You are currently viewing Maciej Kot: „Przez cały sezon nie miałem nawet jednego treningu z Thurnbichlerem. Może nie zasłużyłem”
Maciej Kot (fot. Tomasz Markowski)

Maciej Kot: „Przez cały sezon nie miałem nawet jednego treningu z Thurnbichlerem. Może nie zasłużyłem”

Maciej Kot zakończył zmagania w sezonie 2022/2023 z jednym miejscem w czołowej trzydziestce w zawodach Pucharu Świata, które wywalczył w Rasnovie, zajmując dwudzieste siódme miejsce. Sezon letni wskazywał jednak na znacznie lepsze rezultaty… Co zatem wpłynęło na tak znaczny regres wyników? „Wydaje mi się, że wszystko było dobrze do momentu jednego skoku w Stams” – mówi 31-latek w rozmowie z naszym portalem.

 

Anna Fergisz: Przed sezonem powrócono do podziału kadry na grupy A i B i wiele mówiono, że zespoły te będą ze sobą współpracować. Czy tak faktycznie było i jak ta współpraca wyglądała? 

Maciej Kot: Współpraca oczywiście, że była. Po takich zmianach i pewnej rewolucji, drużyny i sztaby szkoleniowe muszą się w pewnym sensie dotrzeć, dogadać i czasami rok czasu to jest za mało. Ta współpraca była, co widać chociażby po zmianach w kadrach, po płynnych zmianach zawodników między Pucharem Świata a Pucharem Kontynentalnym. Uważam, że w przyszłości może to wyglądać jeszcze lepiej, bo zawodnicy z kadry B chcieliby mieć troszkę więcej możliwości treningu razem ze sztabem kadry A, czerpania z tej wiedzy i doświadczenia Thomasa Thurnbichlera, Marca Nölke, czy Mathiasa Hafele. Po sezonie przyjdzie czas na analizy i rozmowy. Przed sezonem mówiono, że te kadry mają mieć autonomię i to coś, czego nie było wcześniej. Trzeba znaleźć złoty środek pomiędzy autonomią danych drużyn, a ich współpracą i jedną wizją, w którą stronę chcemy iść jako cała drużyna. 

 

Czyli z perspektywy wyłącznie ostatniego sezonu można powiedzieć, że powrót do podziału kadr wyszedł na plus dla większości? 

Wiadomo, że nie możemy patrzeć wyłączne na suche wyniki. Jesteśmy z nich rozliczani i wiadomo, te wyniki nie były idealne. W Pucharze Kontynentalnym było słabiej niż w zeszłym roku, ale kilku zawodników takich jak Tomek Pilch, Janek Habdas, czy Olek Zniszczoł, przebili się do Pucharu Świata i zdobyli pucharowe punkty. Olek ma nawet najlepszy sezon w karierze, podobnie Janek Habdas. Są też pozytywy i myślę, że warto na to spojrzeć z tej strony. Oczywiście ja sezon miałem bardzo słaby i nie jestem dobrym przykładem na pozytywne efekty tych zmian, ale taka była analiza po tamtych sezonach i ta autonomia i swoboda są potrzebne. Każdy mógł pójść trochę inną drogą, w innym kierunku. Teraz trenerzy muszą się spotkać, porozmawiać i przeanalizować to co było dobre, a co złe i wprowadzić zmiany na przyszłość, by iść w coraz lepszą stronę. 

 

Czy tak jak na przykładzie wspomnianego Olka Zniszczoła, którego wiele osób już skreślało, próbujesz odciąć się od tego i dążyć do swojego celu? 

Nie ukrywam, że jest to bardzo trudne. Wiadomo, że przestrzeń publiczna w Internecie od pewnego czasu jest bardzo ryzykowna, jest wiele hejtu. Każdy kto jest osobą publiczną jest na to narażony, nie tylko sportowcy. Sam się z tym spotykam i jest to dla mnie bardzo przykre, bo każdego dnia daję z siebie wszystko, by wrócić do dobrego skakania. Ale zawsze znajdą się osoby, które nie widzą w tym sensu i doszukują się negatywnych rzeczy. Te negatywne komentarze nie powinny przyćmić wsparcia prawdziwych kibiców, bo to oni są dla nas, sportowców najważniejsi. Każdego dnia musimy robić swoje, ale wiadomo, że nie jest to łatwe. Są takie dni, momenty, kiedy ten jeden negatywny komentarz potrafi zdołować, ale wtedy warto odwołać się do wsparcia najbliższych osób. Myślę, że Olek też jest dobrym przykładem. Początek sezonu był bardzo ciężki, bo był cały czas na granicy awansu do drugiej serii, a z doświadczenia wiem, że skakanie na granicy tego awansu jest trudne i męczące, przez co brakuje cierpliwości i konsekwencji. Olek to przetrwał i mimo tych komentarzy, żeby się wycofał i dał sobie spokój, pokazał, że jest silny mentalnie, wrócił do dobrego skakania i był w czwórce na Mistrzostwach Świata w Planicy. To dla niego na pewno wielki sukces. 

