Niedzielne loty w Vikersund zakończyły dziesięciodniowy maraton Raw Air. Polscy skoczkowie wyjeżdżają z Norwegii ze sportowym niedosytem i marzeniami o chwili oddechu. – Muszę odpocząć, bo ledwo żyję – nie ukrywał Piotr Żyła.
Z pewnością nie będzie to najlepiej wspominany przez Polaków cykl Raw Air. Naszych reprezentantów dopadło już zmęczenie długim sezonem, a trwający dziesięć dni maraton tylko pogłębił te odczucia. Było to widoczne w próbach naszych zawodników, którzy, choć skakali na dobrym poziomie, nie latali tak daleko, jak czołówka. Najbliżej niej był Dawid Kubacki, który wygrał prolog w Oslo i długo był najlepszym z naszych zawodników w „generalce”. Niestety 33-latek musiał odpuścić niedzielne starty z przyczyn osobistych i zakończył cały cykl na 23. miejscu.
Najlepszym z Biało-Czerwonych okazał się finalnie Kamil Stoch, który został sklasyfikowany na ósmej lokacie. Tę samą pozycję zajął w niedzielnym konkursie, w którym oddał dwa solidne loty na odległość 222,5 i 227,5 metra. 35-latek przyznał na antenie Eurosportu, że te próby były zdecydowanie najlepszymi podczas całego cyklu. – Dzisiaj było zupełnie inne latanie. Wszystko się trochę poprawiło, musiałem przeanalizować to, co nie gra. Dostałem jasne wskazówki od trenera i moim zadaniem było wykonanie tego na skoczni z pełnym przekonaniem, że to zadziała – mówił. Dodał przy tym, że jego największym problemem nie był aspekt sportowy. – Nie był to trudny Raw Air pod względem fizycznym. Trudniejsze było zaakceptowanie tego, w jakim miejscu jestem. Wydaje mi się, że gdzieś czegoś brakuje. Niby jest w porządku, ale daleko od czołówki. Przy bardzo dobrych skokach zajmuję miejsca od piątego do dziesiątego i nie jest to zaspokojenie mojej ambicji. Po takich konkursach czuję duży niedosyt – stwierdził w rozmowie z Kacprem Merkiem.
Trzykrotny mistrz olimpijski przyznał również, że po mistrzostwach w Planicy oczekiwał czegoś więcej. – Myślałem, że coś się odblokuje i będzie mi łatwiej, nawet przy błędach, kręcić się w okolicach czołówki. Tutaj wszystko przychodziło z ogromnym trudem. Każdy błąd kosztował bardzo dużo i trzeba się było wspinać na wyżyny swoich umiejętności, żeby cokolwiek ugrać – tłumaczył.
O tym, że cykl Raw Air był pełen trudności mówił także Piotr Żyła. – Dobrze, że to już koniec. To była męczarnia tutaj skakać – podsumował norweską rywalizację na antenie Eurosportu. Świeżo upieczony mistrz świata zajął szesnaste miejsce w klasyfikacji turnieju Raw Air, a niedzielny konkurs skończył oczko wyżej uzyskując 218 i 220,5 metra. Mimo przyzwoitych prób nie widział powodów do zadowolenia. – Brakowało mi szybkości i wysokości. Wszystko za wcześnie – skomentował krótko, nawiązując do nieodpowiedniego timingu na progu.
Oprócz zmęczenia 36-latkowi doskwierała także choroba, która nie ułatwiła regeneracji po rywalizacji w Planicy. – Trzeba było po tych mistrzostwach odpocząć, a ja męczyłem się jeszcze bardziej, bo mnie porozkładało. Teraz jest chwila odpoczynku i jeszcze dwa weekendy przed nami. Może będzie lepiej – mówił, dodając przy tym, że liczył na długie loty w Norwegii. – Chciałoby się tu polatać, ale co zrobić. Może za rok. Na razie muszę odpocząć, bo ledwo żyję – nie ukrywał swojego zmęczenia. Czasu na odpoczynek nie będzie jednak zbyt wiele. Już w następny weekend (25-26 marca) rywalizacja Pucharu Świata przeniesie się do Lahti. Zmagania w Finlandii będą ostatnimi przed finałem sezonu w Planicy.
Kinga Marchela,
źródło: Eurosport