You are currently viewing Złość i skołowanie mistrza. Kamil Stoch: „Ciągle coś mi umyka, brakuje jednego puzzla”
Kamil Stoch (fot. Julia Piątkowska)

Złość i skołowanie mistrza. Kamil Stoch: „Ciągle coś mi umyka, brakuje jednego puzzla”

Weekend na skoczni im. Adama Małysza w Wiśle miał stanowić punkt zwrotny dla polskich skoczków. Na to przynajmniej liczyli z pewnością licznie zgromadzeni na trybunach kibice. Niestety stało się inaczej. W rywalizacji drużynowej Biało-Czerwoni przegrali rzutem na taśmę miejsce na podium. Indywidualnie jako przyzwoite można było oceniać jedynie próby Kamila Stocha. Sam zainteresowany podkreślał, że dobre skoki nie są daleko, choć jednocześnie poszukiwaniom towarzyszy sporo złości i skołowania.

 

Podobnie jak w kwalifikacjach w Niżnym Tagile i serii próbnej w Ruce, tak i w jednym z oficjalnych treningów w Wiśle Kamil Stoch uplasował się na pierwszym miejscu. Tym samym zasygnalizował, że wciąż stać go na skoki na miarę światowej czołówki. Niestety, podobnie jak to do tej pory bywało, w konkursach nie było już tak kolorowo. W tych pojawiały się błędy, a także pech do warunków wietrznych, co szczególnie dało się odczuć podczas sobotnich zawodów drużynowych. Wtedy najmocniejszy punktem polskiej drużyny był równo skaczący Piotr Żyła, a Kamil Stoch uzyskując 117,5 i 116 metrów zanotował indywidualnie dziewiąty rezultat, będąc drugim ogniwem zespołu. Finalnie, po słabszym skoku Dawida Kubackiego w finale, nasi reprezentanci wylądowali jednak poza podium.

Zrobiliśmy wszystko co się dało. Skoczyłem na tyle, na ile umiałem. Szkoda, że nie mam lepszej informacji zwrotnej, w postaci dłuższych skoków. To nie są tragiczne skoki. Mam w sobie dużo złości, bo uważam, że jako drużyna zasłużyliśmy na to podium – mówił bardzo niezadowolony z przebiegu sobotniej rywalizacji.

Szansą na odkucie się miał być niedzielny konkurs, w którym wystartowało aż jedenasty reprezentantów Polski. Po pierwszej kolejce wiedzieliśmy, że w finale będziemy mieć już tylko trzech naszych przedstawicieli w finale. Po pierwszej rundzie najwyżej z nich był Kamil Stoch, któremu 117 metrowa odległość dawała dziewiątą lokatę. Już wtedy do podium 34-latek tracił 8,2 punktu. W finale nadszedł jeszcze bliższy skok (116,5 m) i spadek na jedenastą pozycję. I w taki sposób zawodnik z Zębu po raz kolejny dźwigał na swoich barkach największe oczekiwania związane z występem polskiej ekipy. Trzeba jasno podkreślić, że w przypadku zawodnika, który w Wiśle pięciokrotnie stawał na podium i dwukrotnie wygrywał, takie rezultaty nie są szczytem marzeń,

Wczoraj przemawiała przeze mnie większa złość. Dzisiaj to jest takie skołowanie, bo wydaje mi się, że to wszystko jest okej, ale jednak czegoś ciągle brakuje. Teraz muszę wszystko zrobić idealnie, żeby móc później cokolwiek zrobić w powietrzu. Czuję, że od początku sezonu te skoki są bardzo podobne, prawie identyczne, forma jest dobra, ale ciągle coś mi umyka, brakuje dosłownie jednego puzzla, który mógłbym wsunąć i który pozwoliłby mi odlecieć te kilka metrów. Teraz muszę trzymać wszystko w  ryzach, skupiać, żeby zrobić wszystko idealnie. Nie mogę sobie pozwolił na żaden mały błąd, bo od razu ląduję kilkanaście miejsc niżej – mówił w rozmowie z Kacprem Merkiem z Eurosportu. – Inaczej się skacze, kiedy wszystko wychodzi, a inaczej kiedy wiesz, że musisz się bardzo skupić i pilnować elementów. Denerwuje mnie to, wkurza. Nie było zabawy – skwitował mocno niepocieszony po zmaganiach przed własną publicznością na skoczni im. Adama Małysza.

Szansą na poprawę dla Stocha mogą być kolejne nieoficjalne treningi w Wiśle, do których wiślański obiekt jest wszak gotowy. Wiemy już teraz, że Kamil Stoch wraz z Piotrem Żyłą, Aleksandrem Zniszczołem i Pawłem Wąskiem, powalczą w kolejnych zawodach Pucharu Świata w Klingenthal, które odbędą się w dniach 10-12 grudnia. Inna droga czeka ich kolegów, Dawida Kubackiego, Klemensa Murańkę, Andrzeja Stękałę i Jakuba Wolnego, którzy w najbliższych dniach zamiast na kolejne międzynarodowe zawody, udadzą się na spokojne treningi na normalną skocznię „prawidło” w austriackim Ramsau.

 

źródło: eurosport.tvn24.pl

 

Dodaj komentarz