Nie ustają problemy norweskich skoków narciarskich. Po tym, jak konflikt pomiędzy Clasem Brede Bråthenem, a Norweskim Związkiem Narciarskim spowodował wycofanie się sponsorów, tamtejsza federacja wciąż nie może dopiąć tematu finansowania skoczków w kolejnym sezonie. Póki co problem zażegnano tylko na chwilę, dzięki pożyczce, którą drużyna skoczków otrzymała od Norges Skiforbund (NS). Jak jednak będzie wyglądała przyszłość?
Najważniejsi sponsorzy norweskich skoków narciarskich na czele z Norweską Konfederacja Związków Zawodowych (LO) zagrozili zakończeniem współpracy z federacją narciarską jeszcze przed startem zimy 2021/2022. Już wtedy istniało zagrożenie, że „Wikingowie” przystąpią do olimpijskiego sezonu bez wystarczającego finansowego wsparcia. Na szczęście w zwaśnione strony w porę się dogadały, a przynajmniej „zawiesiły broń”, co umożliwiło większy spokój w szeregach norweskich skoków. Nie oznaczało to jednak całkowitego spokoju, ponieważ działacze zdawali sobie sprawę, że kontrakty sponsorskie kończą się w maju 2022 roku. Ten moment nastanie lada dzień i póki co norweska kadra nie ma w zanadrzu żadnego sponsorskiego wsparcia.
Kiedy wydawało się, że sytuacja robi się podbramkowa, pomocną dłoń do norweskich skoczków wyciągnęły… inne sekcje Norweskiego Związku Narciarskiego. Prezes NS Erik Røste poinformował telewizję NRK o pożyczce, która została udzielona norweskiej kadrze. Kwota przesunięta z innych obszarów związkowych działań wynosi 5 milionów norweskich koron. Ma ona umożliwić płynne funkcjonowanie drużyny narodowej w czasie negocjacji umów sponsorskich. To spora zmiana frontu, ponieważ jeszcze w poprzednich dniach Zarząd NS przekazał sekcji skoków ultimatum polegające na podpisaniu kontraktów przed 1 maja. W przeciwnym wypadku fundusze na funkcjonowanie narciarstwa skokowego miały być obcięte.
W związku z zapewnieniami ze strony Clasa Brede Bråthena o pozytywnym przebiegu rozmów z potencjalnymi sponsorami, kierownictwo związku postanowiło nieco złagodzić retorykę. – To nie my ustaliliśmy terminy rozmów w tym temacie. Obecnie pracujemy nad pozyskaniem finansowania, dzięki któremu będziemy mogli funkcjonować przez najbliższe cztery lata, a to wymaga starannych i dobrze wykonanych działań. Bierzemy pod uwagę aktualnych, ale także być może nowych partnerów – mówi Bråthen w rozmowie z portalem VG.no. Powiew optymizmu pojawił się zatem także ze strony Røste. – Po zakończeniu długiego i dobrego sezonu dobrze jest słyszeć, że trwa komunikacja z istniejącymi sponsorami i że jest prowadzimy też dialog z potencjalnymi nowymi sponsorami. Skoki narciarskie przynoszą nam wspaniałe rezultaty – skwitował prezes Norweskiego Związku Narciarskiego.
Wszystko wskazuje więc na to, że dzięki solidnym wynikom osiąganym minionej zimy przez Norwegów, tamtejsze skoki nie popadną w finansowy marazm, tak jak stało się to choćby w Finlandii. Przypomnijmy, że w sezonie 2021/2022 mistrzem olimpijskim i mistrzem świata w lotach został Marius Lindvik, a wiodące role w wielu konkursach pełnili także m.in. Halvor Egner Granerud, Robert Johansson czy Daniel-André Tande.
Warto jednak zaznaczyć, że w Norwegii na wsparcie ze strony rodzimej federacji mogą liczyć wyłącznie skoczkowie jednej kadry narodowej. Pozostali zawodnicy muszą indywidualnie starać się o pozyskanie finansowego wsparcia. – Aby pozyskać środki do dalszego trenowania, musimy łączyć je z pracą. Jestem jednak szczęśliwcem, bo spotkałem kilku sponsorów w mojej karierze – przyznał Benjamin Østvold w rozmowie z Anną Fergisz i Ewą Skrzypiec z naszego portalu. – Mam szczęście, że większość moich wydatków pokrywam dzięki osobistym sponsorom. Bez nich nie miałbym szans na utrzymanie poziomu rozwoju i rywalizacji – wtórował mu jego rodak Johannes Årdal. Z pewnością jednak nie wszyscy utalentowani norwescy zawodnicy spoza kadr mogą liczyć na wystarczające wsparcie finansowe, co po raz kolejny potwierdza, że skoki narciarskie nie tylko w Polsce są sportem elitarnym.
Bartosz Leja,
źródło: NRK.no / VG.no