Sport to nie tylko radość ze zwycięstw i sukcesów, ale też w ogromnym stopniu gorycz porażek i niespełnione ambicje. Niestety w dużym stopniu przekonuje się o tym w ostatnim czasie Johann André Forfang. Norweski skoczek, który w latach 2015-2018 wywalczył piętnaście pucharowych podiów, od dłuższego czasu bezskutecznie walczy o powrót do wielkiej formy. Teraz sam przyznaje, że boryka się z depresją i nie jest jeszcze pewny czy w następnym sezonie będzie kontynuował karierę.
Jeszcze kilka sezonów temu wydawało się, że Forfang na stałe zagości w ścisłej światowej czołówce. Swoje pierwszej podium w zawodach Pucharu Świata wywalczył w 2015 roku na „mamuciej” skoczni w Vikersund. W niespełna trzy lata zanotował na swoim koncie piętnaście pucharowych podiów, w tym trzy zwycięstwa, w Titisee-Neustadt (2016 r.), Willingen i Niżnym Tagile (2018 r.). Ponadto przed czterema laty został wicemistrzem olimpijskim na normalnej skoczni w Pjongczangu, a jeszcze wcześniej, bo w sezonie 2015/2016 w klasyfikacji generalnej PŚ uplasował się na piątej pozycji. Na kolejne indywidualne miejsce na podium norweski zawodnik czeka jednak już ponad trzy lata. Tej zimy najwyżej plasował się w grudniu w Klingenthal, kiedy zajął szóste miejsce. Ostatnio wygrał co prawda pierwszy prolog turnieju Raw Air w Lillehammer, jednak później bardzo szybko pożegnał się z szansami na dobry rezultat, lądując poza konkursową trzydziestką.
Ostatnio w rozmowie z norweską telewizją NRK przyznał, że ostatnie sezony są dla niego bardzo trudne pod względem mentalnym. Sam wspomina nawet o depresyjnych nastrojach, które coraz częściej poddają pod wątpliwość jego sportową przyszłość. – Muszę ocenić czy to wszystko jest tego warte. Czy powinienem przez to przez pół roku być przygnębiony? Jeśli w kolejnych sezonach też mi się nie uda wrócić do formy, depresja może się pogłębić. A wtedy co? Teraz czuję, że od dawna biję głowę w ścianę. Od kilku lat tak naprawdę nie osiągam żadnych rezultatów. To zabiera mi dobry nastrój i niszczy relacje z moimi bliskimi – nie ukrywa 26-latek, który wciąż nie jest jeszcze zdecydowany czy po sezonie 2021/2022 będzie kontynuował sportową karierę.
Sam skoczek podkreślił, że najważniejszą rolę w jego pozasportowym życiu pełni jego partnerka, Kristin, która wspiera sportowca w najtrudniejszych momentach. – Ma zupełnie wyjątkową umiejętność podtrzymywania na duchu. Jest moim najważniejszym kibicem – nie ukrywa podopieczny trenera Alexandra Stöckla. – To dla nas bardzo trudne. Odbieram telefony od Johanna po każdych zawodach i staram się zapewnić mu jak najwięcej komfortu i wsparcia. Kiedy ponosi się wiele porażek z rzędu przez tak długi czas, wtedy można odczuć, że sięgnęło się sportowego dna – nie ukrywa sama zainteresowana.
Mimo wciąż młodego wieku, najprawdopodobniej po sezonie olimpijskim Forfanga czeka bardzo poważna decyzja. Czy wielce utalentowany Norweg zdecyduje się przewartościować najważniejsze kwestie i może jednak pozostać przy sporcie? – Albo muszę sprawić, by wyniki nie wpływały tak mocno na moją samoocenę i nastrój, albo po prostu muszę lepiej skakać na nartach – skwitował. Wydaje się więc, że od mentalnego podejścia w dużej mierze zależeć będzie realizacja wielkiego marzenia skoczka z Kraju Wikingów. A jak sam wielokrotnie powtarzał, jest nim start w zawodach Pucharu Świata w rodzinnym Tromsø, gdzie planowana jest budowa nowoczesnego kompleksu skoczni. To właśnie tam, za kołem podbiegunowym mogłaby się odbywać listopadowa inauguracja cyklu okraszona w pełni zimową aurą.
Bartosz Leja,
informacja własna