Žiga Jelar końcówkę sezonu zimowego okrasił pierwszym w karierze zwycięstwem w Pucharze Świata, a także jeszcze większym osiągnięciem – Małą Kryształową Kulą za triumf w klasyfikacji lotów. Wejście w sezon było jednak dla Słoweńca pełne trudności związane z komplikacjami po przebytym koronawirusie i zanim do niego doszło, przez dłuższy czas można było się zastanawiać, kiedy i w jakiej formie powróci do skoków.
Skoczek, lotnik, muzyk – 24-latek jest człowiekiem wielu talentów. W ostatnich weekendach sukces przyniósł mu atut większości słoweńskich skoczków, czyli świetne występy na skoczniach mamucich. Žiga Jelar w niedzielę odebrał Małą Kryształową Kulę za zwycięstwo w klasyfikacji generalnej lotów narciarskich. W ostatnich pięciu konkursach na skoczniach mamucich łącznie trzy razy stawał na podium – dwukrotnie indywidualnie i raz z drużyną. Piątkowa rywalizacja indywidualna w Planicy zakończyła się pierwszym zwycięstwem Jelara w karierze w Pucharze Świata. Choć pierwszy skok na 232 metry dawał mu drugie miejsce, to już kolejna próba zakończona w okolicach 240 metra i jednocześnie krótszy lot Zajca pozwolił na wejście na najwyższy stopień podium. – Uwierzyłem w swoje skoki. Przechodziłem od jednego skoku do drugiego. Pierwszy z nich wyglądał na krótki, ale był bardzo dobry. W drugiej serii nie udało mi się wyciągnąć lotu powyżej granicy 240 metrów, na którą ciągle patrzyłem. To jednak cel na przyszłość – mówił po premierowej wiktorii. Kolejnego dnia wraz z trójką Anže Lanišek, Peter Prevc, Timi Zajc wywalczył drużynowe zwycięstwo po pasjonującej walce z Norwegami. Szóste miejsce osiągnięte ostatniego dnia sezonu przypieczętowało sukces Słoweńca, który finalnie w klasyfikacji lotów miał nad Zajcem tylko 10 punktów przewagi. To jednak wystarczyło do triumfu. – [Mała] Kryształowa Kula ma swoją wagę. Kiedy zdasz sobie sprawę, jak się tu znalazłeś, to oczywiste jest, że to się nie stało z dnia na dzień – opowiadał po zakończeniu niedzielnych zmagań.
Trudno się z tymi słowami uzdolnionego muzycznie skoczka nie zgodzić. Z dnia na dzień sukces na skoczniach mamucich się nie pojawił. Jeszcze w październiku ubiegłego roku środowisko skoków narciarskich obiegła informacja o zakażeniu 24-latka koronawirusem. Choć wielu skoczków, którzy otrzymywali dodatnie wyniki testu, przechodziło chorobę bez większych problemów, tak zdobywca Małej Kryształowej Kuli musiał się zmierzyć z jej odczuwalnymi objawami i efektami ubocznymi. – Pierwsze trzy dni po chorobie ledwo wchodziłem po schodach, wytrzymywałem tylko kilka minut. Dla mnie to była mocna lekcja – mówił w rozmowie z svet24.si. Do Pucharu Świata wrócił na start Turnieju Czterech Skoczni w Oberstdorfie, gdzie nie udało mu się zdobyć punktów. Kolejne starty kończył z różnym skutkiem. Pewnym przełomem były lutowe występy w Pucharze Kontynentalnym, gdzie wygrywał w Iron Mountain oraz Renie, a w Brotterode kończył zawody w TOP 10. Powrót do Pucharu Świata w Lahti i 9. miejsce w drugim konkursie wydawało się być dobrym zwiastunem, lecz nieudany udział w Raw Air i w efekcie brak powołania na Mistrzostwa Świata w Lotach w Vikersund skazał go na ponowne zesłanie do COC. Tam wygrał ponownie, tym razem na Wielkiej Krokwi. Do zwycięstwa dorzucił także 3. pozycję wywalczoną drugiego dnia. Kolejne podejście do najwyższej ligi i udział w lotach zapoczątkował nieoczekiwany sukces. Zanim jednak do niego doszło, już po udanych występach na skoczni im. Heiniego Klopfera w Oberstdorfie i wywalczonym podium czuł zmęczenie sezonem. – Dobrze byłoby osiągać kolejne świetne wyniki, ale jestem wyczerpany. Ostatnie tygodnie były bardzo pracowite. Dużo podróżowałem – Ameryka, Norwegia, Finlandia. Jest to męczące dla mojego organizmu. Muszę się pozbierać – tłumaczył wtedy Jelar. Ten jednak nabrał niesamowitego rozpędu i w Planicy zaskoczył wszystkich.
Žiga Jelar zakończył sezon jako triumfator PŚ w Lotach oraz dwudziesty zawodnik klasyfikacji generalnej całego Pucharu Świata. Do tego finalnie zajął 4. miejsce w Pucharze Kontynentalnym. Mimo trudnego i spóźnionego wejścia w sezon, świetne występy na jego finiszu i zdobycz w postaci Małej Kryształowej Kuli spowodują, że zapewne Słoweniec minioną już zimę nie nazwie zmarnowaną. Na jego wyniki patrzy się z uznaniem tym bardziej, jak przypomni się jego problemy zdrowotne na przełomie jesieni i zimy. Równie dobrze na jego powrót do skoków mogliśmy czekać aż do lata.
Wyświetl ten post na Instagramie
Karol Cześnik
Źródło: Siol.net / svet24.si