You are currently viewing Potęga słoweńskich lotów narciarskich. Hrgota: „Zajc latał najdalej i zdobył srebrny medal”
Słoweńscy mistrzowie (fot. Julia Piątkowska)

Potęga słoweńskich lotów narciarskich. Hrgota: „Zajc latał najdalej i zdobył srebrny medal”

Przez wiele lat to Norwegowie byli określani najlepszymi lotnikami. I to właśnie oni potwierdzali tę dominację w drużynowych konkursach Mistrzostw Świata w lotach. Teraz passę Wikingów przełamali Słoweńcy, triumfując zresztą w wielkim stylu w norweskim Vikersund. Ponadto dzień wcześniej srebrny medal po zaciętej rywalizacji wywalczył Timi Zajc. – Chcieliśmy tak prezentować się już podczas igrzysk olimpijskich. Każde zwycięstwo i medal to jednak wielka sprawa, każde z nich ma swoją historię – mówi trener Robert Hrgota.

 

Srebrny Zajc ze zdecydowanie najdalszymi lotami

Jak przed każdymi pierwszymi lotami w sezonie, każdemu towarzyszy lekka niepewność. Niby wiadomo, kto w dotychczasowych zimowych konkursach brylował, a spoglądając na poprzedniej sezonu można się domyślać, kto nagle odrodzi się właśnie na skoczni „mamuciej”. Zazwyczaj nie brakuje jednak także niespodzianek, a także zawodników, którzy nagle odkryją w sobie „gen lotnika”. Tym razem zespołowo imponowali Słoweńcy.

Już w pierwszej czwartkowej serii treningowej na czele stawki uplasował się Timi Zajc, a poza trzecim Norwegiem Danielem Andre Tande, podopieczni trenera Roberta Hrgoty zdominowali czołową szóstkę. W drugiej pierwszej miejsce ponownie zajął Zajc, któremu tym razem na szczycie towarzyszył Austriak Stefan Kraft. On zresztą, razem z Michaelem Hayboeckiem, zabrali Słoweńcom dwie czołowe lokaty w kwalifikacjach. Po najlepszym wyniku Krafta w piątkowej serii próbnej, wydawało się, że to właśnie od będzie rządził na Vikersundbakken. Jak wiemy, stało się inaczej i po każdej rundzie prowadził Norweg Marius Lindvik, który sięgnął po złoto. Za jego plecami toczył się jednak pasjonujący pojedynek o medale ze srebra i brązu.

Po pierwszej piątkowej serii drugi był Anže Lanišek i Timi Zajc, który szybując 242,5 metra ustanowił swój rekord życiowy. Po drugiej obaj spadli z „wirtualnego” podium, wskoczył na niej za to Domen Prevc. Przed sobotnią rywalizacją wydawało się więc, że to szybujący na granicy bezpieczeństwa, głęboko wychylony w kierunku czubów nart 22-latek może zagrozić prowadzącej dwójce Lindvik – Kraft. W sobotniej rundzie próbnej rywali po raz kolejny odległością postraszył Zajc, który dolatując do 245. metra po raz drugi w czasie tego weekendu wyśrubował swoją „życiówkę”. I w trzeciej rundzie ponownie doszło do słoweńskiego przetasowania, kiedy wspomniany 21-latek osiągając 243,5 metra zastąpił najmłodszego z braci Prevc w najlepszej trójce. Jak się później okazało, właśnie skoczkowie się w niej znajdujący rozegrali między sobą losy medali.

Złoto bardzo pewnie zgarnął Marius Lindvik i wydawało się, że swoje zrobił też Stefan Kraft. Znów w szaleńczy sposób zaatakował jednak Zajc, który lecąc 235,5 metra zrobił coś, na co Austriaka już nie było stać. I to właśnie skoczek ze Słowenii mógł świętować zdobycie srebra. Można jednak żartobliwie powiedzieć, że był też… „moralnym” zwycięzcą zmagań, ponieważ gdyby nie przeliczniki za belki i wiatr oraz noty za styl, łączna odległość równo 26 metrów lepsza od Norwega dałaby mu zwycięstwo. – Pierwsza myśl, kiedy minąłem linię upadku [„szpaler choinek”, za którym nie jest już brany pod uwagę styl – przyp.red.] była taka, że mogłem jeszcze polecieć kilka metrów – nie ukrywał po finałowym locie i dodał: – Kiedy Kraft skoczył krócej, wiedziałem, że mogłem też wygrać. Ale nie ma co, przedwczoraj nie widziałem siebie nawet pośród faworytów do zdobycia medalu. Wszystkie loty sprawiły mi ogromną frajdę, ustanowiłem nowy rekord osobisty, a dzisiejszy dzień był dla mnie naprawdę super. W każdym locie tak naprawdę mogłem lecieć jeszcze z 5-10 metrów, realnie mówiąc. Najazd był jednak dla mnie dość wysoki, ponadto miałem bardzo dużo problemów w drugiej części lotu, dlatego nie zdołałem robić telemarków podczas lądowania…

