Skoki narciarskie pań od lat wiążą się z przełamywaniem barier i stereotypów. W środowisku tej odmiany dyscypliny jest jednak osoba, która walczy z uprzedzeniami już na dwóch płaszczyznach – zawodniczej i trenerskiej. To Line Jahr, która po wieloletniej karierze jako skoczkini postanowiła wziąć pod swoje skrzydła młode żeńskie talenty z Norwegii, szkoląc je pod rzadko dotychczas spotykanym, trenerskim i kobiecym spojrzeniem równocześnie.
Norweski projekt mający na celu pomóc młodym skoczkiniom w rozwoju karier, czyli Prosjekt 2026 (wcześniej znany jako Prosjekt 2022) przynosi ze sobą wiele uznanych „absolwentek”. Są to między innymi Anna Odine Strøm, Eirin Maria Kvandal, czy Thea Minyan Bjørseth. Cała idea narodziła się w 2017 roku, a jej główną dowodzącą jest kobieta-trener, czyli Line Jahr. Jest to jedna z pionierek żeńskich skoków narciarskich, przecierająca szlaki jako zawodniczka już od końca lat 90., przeżywając przy tym czasy Pucharu Kontynentalnego jako głównego kobiecego cyklu. Swoją bogatą w doświadczenia karierę zakończyła po sezonie zimowym 2016/2017. To właśnie wtedy rozpoczęła się jej druga pionierska przygoda.
Rozdział pierwszy projektu
– Gdy zakończyłam karierę, dostałam ofertę pracy od Norweskiego Związku Narciarskiego. Wstępnie miałam zostać trenerką, częścią projektu, w ramach którego mieliśmy wprowadzać coraz więcej skoczkiń gotowych do startu na Igrzyskach Olimpijskich 2022 w Pekinie – tłumaczy Line Jahr w rozmowie z portalem SkokiPolska.pl. – Tak narodziła się idea „Prosjekt 2022”. Zaczynałam pracę z takimi zawodniczkami, jak Anna Odine Strøm, Ingebjørg Saglien Bråten, czy Eirin Maria Kvandal. Po dwóch latach zauważono wyraźne efekty, więc związek postanowił kontynuować współpracę ze mną – dodaje. Największe sukcesy w tym okresie święciła Strøm: zdobyła indywidualny brąz Mistrzostw Świata Juniorów w Kanderstegu w 2018 roku, a także była częścią podwójnie brązowej drużyny na seniorskim czempionacie w Seefeld, zarówno w mikście, jak i w kobiecej drużynówce.

Mimo, iż bezpośrednio nie uczestniczyła w projekcie, to ważną jego częścią okazała się topowa norweska skoczkini, Maren Lundby. – Była wzorem do naśladowania dla młodszych i starszych koleżanek. Jeszcze jako skoczkini jeździłam z nią wspólnie na zawody i dobrze się dogadywałyśmy. Często podpytywałam ją potem, co robi, na czym się skupia, żeby móc przekazać to moim podopiecznym – opowiada srebrna medalistka z Falun z 2015 roku w mikście.
Umownym końcem pierwszej edycji projektu były Igrzyska Olimpijskie w Pekinie. Kadra głównego szkoleniowca norweskiej kadry kobiet, Christiana Meyera, składała się wówczas z trzech zawodniczek: Strøm, Bjørseth (już także członkini grupy Line Jahr), oraz Silje Opseth. Zabrakło kontuzjowanej wówczas Eirin Marii Kvandal, a także Ingebjørg Saglien Bråten, która w sierpniu 2021 roku zakończyła karierę. Indywidualnie najbliżej medalu była szósta na normalnej skoczni Opseth, a medalu w konkursie drużyn mieszanych pozbawiły Norwegię niesławne dyskwalifikacje Opseth i Strøm. Na takim końcu całej historii nie poprzestano.