 

Rok temu podczas naszej rozmowy wspominałeś, że upatrujesz dla siebie szanse po przejęciu kadry przez Thomasa Thurnbichlera. Czy nadal tak jest? 

Co do szans, o których mówiłem kiedy Thomas Thurnbichler objął kadrę, dalej je upatruję. Żałuję tylko, że przez cały sezon letni i zimowy nie miałem okazji odbyć nawet jednego treningu razem z Thomasem. Nie mam pretensji, bo może nie zasłużyłem na to, ale żałuję, bo myślę, że czasami zmiana sposobu myślenia, jakaś inna metoda, spojrzenie z boku innego trenera może sporo zmienić. Głęboko wierzę jednak, że to się zmieni i będzie okazja na uzyskanie takich wskazówek, żeby spróbować trochę innego podejścia. Wtedy może to lepiej funkcjonować. 

 

Lato z perspektywy widza wydawało się dosyć dobrym prognostykiem. Letnie Grand Prix zainaugurowałeś piątym miejscem w Wiśle. W zimie już jednak nie do końca to tak wyglądało. Co było więc czynnikiem powodującym, że z tak dobrych wyników, zimą nastąpił spadek poziomu? 

Lato było dobre do wakacyjnej przerwy. Mimo, że te skoki nie były jakieś bardzo dobre, to pojawiały się wyniki czyli to, o co walczyłem. Po przerwie skoki też nie wyglądały źle. Szczególnie praca w tunelu aerodynamicznym w Sztokholmie dużo mi dała i te skoki zaraz po powrocie ze Szwecji były bardzo dobre. Wydaje mi się, że wszystko było dobrze do momentu jednego skoku w Stams. Zaczynaliśmy tam period Pucharu Kontynentalnego, który był dla nas bardzo ważny. Walczyliśmy o dodatkową kwotę na Puchar Świata. W serii treningowej ze średnim skokiem byłem na drugim miejscu, a kiedy przyszły zawody, to ten jeden skok zepsułem. To stało się zaraz za progiem, czyli w tym newralgicznym dla mnie punkcie, gdzie bardzo mnie skrzywiło i musiałem się ratować. Można powiedzieć, że ten jeden skok zmienił prawie wszystko.

Nie dostałem się do drugiej serii, co było dla mnie w tamtym momencie tragedią. Byłem faworytem do podium, a nagle nie wchodzę do drugiej serii. Zaraz odbywały się kolejne zawody i wiadomo, że chciałem się pokazać z jak najlepszej strony. Nie zdążyłem opanować emocji, chciałem wszystko nadrobić i historia się powtórzyła. Te dwa złe skoki i nieudany weekend zabrał mi całą pewność siebie, którą zbierałem przez całe lato. Obniżył moją całą wiarę w to, że rzeczywiście jest dobrze. Wtedy w pewnym sensie zaczął realizować się ten „memiczny” cykl kadry B, czyli początek lata dobry, końcówka słabsza, a zima już jest zła. Jest to gdzieś z tyłu głowy, że to się znowu spełnia. Koniec lata to była walka o jak najszybszy powrót do tego skakania, które było przed Stams. Ale jak to często w skokach bywa, nie jest to takie proste. Mimo oddania stu dobrych skoków, ten jeden zły potrafi wszystko zepsuć.

Moim celem było wywalczenie kwoty na Puchar Świata i kiedy nie udało się tego zrealizować, było to ciężkie do zaakceptowania. Kiedy przyszła zima i bardzo wczesny początek Pucharu Świata w Wiśle, zacząłem sezon z bagażem negatywnych emocji z końcówki lata. Oczywiście z nadziejami, ale też bez pewności siebie i wiary, kiedy w pierwszym konkursie te wyniki nie były dobre. Cały czas walczyłem o powrót do Pucharu Świata i wyjazd na Mistrzostwa Świata, ale na drodze pojawiały się trudności. Czas na dokładną analizę jeszcze przyjdzie, ale mam w planie rozmowy z trenerami i panią psycholog, żeby znaleźć przyczynę słabego sezonu. Oprócz przyczyny muszę znaleźć rozwiązanie tych problemów, co mogę zrobić lepiej, albo inaczej, żeby dać sobie nadzieję, że to może zacząć funkcjonować. 

