Ryoyu Kobayashi, który przed długim weekendem w Sapporo ani razu nie zagościł w czołowej szóstce zawodów Pucharu Świata, przed własną publicznością zanotował spektakularne odrodzenie. Japończyk powrócił do czołówki wygrywając dwa konkursy i trzy razy stając na podium. – Jestem zaskoczony. Myślę, że to był duży krok do przodu – powiedział 26-latek, który na miesiąc przed Mistrzostwami Świata powrócił do grona poważnych kandydatów do złota.
Szczytem możliwości Kobayashiego od początku sezonu 2022/2023, było siódme miejsce zajęte podczas listopadowej inauguracji w Wiśle. Później najwyżej był dziesiąty, a zdarzały mu się nawet konkursy, w których nie kwalifikował się do serii finałowej (w Ruce, Engelbergu i Innsbrucku). Taki marazm trwał aż do czasu, kiedy Japończyk pojawił się na starcie zawodów w Sapporo. Już w pierwszym konkursie na dużej Okurayamie (K-123 / HS-137) reprezentant Kraju Kwitnącej Wiśni wyprzedził w finale samego lidera klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, Dawida Kubackiego. Skokami na 135 i 130 metrów zapewnił sobie pierwsze zwycięstwo i podium tej zimy.
– Jestem zaskoczony, ponieważ do tej pory miałem nie miałem takich wyników. Myślę, że to był duży krok do przodu – przyznał Kobayashi, który podobnie jak cała reprezentacja Japonii odpuścił start w Zakopanem (13-15 stycznia). W tym czasie razem z kolegami z zespołu Tsuchiya Home miał jednak okazję do spokojnego treningu wraz ze swoim klubowym trenerem, Słoweńcem Matjažem Zupanem. Wszystko wskazuje na to, że zdobywca Kryształowej Kuli z poprzedniego sezonu potrzebował właśnie właśnie doszlifowania drobnych technicznych elementów. Cytowany przez dziennik Mainichi Shimbun skoczek podkreślił, że kluczem do poprawy dyspozycji była u niego większa koncentracja, którą zapewniło mu ustabilizowanie pozycji dojazdowej do progu. – Byłem w stanie dobrze się przygotować, wracając wcześniej do kraju. Powrót do Sapporo, gdzie mogłem dobrze potrenować, zaowocował wynikiem – przyznaje mistrz olimpijski z Pekinu, zaznaczając jednocześnie, że w czasie całego weekendu miał sporo szczęścia do warunków wietrznych.
W sobotnim konkursie wydawało się, że piątkowe zwycięstwo mogło być dziełem przypadku, ponieważ po pierwszej kolejce Kobayashi zajmował dopiero jedenaste miejsce ze 129 metrowym skokiem. W finale ponownie jednak „odpalił” i szybując 137,5 metra zdołał awansować na trzeci stopień podium (ustępując tylko Stefanowi Kraftowi z Austrii i Halvorowi Egnerowi Granerudowi z Norwegii). Świadkami największego popisu 26-latka byliśmy jednak oglądając niedzielny konkurs. W pierwszej rundzie skok na 141 metrów dał mu drugie miejsce, za liderującym Granerudem. W finale batalię dwóch posiadaczy kryształowych trofeów wygrał zdecydowanie Japończyk. Kobayashi przeskakując zmienne warunki odleciał na 143. metr, otrzymując za swój piękny stylowo skok trzy noty dwudziestopunktowe.
– Czuję się teraz naprawdę bardzo silny, a ceremonia nagród była tak miła, że prawie się popłakałem. To były niesamowite trzy dni. Dziękuję wszystkim, że wspierali nas na skoczni mimo zimna – skomentował trzydniową rywalizację na Twitterze.
Ryoyu Kobayashi ma już na swoim koncie 29. zwycięstw i jednocześnie 48. podiów wywalczonych w zawodach Pucharu Świata. Jednocześnie na miesiąc przed Mistrzostwami Świata w narciarstwie klasycznym w słoweńskiej Planicy, Japończyk postawił się w gronie bardzo poważnych kandydatów do medali. A jak dotąd znakomity skoczek z Sapporo nie zdobył żadnego indywidualnego krążka tej imprezy. Mimo zdominowania pucharowych zmagań w sezonie 2018/2019, w austriackim Seefeld i Innsbrucku plasował się na czwartej i czternastej pozycji. Dwa lata później w niemieckim Oberstdorfie nie trafił z formą zajmując się na dwunastą i dopiero 34. lokatę. Zanim dojdzie do walki o medale, skoczków czekają jeszcze zawody PŚ w lotach w austriackim Bad Mitterndorf (28-29 stycznia), a także rywalizacja w niemieckim Willingen (3-5 lutego), amerykańskim Lake Placid (11-12 lutego) oraz rumuńskim Rasnovie (18-19 lutego). Zmagania w skokach narciarskich podczas czempionatu w Planicy zostaną rozegrane w dniach 25 lutego – 4 marca.
Jak podkreślają japońskie media, w czasie kolejnych pucharowych weekendów przy Kobayashim nie będzie jednak jego klubowego trenera Matjaža Zupana, który pomógł swojemu podopiecznemu powrócić na właściwe tory. W kolejnych tygodniach znakomity skoczek ponownie będzie musiał liczyć na wsparcie szkoleniowców opiekujących się japońską kadrą narodową, czyli Kento Sakuyamy i Daiki Ito. A jak dobrze widzieliśmy, Japończycy od początku zimy głównie zawodzą. Wydaje się więc, że to właśnie konkursy w Europie dadzą odpowiedź na pytanie, czy wybitny weekend Japończyka w Sapporo spowodowała przede wszystkim rodzima atmosfera i doskonała znajomość skoczni, czy może faktycznie był zwiastunem wielkiego odrodzenia samuraja.
Bartosz Leja,
źródło: FIS / Mainichi.jp / informacja własna