– Ruszyliśmy z kolejną edycją projektu, gdzie tym razem celem jest przygotowanie kolejnych zawodniczek do igrzysk olimpijskich w 2026 roku – opowiada Jahr. Dlaczego to właśnie ta impreza jest tytułowym „finiszem”? – To ukłon w stronę norweskiego Narodowego Komitetu Olimpijskiego, który wspiera nas nie tylko finansowo, ale też pod innymi kątami. Otrzymujemy doradztwo w sprawach medycznych, czy sprawach odżywiania – mówi 39-letnia trenerka.
Obecne „perły w koronie”

Efekty można zauważyć, patrząc choćby na skład norweskiej kadry narodowej pań na sezon 2023/2024. Znajdują się tam dwie bardzo młode zawodniczki spod skrzydła projektu z rocznika 2007: Kjersti Græsli i Ingvild Synnøve Midtskogen. Na liście nie ma jednak między innymi Nory Midtsundstad, o cztery lata starszej podopiecznej Jahr. – Nie jestem zaskoczona tą decyzją. Te dziewczyny są młode, bardzo obiecujące. Nora również taka jest, ale wolałam, żeby została jeszcze u mnie. Czuję się za nią wyjątkowo odpowiedzialna, nasza współpraca układa się bardzo dobrze już od pięciu lat, a Nora i tak dostaje wsparcie ze strony reprezentacji – zauważa nasza rozmówczyni. – Naszym zadaniem jest wprowadzać kolejne skoczkinie do kadry narodowej. Jeszcze kilka lat temu składała się ona wyłącznie z Maren Lundby, a obecnie jest to aż siedem nazwisk – dodaje trenerka.
Pierwsza z wymienionych, czyli Kjersti Græsli, postanowiła w pełni zająć się skokami narciarskimi, mimo wcześniejszych zakusów w stronę kombinacji norweskiej. – Myślę, że to właśnie w świecie skoków zauważyła poważniejsze perspektywy. Tam ma więcej szans na zaprezentowanie się, a poza tym jednym z jej głównych celów są loty narciarskie. Tego, jak i występu na igrzyskach olimpijskich, przy kombinacji norweskiej raczej nie dostanie – tłumaczy Line Jahr.
Zaledwie 15-letnia Ingvild Synnøve Midtskogen zaś jest jednym z największych obecnych talentów w skokach kobiet. Potwierdza to między innymi jej niedawne zwycięstwo w konkursie Pucharu Interkontynentalnego w Oslo. – Ingvild charakteryzuje się wspaniałym lotem, ma do tego smykałkę. Poza tym jest lekka i mała, co bardzo jej pomaga. Mimo wszystko już niedługo przybierze na wadze w związku z okresem dojrzewania, a potem trzeba będzie budować w niej siłę fizyczną – ocenia swoją podopieczną nasza rozmówczyni. – Mam nadzieję, że powalczy o medale na Igrzyskach Olimpijskich 2026 w Predazzo. Jeśli będzie podejmować dobre decyzje, stać ją na to – mówi Jahr.

Jedną z najnowszych zmian Międzynarodowej Federacji Narciarskiej w kwestii skoków kobiet jest zlikwidowanie cyklu FIS Cup na rzecz utworzenia Pucharu Interkontynentalnego łączącego dotychczasową drugą i trzecią ligę zawodów. Choć w tym roku letnia edycja nie wypadła najlepiej organizacyjnie (więcej TUTAJ), to Line Jahr twierdzi, że takie „przebranżowienie” to na dłuższą metę dobry pomysł. – Czteroweekendowy letni kalendarz wydawał się niezły. Oczywiście Ljubno przy problemach związanych z powodzią zostało naturalnie wykluczone, ale zasmuciła mnie sytuacja związana z zawodami w Lake Placid. Ze strony męskiej wpłynęły zgłoszenia z ośmiu państw, a przy stronie żeńskiej… zaledwie z trzech – mówi trenerka. – Skoro są pieniądze na wysyłanie do Ameryki mężczyzn, to dlaczego nie ma tych pieniędzy dla kobiet? Dziewczyny również walczą, ciągle trenują z takim samym zapałem jak mężczyźni – stwierdza Jahr.
