You are currently viewing Andrzej Stękała: „Nie skaczę najlepiej, a wchodzę do konkursu. Mówią, że jestem lotnikiem”
Andrzej Stękała (fot. Julia Piątkowska)

Andrzej Stękała: „Nie skaczę najlepiej, a wchodzę do konkursu. Mówią, że jestem lotnikiem”

Andrzej Stękała dołączył do składu reprezentacji Polski na finałowe zawody Pucharu Świata w Planicy. 27-latek większość sezonu spędził w drugoligowym Pucharze Kontynentalnym, jednak jego doświadczenie na skoczniach „mamucich” spowodowało, że po starcie na norweskiej Vikersundbakken, pojawił się on także na Letalnicy. Podczas czwartkowych kwalifikacji podopieczny trenera Macieja Maciusiaka zajął 32. miejsce zdobywając awans do piątkowego konkursu. – Myślę, że jakimś tam lotnikiem jestem, bo pomimo takiej formy jaką dysponuję, to i tak dobrze, że wchodzę do konkursu. A nie skaczę najlepiej – przyznał bez ogródek.

 

Poczynania Stękały przez większość sezonu mogliśmy śledzić w drugoligowym Pucharze Kontynentalnym, w którym w klasyfikacji generalnej uplasował się na 25. miejscu. Jak sam podkreśla, powołanie na loty było dla niego lekkim zaskoczeniem, ale pozytywnie podchodzi do postawionego zadania. – To trochę taka „sytuacja życia”. Cieszę się, że dostaję szansę na te loty – powiedział 27-latek zaznaczając, że zgadza się ze zdaniem niektórych ekspertów, nazywających go niezłym specjalistą od lotów narciarskich. – Jakbyśmy zeszli na mniejsze obiekty, to wydaje mi się, że nie skakałbym na takim poziomie, jak teraz. Liczę na to i głęboko w to wierzę, że jest jakaś poprawa, ale przede mną ciężka praca. Nadrabiam dużo w locie – dodał.

W czwartej skoczek z Dzianisza zaczął treningowe latanie na Letalnicy (HS-240) 213,5 metrową odległością, która dała mu 26. miejsce. W drugim treningu reprezentant Polski uzyskał 206,5 metra plasując się na 35. pozycji. W kwalifikacjach szybując 203,5 metra wywalczył 32. lokatę co dało mu awans do konkursu. – Nie wiem czy jestem lotnikiem, tak coś mówią… Jednak trzeba być w formie, żeby skakać naprawdę daleko. Aczkolwiek myślę, że w pewnym sensie nim jestem, bo pomimo takiej formy jaką dysponuję, to i tak dobrze, że wchodzę do konkursu – zaznaczył.

Jak wiemy najlepszym czasem w karierze naszego reprezentanta był sezon 2020/2021, w którym potrafił stawać na podium Pucharu Świata (zajmując drugie miejsce w Zakopanem). Od zeszłej zimy Andrzej Stękała stale szuka „złotego środka”, który pozwoli mu wrócić z formą na dobre tory i uzyskiwać coraz lepsze wyniki. – Moje skoki jak najbardziej mogę nazwać przyzwoitymi. Jak już jesteś w „top 40” na lotach, to jest git. Oczywiście fajnie się lata ponad 200 metrów, bo to można już nazwać lotem i powiedzieć, że jest to satysfakcjonujący skok. Aczkolwiek chciałoby się dalej – nie ukrywa. Przypomnijmy, że rekordem życiowym zawodnika jest 235 metrów uzyskanych w Vikersund w 2016 roku.

Jak można wielokrotnie zauważyć, w polskiej kadrze panują bardzo dobre relacje i zawodnicy często mogą na siebie liczyć w rozmaitych sytuacjach. Tak było choćby podczas wczorajszego debiutu najmłodszego reprezentanta Polski, 19-letniego Jana Habdasa, który otrzymał od Andrzeja Stękały słowa wsparcia przed pierwszymi lotami w karierze. 27-latek z Dzianisza wspomniał w rozmowie także o swoim pierwszym zetknięciu się z lotami narciarskimi. – W sumie pamiętam swój pierwszy lot na mamucie, ale ja miałem o tyle łatwiej, że było to w Vikersund. Wyszedłem na górę i się nie bałem… Choć respekt do tego obiektu trzeba mieć. I chciałem to też Jaśkowi przekazać, żeby nie myślał o skoku, tylko o byciu już tutaj na dole, wtedy jest trochę inaczej. Odciągasz głowę od tego takiego głupiego myślenia – powiedział Stękała.

Nawiązując do „mamucich” obiektów w Vikersund i Planicy, Stękała przyznał bez wątpliwości, że większe wrażenia towarzyszą zawodnikom podczas lotu na Letalnicy. – Bądźmy szczerzy – to jest niebo i ziemia. W Vikersund zawodnik wybija się przed tobą z progu, widzisz jak leci, a ty stoisz u góry i myślisz: „nie no, 120 metrów tam nie przeniesie”, a tutaj jak wychodzi, to myślisz: „240, czy 230?”. To jest różnica – stwierdził przekonany. Warto wspomnieć, że przed kilkoma laty norweską Vikersundbakken (HS-240) nieznacznie pomniejszono, poprzez przeprofilowanie zeskoku. I choć rozmiar skoczni (Hill Size) nie uległ zmianie, to teraz ciężko tam sobie wyobrazić lot na rekord świata (253,5 metra), jaki jeszcze w 2017 roku oddał tam Stefan Kraft. Co roku pojawiają się też spekulacje, jak podczas finału Pucharu Świata będzie wyprofilowana dolna część zeskoku skoczni w Planicy.

Jak ocenia to nasz zawodnik? – Tam gdzie ja skakałem, w profilu skoczni na pewno nic nie było zmieniane. A tam na dole? Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że jest to samo. Musiałbym skakać po 250 metrów, żeby powiedzieć to na sto procent. Na zeskoku jest idealnie. Trochę nierówno, ale już trochę skoków było oddanych, więc jak lądowałem tam na 203 metrze, to trochę trzepało, ale jest okej. Śnieg jest miękki tu gdzie stoimy, ale tam gdzie lądujemy jest naprawdę dobrze – zakończył.

 

Anna Libera i Anna Trybuś, korespondencja z Planicy,
+ Oliwia Dela

 

Dodaj komentarz