 

Czy rozwiązaniem części problemów mogłoby być sprowadzenie zagranicznego trenera również do kadry B? 

Nie jestem osobą, która powinna się wypowiadać na temat obsady trenerskiej. Ja mam stuprocentowe zaufanie i szacunek do Maćka Maciusiaka, nieraz wyciągał mnie z kryzysu. To, że ten sezon nie był dla nas udany, nie oznacza, że ta współpraca się wypaliła. Decyzje kadrowe pozostawiam Polskiemu Związkowi Narciarskiemu, bo to oni będą decydować. Trenerzy muszą usiąść w swoim gronie i z Adamem Małyszem przeanalizować sezon i znaleźć przyczyny słabszych skoków oraz ustalić plan. Plan, który pozwoli odzyskać formę i miejsce Polski w Pucharze Świata i Pucharze Kontynentalnym, takie jakie mieliśmy kiedyś. Chcemy walczyć o najwyższe cele. Jak to się potoczy, jest już w gestii PZN-u i Adama Małysza.

 

W tym sezonie m.in. Jan Habdas i Kacper Tomasiak mieli kilka bardzo dobrych startów. Czy w związku z tym czujesz napór ze strony młodych zawodników? 

Oczywiście, że czuję napór, ale nie widzę w tym nic negatywnego. W pozytywnym znaczeniu jest rywalizacja między zawodnikami. Fajnie, że juniorzy i młodzi zawodnicy w końcu pojawiają się w Pucharze Świata i osiągają dobre wyniki w Pucharze Kontynentalnym. W końcu mamy medal na mistrzostwach świata juniorów w drużynie i indywidualnie, czego nam brakowało w ostatnich latach. Dla nas, dla starszych zawodników, to młode pokolenie jest inne, pod względem podejścia czy zainteresowań, natomiast często możemy wziąć od nich pozytywną energię, młodą krew. W tym sezonie mieliśmy mikst zawodników młodych i tych doświadczonych i to jest w porządku. Młodzi zawodnicy to przyszłość tego sportu, o nich trzeba dbać, trzymać kciuki i miejmy nadzieję, że to oni za kilka lat będą stanowić trzon polskich skoków. 

@maciej_kot_official Stęskniłem się @Jan Habdas 😆 #viral #trend #fyp #funny #friends ♬ Subscribe to QcRiders – Qcriders

 

Na Twoim koncie na Instagramie poinformowałeś, że zakończyła się Twoja współpraca z firmą Moreso. Jak zatem wygląda cały proces pozyskiwania nowego sponsora?

W kwestii sponsorowania zawodników jest bez znaczenia, czy jest się w kadrze A, B, czy poza nią. Kask, nakrycie głowy jest własnością zawodnika, więc to zawodnik musi znaleźć sobie sponsora i podpisać z nim umowę. Oczywiście zawodnik kadry A ma dużo łatwiejszą sytuację, bo kiedy pokazuje się w Pucharze Świata jest bardziej rozpoznawalny, a ekspozycja logotypu jest dużo lepsza. Często sponsorzy sami się zgłaszają i łatwiej jest wtedy rozmawiać. Zawodnik z kadry B lub zawodnik, który nie jest w kadrze narodowej ma to zadanie utrudnione. Często to on musi wyjść z inicjatywą, rozmawiać, umawiać się na spotkania i negocjować, co nie jest łatwe i często zabiera sporo czasu i jest stresujące. Teraz czeka mnie taki okres i będę musiał zająć się tym tematem. Będę musiał szukać partnera na kolejny sezon. Jest to ważne, żeby mieć to wsparcie finansowe, bo z Polskiego Związku Narciarskiego nie otrzymujemy żadnej pensji, jak wiele osób twierdzi. Mamy oczywiście zapewnione obozy, sprzęt, szkolenia, ale żadnej wypłaty nie dostajemy, więc to od sponsora zależy, czy będziemy w stanie coś zarobić na skokach, zwłaszcza mając na utrzymaniu rodzinę i będąc w tym wieku. Człowiek w tym wieku musi łączyć uprawianie profesjonalnego sportu z pracą. Wsparcie sponsora daje komfort psychiczny. Można oddać się treningom na sto procent i nie myśleć tym, że trzeba jeszcze dodatkowo pracować, co nigdy nie jest łatwe do połączenia i nie daje dobrych efektów. 

 

rozmawiała Anna Fergisz

 

Dodaj komentarz