Największą zaletą Pucharu Interkontynentalnego jest dla niej ujednolicenie kalendarza drugiej ligi. – Rok temu były to dwa grudniowe weekendy w Norwegii, a potem tylko jeden w styczniu, jeden w lutym i jeden w marcu. Większość wolała organizować zawody FIS Cup, bo wiązało się to z mniejszymi kosztami. Teraz tych zawodów drugiej rangi jest więcej i przy okazji można „wymusić” na komitetach organizacyjnych przygotowanie weekendu LPI zamiast FIS Cup – tłumaczy 39-latka.
Choć młode zawodniczki z Norwegii radzą sobie bardzo dobrze, to po męskiej stronie sytuacja prezentuje się inaczej. Juniorzy nie mają już takiej siły przebicia, jak jeszcze rok temu na czempionacie w Zakopanem (dwóch Norwegów w czołowej dziesiątce zawodów indywidualnych + srebro w drużynie), a z Mistrzostw Świata Juniorów w Whistler wrócili bez medali. – Nie traktowałabym tej imprezy jako wyznacznik. Podróż do Whistler była kosztowna i wyczerpująca, co mogło odbić się na formie zawodników. Sytuacja na najbliższym juniorskim czempionacie w Planicy może wyglądać zdecydowanie inaczej – diagnozuje Norweżka.
Kobieta zrozumie kobietę
Prosjekt 2026 to inicjatywa bardzo bliska głównej kadrze Christiana Meyera. Przeprowadzane są łączone obozy treningowe, a sama Line Jahr zawsze może liczyć na pomoc ze strony norweskiego trenera. Nie tylko słowną, ale także i praktyczną, bowiem niektóre podopieczne trenerki są poddawane treningom fizycznym organizowanym przez głównego szkoleniowca we współpracy z Henningiem Stensrudem. – Christian odegrał dużą rolę w uświadomieniu mi, że mogę wykonywać swoją rolę tak jak ja chcę, a nie tak, jak ktoś spróbuje mi narzucić – stwierdza Jahr.

W tym wszystkim nie chodzi jednak wyłącznie o przygotowanie do ważnych zawodów. Line Jahr, szkoląc swoje zawodniczki, patrzy na nie z perspektywy byłej skoczkini, a co najważniejsze kobiety, która wie, co one czują. – Bardzo ważny jest odpowiedni trening w okresie dojrzewania. Wiem, jak zachowuje się wtedy kobiece ciało. Dziewczyna zyskuje trochę kilogramów, a dobrze wiemy, że jeżeli jest lżejsza, to może polecieć dalej – wyjaśnia. – Jednak gdy rozmawiam z niektórymi trenerami, to oni naciskają na to, by zawodniczka szybko uzyskała odpowiednią wagę. Należy jednak dać im naturalnie przejść przez okres dojrzewania, przez ten czas skupiając się na treningach zapobiegających kontuzjom, na technice, a dopiero gdy ten okres dojrzewania się zakończy, przejść do działań redukujących wagę – mówi Jahr. – Mi rozmawianie o takich tematach przychodzi raczej łatwiej, niż mężczyźnie. Tak naprawdę to nie jest takie straszne, nie powinniśmy robić z tego tabu – deklaruje Norweżka.
39-latka właśnie w relacji kobieta-kobieta upatruje jedną z największych zalet projektu. – Dziewczyny mają świadomość, że mogą się przede mną otworzyć, co jest szczególnie ważne w tym trudnym dla nich młodzieńczym okresie. Czuję się im potrzebna. Czasami śmieję się nawet, że jestem dla nich matką lub starszą siostrą – opowiada. Wcześniej nie było jednak łatwo. Line Jahr już jako skoczkini musiała mierzyć się z dyskredytującymi komentarzami. – Mówiono, że nie nadajemy się na duże skocznie, że nie jesteśmy wystarczająco dobre na ten sport. Poczułam szacunek do nas w końcowych latach swojej kariery, kiedy to otrzymywałyśmy m.in. konkursy w mistrzostwach świata czy igrzyskach olimpijskich – wspomina Norweżka. Historia zatoczyła koło, gdy Jahr pojawiła się w gnieździe trenerskim.

