Jeszcze w piątek wydawało się, że to Dawid Kubacki będzie najmocniejszym reprezentantem Polski podczas Letniego Grand Prix w Szczyrku. Sobotnie i niedzielne zawody były jednak znaczącą weryfikacją. 33-latek plasował się na dwunastej i jedenastej pozycji. – Liczyłem na lepsze wyniki i było mnie na nie stać – nie ukrywał. Co spowodowało, że nie włączył się do walki o podium?
Piątkowe nadzieje zweryfikowane w sobotę
W dwóch piątkowych treningach Dawid Kubacki po skokach na 98,5 oraz 98 metrów dwukrotnie meldował się na drugim miejscu, tuż za Władimirem Zografskim. Podczas kwalifikacji 98,5 metrowa odległość dała mu trzecią pozycję. Wydawało się więc, że już w sobotę Kubacki nawiąże walkę z rewelacyjnym Bułgarem. Jeszcze większe nadzieje wzbudziła sobotnia seria próbna, w której podopieczny trenera Thurnbichlera okazał się najlepszy (98,0 m). Po pierwszej rundzie reprezentant Polski był jednak siódmy (95,0 m), a w finale uzyskując 96,5 metra spadł na dwunastą pozycję.
Seria próbna była solidna. Pierwszy skok z drobnymi błędami, nie był idealny, ale wydawał się solidny. Nie trafiłem z warunkami i troszkę ciężko było z tego odlecieć. Mimo wszystko trzymałem się w miarę blisko czołówki. W finałowej serii skok wydawał mi się całkiem porządny, zrealizowałem w nim to co chciałem. Jednak w dolnej części skoczni tak jakby mi ktoś worek zarzucił na plecy, ciągnęło mnie do ziemi zamiast odlatywać. Na ile to była kwestia warunków, a na ile mojego błędu, dowiem się po rozmowie z trenerem
– komentował pod skocznią. Dodajmy jednak, że o ile w pierwszej serii Kubacki miał podmuch w plecy (0,40 m/s), to w finale według uśrednionych wskaźników mógł liczyć na wiatr pod narty (0,60 m/s). Wydaje się więc, że system niezbyt dobrze radził sobie z przeliczaniem szczególnie bocznych podmuchów.
To jest dość mocno odczuwalne. Jeżeli tego wiaterku trochę jest pod narty, to metry uciekają. W pierwszej serii moje narty mocno falowały, bo nie było noszenia. Wiaterek był głównie z boku, zbytnio nie pomagał, nawet przeszkadzał. Tak w tym sporcie jest, że lepiej jechać z niższej belki i mieć wiatr pod narty, niż z wyższej i mieć wiatr w plecy
– skwitował Kubacki.
Tuż po konkursie 33-latek kurtuazyjnie twierdził, że nie jest pewny nominacji do niedzielnego, pięcioosobowego składu Biało-Czerwonych.
Kwestia tego czy w ogóle będę jutro skakał. Wynikowo się załapałem, ale zobaczymy jakie będą decyzje trenera. Przeanalizujemy to, co pokazywałem na skoczni i wychwycimy te niedoskonałości. Od jutra nowy dzień i dalsza praca. Nic się nie zmienia w moim podejściu i zachowaniu. Dzisiaj nie wyszło tak jakbym chciał, ale wiem że stać mnie na bardzo dobre skoki, co udowadniałem też od początku weekendu. Będziemy pracować dalej
– zapewnił.
Niedziela z zabraną finałową szansą
Niedzielne kwalifikacje nie były dla Kubackiego już tak udane, jak te piątkowe. 95,5 metrowa odległość oznaczała zajęcie czternastego miejsca. W jednoseryjnym konkursie po skoku na 100,5 metra zawodnik z Szaflar zajął jedenastą pozycję. Druga próba na odległość 98 metrów dawała mu prowadzenie przed skokami ośmiu zawodników, jednak wtedy ze względu na zbyt mocne podmuchy wiatru rundę finałową anulowano.
Liczyłem na lepsze wyniki i było mnie na nie stać. Troszkę się nie dogadałem z pogodą, ale nie mam pretensji, że źle trafiałem. Na tym etapie przygotowań, kiedy pracujemy głównie nad dojazdem i progiem, w locie zdarzało mi się być zbyt agresywnym i kiedy trafiałem na gorsze warunki, to sam sobie ten skok „przecinałem”. W części tych skoków mogłem uzyskać lepsze odległości, gdybym tego nie zrobił. To lekcja na przyszłość. W dzisiejszych skokach była lepsza jakość, a ten z serii finałowej dałby mi pewnie jakiś awans. Było jednak zbyt niebezpiecznie, więc słuszną decyzją było przerwanie zawodów i uznanie wyników jednej serii. Zwłaszcza latem nie ma sensu ryzykować zdrowiem zawodników
– zaznaczył.
Deszcz na skoczni i zawody na normalnych obiektach
W trakcie niedzielnego konkursu, zawodnikom towarzyszyły na skoczni bardzo obfite opady deszczu, które z pewnością nie ułatwiały im zadania. Jak na rywalizację w takiej pogodzie zareagował Kubacki?
Dla nas nie jest to zbytnio przyjemne. Wszystko mokre, w butach chlupie, kombinezon coraz cięższy ze skoku na skok… To nie jest miłe, ale na wszystkich lało po równo. Pod względem rywalizacji, aż tak wiele to jednak nie zmienia. Jest to jednak nieprzyjemne zarówno dla kibiców, jak i dla nas. Mimo tego, że staramy się osłaniać kurtkami i pelerynami, to w trakcie skoku nie ma jak się osłonić przed deszczem. Nieraz gogle parują, nic się nie widzi.. Takie życie skoczka
– ocenił.
Zawody Letniego Grand Prix w Szczyrku były jednocześnie próbą organizatorów przed zimowym Pucharem Świata, który zawita na skocznie Skalite (K-95 / HS-104) w dniach 16-17 stycznia 2024 roku. Wówczas zawodników czeka jeden konkurs indywidualny. Czy według reprezentanta Polski, normalne obiekty powinny częściej gościć zmagania narciarskiej elity?
Ostatnimi czasy rzeczywiście dominowały większe skocznie. Wiadomo, że dla widowiska też jest to lepsze. Fajniej się na tych skoczniach skacze i fajnie się to ogląda. Myślę jednak, że to dobry pomysł, aby w miejscowościach które nie mają skoczni 120 metrowych, ale mają 90 metrowe i fajne zaplecze treningowe dla młodzieży, uruchamiać Puchary Świata. To buduje zainteresowanie sportem szczególnie wśród dzieci, które za kilkanaście lat pójdą w nasze ślady i być może będą startować w zawodach najwyższej rangi
– podsumował Kubacki.
korespondencja ze Szczyrku, Wiktor Marczuk,
+ Bartosz Leja