalnicy. – Każdemu się dłużyło. To jest dla nas niekomfortowa psychicznie sytuacja, bo trzeba się rozgrzewać mentalnie i fizycznie – podkreślił.
Na tą samą kwestię zwracał uwagę Dawid Kubacki, który dziś po 230. metrowym locie zajął szesnaste miejsce. – Będziemy bardziej zmęczeni niż po normalnym „trzyseryjnym” konkursie z kwalifikacjami. Co chwilę rozgrzewka… Kiedy ma się numer z przodu, trzeba cały czas być w gotowości – zauważył 31-latek, który startował dość wcześnie ze względu na wczorajszą „wpadkę”, czyli dopiero 31. lokatę i brak pucharowych punktów w klasyfikacji lotów. Dziś Kubacki jednak zaliczył zdecydowany progres. – Nie był to skok wybitny, ale całkiem solidny. Jeszcze były drobne rzeczy do wychwycenia, ale dzisiaj już tak nie przeszkadzały – skwitował.
Dodajmy, że poza rundą finałową wylądowali 32. Kamil Stoch, 36. Andrzej Stękała oraz 48. Klemens Murańka. Szczególnie w przypadku Stocha jest to sytuacja bardzo rzadko spotykana. Po raz ostatni utytułowany polski skoczek dwa razy z rzędu poza czołową trzydziestką wylądował… w 2009 roku.
źródło: TVP Sport