– Poczułam coś na zasadzie „znowu to samo…”. Ponownie musiałam udowadniać, że nadaję się na swoje stanowisko. Nikt wprawdzie nie powiedział mi, że się nie nadaję, ale było to bardziej w stylu: „co Ty tutaj robisz, dlaczego mówisz że skoki są takie i takie?”. Teraz jednak czuję się szanowana przez męskich trenerów. Ciężką pracą zdobywasz szacunek – opowiada twarz Prosjektu 2026.
Co dalej? Jak spojrzeć na skoki?
Druga strona medalu nie wygląda jednak zbyt różowo. Mimo obiecujących rezultatów projektu dowodzonego przez Jahr, skoki narciarskie w Norwegii notują spadki statystyczne. Z każdym rokiem zmniejsza się ilość aktywnych zawodników oraz czynnych skoczni narciarskich. – To niestety fakt i przez to zmieniło się podejście. Teraz musimy dbać o każdą młodą osobę, która chce uprawiać tę dyscyplinę. Kiedyś można było sobie pozwolić na wybieranie tej młodzieży, która nam się spodobała i się czymś wyróżniła. „Ty jesteś dobry, ty też, ale ty już nie”. Trzeba działać już z każdym młodym człowiekiem zainteresowanym skokami narciarskimi – wnioskuje Line Jahr. – Z tym wiąże się więcej pracy dla trenerów i trzymanie kciuków, że dana osoba osiągnie w przyszłości sukces. Nie wyjmiemy już metaforycznej książki, w której zapisane jest, że ktoś ma talent i będzie najlepszy – dodaje.
Mimo słabnącego zainteresowania skokami narciarskimi w Norwegii, walczono o dopuszczenie nowych inicjatyw. W Kraju Fiordów zeszłej zimy odbyły się premierowe zawody lotów narciarskich kobiet będące częścią cyklu Raw Air na Vikersundbakken (HS-240). Inne kraje również tworzą swoje turnieje, a tego wcześniej w Pucharze Świata kobiet na taką skalę nie było. Trenerka posłużyła się wobec tego znaną maksymą. – Lepiej późno, niż wcale. Skoki narciarskie pań wciąż mają pole do rozwoju i zyskiwania nowej widowni. To wszystko trwało bardzo długo, ale nie można tego przekreślić – ocenia Jahr.
Czego Line Jahr nauczyła się dzięki całemu przedsięwzięciu, jakim jest Prosjekt 2022-2026? – Teraz już wiem, że w skokach narciarskich trzeba na wiele rzeczy spoglądać długofalowo. Jeśli mam przed sobą dwie 15-letnie skoczkinie, to nie mogę w takim momencie powiedzieć, że jedna jest dobra, a druga słaba. Kiedy Nora Midtsundstad miała 15 lat, to skakała 50 metrów na skoczni K-90 w Lillehammer, a spójrzmy, jak radzi sobie teraz. Moim zadaniem jest pomaganie każdemu w równy sposób – podsumowuje Jahr.
Cała idea jest niewątpliwie przełomowa dla świata skoków narciarskich nie tylko w Kraju Fiordów. Czas pokaże, czy śladem Norwegii pójdą za kilka lat też inne państwa z odpowiednią infrastrukturą i poziomem finansów. Przypomnijmy, że jeszcze niedawno Alexander Pointner w rozmowie z Jakubem Balcerskim z portalu sport.pl mówił o planach zatrudnienia Niemki Catrin Schmid (odpowiedzialną za szkolenie juniorek w Oberstdorfie) w roli trenerki polskiej kadry kobiet. Być może to właśnie i w naszym kraju taki projekt przyniósłby za sobą korzyści?
Wiktor Marczuk,
informacja własna