Polscy skoczkowie wrócili z XXIV Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pekinie. W chińskim Zhangjiakou nasi reprezentanci dostarczyli nam wielu sportowych emocji, mimo że ich wcześniejsze starty w sezonie 2021/2022 tego nie zapowiadały. Z brązowym medalem na Lotnisku Chopina w Warszawie wylądował Dawid Kubacki, a z tarczą, mimo braku olimpijskich zdobyczy wrócił też Kamil Stoch.
Spoglądając na przekrój startów naszych skoczków od początku zimy, wydawało się, że jeden medal będzie nie tylko sukcesem, ale mimo wszystko sporą niespodzianką. Oczywiście każdy z nas zdawał sobie sprawę z potencjału tkwiącego w tak utytułowanych zawodnikach jak Dawid Kubacki, Kamil Stoch czy Piotr Żyła, ale jedyne podium, które jeszcze w grudniu w Klingenthal wywalczył drugi z nich, było jedyną iskierką nadziei. Zarówno wcześniejsze, jak i późniejsze skoki podopiecznych trenera Michala Doležala, wskazywały na to, że w Chinach o medale będą się bić przede wszystkim zagraniczni rywale.
Na normalnej skoczni na wyżyny swoich aktualnych możliwości wzbił się jednak Kubacki. Skoki na 104 i 103 metry pozwoliły mistrzowi świata z 2019 roku zapisać się także na kartach polskiego olimpizmu. Brązowy medal 31-latka był bardzo pozytywnym zaskoczeniem, a w grze o podium był przecież także Stoch, który na mniejszym obiekcie zajął szóste miejsce. Na dużej skoczni emocje również sięgnęły zenitu, ponieważ trzykrotny mistrz olimpijski ponownie liczył sie w walce o podium. Skończyło się na czwartym miejscu, łzach i niedosycie nawet samego skoczka, choć trzeba jasno powiedzieć, że postawa i mobilizacja 34-latka była imponująca.
Największym polskim bohaterem igrzysk był jednak niewątpliwie Kubacki, który przełamał niemoc polskich sportowców w Pekinie i sięgnął po jedyny jak dotąd krążek. – Myślę, że ten medal to wspaniałe wynagrodzenie ciężkiej pracy, którą wykonujemy przez cały rok. Początek tego sezonu nie wyglądał tak jak byśmy wszyscy tego chcieli, ale mimo wszystko każdy z nas włożył bardzo dużo pracy w to, by wrócić na dobre tory. Wydaje mi się, że całą drużyną pokazaliśmy ducha walki i to naprawdę cieszy – mówił na warszawskim lotnisku.
Druga z naszych największych olimpijskich nadziei, czyli Kamil Stoch, nie ukrywał, że on też bardzo liczył na wywalczenie swojego czwartego indywidualnego medalu i jednocześnie piątego, licząc również zmagania drużynowe. – Dawid zdecydowanie zasłużył na ten medal. Jednak muszę przyznać, że trochę szkoda, że tylko on stoi tutaj z krążkiem na szyi. Żałujemy, że nie udało nam się przywieźć ich więcej z Pekinu, ponieważ medal olimpijski to najlepsza pamiątka dla każdego sportowca. Z tego miejsca dziękuję również wszystkim kibicom, którzy razem z nami przeżywali te emocji i trzymali za nas kciuki – mówił skoczek z Zębu, który wraz z Kubackim, a także Pawłem Wąskiem i Piotrem Żyłą zajął w rywalizacji drużynowej szóste miejsce. Dodajmy, ze w szalonym konkursie drużyn mieszanych, Kubacki, Stoch, a także Nicole Konderla i Kinga Rajda także zajęli szóste miejsce.
Kubacki, który w Zhangjiakou wywalczył brąz, został czwartym polskim skoczkiem narciarskim w historii, który wywalczył indywidualny medal na igrzyskach. Jako pierwszy w 1972 roku w Sapporo dokonał tego Wojciech Fortuna, który na dużym obiekcie sensacyjnie wywalczył złoto. Na kolejną zdobycz polscy kibice musieli czekać do ery Adama Małysza. „Orzeł z Wisły” w 2002 (Salt Lake City) i 2010 roku (Vancouver) zdobył łącznie cztery medale, trzy srebrne i jeden brązowy. Później po trzy złota sięgnął Kamil Stoch, który święcił swoje triumfy dwukrotnie w 2014 (Soczi) i raz w 2018 roku (Pjongczang). Ponadto przed czterema laty historyczne podium wywalczyła Biało-Czerwona drużyna, w której składzie znaleźli się Kubacki, Stoch, a także Stefan Hula i Maciej Kot. Szansa na powiększenie tego dorobku nadejdzie za cztery lata podczas XXV Zimowych Igrzysk Olimpijskich we Włoszech (Mediolanie i Cortinie d’Ampezzo). Arenami zmagań będą wówczas doskonale znane polskim skoczkom obiektu w Predazzo.
Bartosz Leja,
źródło: olimpijski.pl