Timi cieszył się tymi lotami już od pierwszego treningu. Oddał dziewięć „topowych” prób pod względem dystansów. Poza tym, że latał najdalej, zdobył również srebrny medal. Jeśli nie jest najlepszym, to na pewno jednym z lepszych lotników – chwalił swojego podopiecznego trener Robert Hrgota. Było to szósty indywidualny medal tej imprezy wywalczony przez Słoweńców. Wcześniej po złoto i brąz sięgał Peter Prevc (2016 i 2014 r.), złoto w Vikersund w 2012 r. wywalczył także Robert Kranjec, a brąz w 1996 r. Urban Franc. Ponadto w 1988 roku jeszcze w barwach Jugosławii tytuł wicemistrzowski wylatał Primož Ulaga.

 

Totalna dominacja słoweńskiej drużyny

Jeszcze większy pokaz siły Słoweńcy dali jednak w konkursie drużynowym. Już w serii próbnej pokazali totalną dominację i zajmując cztery pierwsze miejsca, wypracowali nad drugimi Austriakami aż 127,2 punktu. W konkursie udało im się niemalże dokładnie powtórzyć ten wyczyn. Najmocniejszym ogniwem zespołu trenera Hrgoty był zgodnie z oczekiwaniami Timi Zajc, który oddał skoki na odległość 229,5 i 229,5 metra. Drugim punktem ekipy był z kolei Anže Lanišek (234,0 / 228,5 m), który przecież wcześniej nie był kojarzony z dobrymi wynikami na skoczniach „mamucich”. Ponadto swoje zrobili bracia Prevc, Peter (231,0 / 221,5 m) oraz Domen (222,0 / 217,0 m). Skończyło się oczywiście złotem, pierwszym w historii słoweńskich lotów narciarskich, i kolosalną przewagą (128,0 pkt) nad drugimi Niemcami.

Dzisiaj cała nasza czwórka skakała bezbłędnie i zasłużenie zdobyliśmy złoty medal z tak dużą przewagą – nie ukrywał młody lider drużyny. Ponadto mimo ogromnych sukcesów w przeszłości, bardzo cieszył się Peter Prevc, dla którego jest to pierwszy tytuł mistrza świata zdobyty razem z kolegami z zespołu. – Chociaż złote medale mogą mi się w przyszłości przytrafić jeszcze kilka razy, to ten zawsze będzie tym pierwszym. Już kilkakrotnie byli faworytami do medalu, ale nie zawsze wychodziło. W tym roku byliśmy tak bardzo silni, że w rzeczywistości musieliśmy utrzymywać pełną koncentrację tylko przez pierwsze 100 metrów lotu. Później po prostu wiedzieliśmy co dalej trzeba robić w locie – wtórował mu Peter Prevc.

Zadowolenia nie ukrywał także Robert Hrgota. Zaledwie 33-letni szkoleniowiec z pewnością początki swojej trenerskiej kariery będzie kojarzył z lotami narciarskimi. W grudniu 2020 roku (podczas MŚ w lotach w Planicy) został „awaryjnie” powołany na to stanowisko po tym, jak do dymisji po wewnętrznym konflikcie z Timim Zajcem do dymisji podał się Gorazd Bertoncelj. Niespełna dwa lata później, Hrgota razem z najmocniejszym w swoim zespole Zajcem mógł się cieszyć z drużynowego złota właśnie w trakcie Mistrzostw Świata w lotach w Vikersund. – Chcieliśmy tak prezentować się już podczas igrzysk olimpijskich, ale wówczas aż tak dobrze nie skakaliśmy – mówi szkoleniowiec Słoweńców, wspominając srebro wywalczone w Pekinie. – Cieszę się jednak, że prezentowaliśmy się bardzo dobrze w Vikersund. Każde zwycięstwo i medal to wielka sprawa, każde z nich ma swoją historię, szczególne znaczenie. Cieszę się, że w tym roku tych zwycięstw, medali i pięknych chwil jest więcej niż w poprzednim. Zresztą sezon się jeszcze nie skończył, czas na wspomnienia nadejdzie po lotach w Planicy – podsumował.

Warto jeszcze zaznaczyć, że poza znakomicie prezentującą się czwórką medalistów, wcześniej w treningach z rywalizacją musieli się pożegnać Lovro Kos i Cene Prevc. Nie oznaczało to jednak tego, że byli oni w słabiej formie. Wiele wskazuje na to, że gdyby Słoweńcy mogli wystawić w Vikersund drugą drużynę, ta również walczyłaby o medale. Wystarczy zauważyć, że „średni” (pod względem wieku) z braci Prevc, jako przedskoczek uzyskał w jednak z prób aż 243 metry!

 

Bartosz Leja,
źródło: sloski.si / informacja własna

 

Dodaj komentarz