Konkurs drużyn mieszanych w niemieckim Willingen nie obył się bez perturbacji. Rozegrano tylko jedną serię i to ze sporymi problemami, których przyczyną była kapryśna aura. W rywalizacji mikstów najlepsi okazali się Norwegowie, wyprzedzając drugą Austrię o 35,5 punktu. Mimo dużej straty punktowej i niespełnionej szansy na zwycięstwo, morale w drużynach Andreasa Widhölzla oraz Haralda Rodlauera dopisują.
Austriacy w ciężkich warunkach atmosferycznych poradzili sobie naprawdę dobrze. W pierwszej grupie świetnie spisała się Chiara Kreuzer, która lądując na 145. metrze pobiła o 4,5 metra swój własny rekord życiowy. Jan Hörl poszybował z kolei 134 metry. Gdyby dzisiejszy konkurs był rywalizacją indywidualną, wygrałby go skaczący jako ostatni Stefan Kraft – jego rezultat to imponujące 148,5 metra. Nie najlepiej ze zmiennym wiatrem poradziła sobie jednak Eva Pinkelnig, liderka klasyfikacji generalnej Pucharu Świata kobiet. 34-letniej zawodniczce zmierzono 115 metrów, czyli aż piętnaście metrów mniej, niż punkt konstrukcyjny Mühlenkopfschanze. Ta jedna próba, mocno pasywna w locie, zrobiła różnicę – zwycięscy reprezentanci Norwegii we wszystkich czterech skokach przekroczyli 130 metrów.
Na ustach wszystkich obecnie jest jednak przede wszystkim nieprawdopodobny wyczyn Timiego Zajca. Słoweniec poniesiony mocnymi i korzystnymi podmuchami poleciał aż 161,5 metra. Skoku nie ustał, bowiem na takim pułapie jest to już praktycznie niemożliwe (do tego Zajc bardzo wyraźnie skracał swój lot). Rezultat drużynowego mistrza świata w lotach z Vikersund odbił się szerokim echem w mediach oraz wpłynął na postrzeganie piątkowego mikstu wśród fanów skoków narciarskich.
Wnioski po konkursie wyciągnęła Eva Pinkelnig, która mimo tego że jest aktualnie najlepszą zawodniczką na świecie, nie sprostała w pełni wyzwaniu rzuconemu przez wiatr. – Dzisiaj „Krafti” oraz Chiara oddali naprawdę dobre skoki. Tak samo Jan, który również zaprezentował się solidnie. Jeśli chodzi o mój występ, to wciąż czuję respekt wobec tej skoczni, zwłaszcza podczas skoków w takich trudnych warunkach. Dziś zadziałała podświadomość. Teraz chcę nad nią popracować i nabrać wobec samej siebie większego zaufania. Mam odwagę, żeby „dodać gazu”. Jeśli na tej skoczni się tego nie zrobi, wtedy ląduje się bardzo wcześnie. To moje zadanie na najbliższe dwa dni – komentowała. Austriaczka zaznaczyła też, że po bardzo poważnym wypadku którego doznała w grudniu 2020 roku (po upadku na skoczni w Seefeld miała rozerwaną śledzionę), zdarzają jej się momenty, w których automatycznie zaciąga hamulec ręczny. – Myślę, że to naturalna, ludzka postawa. Przecież moja historia pokazuje, że to cud, iż w ogóle mogę jeszcze skakać na nartach – dodała.
Eva Pinkelnig ma obecnie dosyć sporą przewagę (225 pkt) w klasyfikacji generalnej żeńskiego Pucharu Świata nad drugą Kathariną Althaus (niemiecką zwyciężczynią piątkowego prologu). Sobotnie zawody indywidualne kobiet w Willingen rozpoczną się o godzinie 12:15, a niedzielne zmagania ruszą o 11:45. Dodajmy, że na Mühlenkopfschanze nie zobaczymy żadnych reprezentantek Polski.
Wiktor Marczuk
źródło: ÖSV