W sobotę do medalu Mistrzostw Polski zabrakło zaledwie jednej dziesiątej punktu, a podczas niedzielnego konkursu drużynowego miał indywidualną notę gorszą tylko od Piotra Żyły i Dawida Kubackiego. Maciej Kot po raz kolejny potwierdził, że jest w świetnej dyspozycji i nie odstaje od naszych topowych skoczków.
Maciej Kot ma za sobą świetny sezon letni, którego zwieńczeniem były weekendowe występy na Mistrzostwach Polski w Szczyrku (K-95 / HS-104). Podczas sobotniego konkursu indywidualnego zajął czwartą pozycję po skokach na 98 metrów oraz 100,5 metra, tracąc do trzeciego zawodnika, czyli Kamila Stocha, zaledwie jedną dziesiątą punktu. „Pechową” lokatę osłodził sobie nazajutrz, zdobywając brązowy medal w drużynie jako część składu AZS Zakopane. Przed krajowym czempionatem 32-latek nie narzekał na nudę, bowiem początkiem miesiąca wyjechał do Lake Placid, by w zawodach Letniego Pucharu Kontynentalnego walczyć o powiększoną kwotę startową dla reprezentacji Polski na pierwszy period zimowego Pucharu Świata.
Ten ostatni czas to zastrzyk pewności siebie. Miałem bardzo udane starty w Pucharze Kontynentalnym i mimo, że niewiele zabrakło do wywalczenia większej kwoty startowej, to te pojedyncze starty i miejsce na podium dały mi sporo radości. Cieszy mnie też, że nabrałem stabilizacji przy tych skokach. Nie było wahań poziomu pomiędzy seriami, co było moim celem i nadal jest na najbliższy okres. W sobotę minimalnie zabrakło do tego, aby być na podium, ale myślę, że przede wszystkim cieszy jakość tych skoków. Niedziela to jest już medal, sukces drużyny, a to też jest bardzo ważne
– tłumaczy Kot.

Przypomnijmy, że wiosną bieżącego roku Polak przy tworzeniu kadr na sezon 2023/2024 został przydzielony do grupy bazowej, gdzie współpracuje z Wojciechem Toporem oraz Zbigniewem Klimowskim. Jak podkreślał wówczas w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet, był to dla niego „awans”. Pozytywy Kot widzi także w konsultacjach z głównym trenerem kadry A, Thomasem Thurnbichlerem.
Większość moich próśb i życzeń się spełniła. Wygląda to chyba tak, jak sobie to wyobrażałem przed sezonem. Długo rozmawiałem i z Wojtkiem, i z Thomasem, by znaleźć dla mnie odpowiednie rozwiązanie. Myślę, że wytyczyliśmy odpowiednią drogę i ta droga przynosi teraz rezultaty. Musimy jeszcze dokładnie przeanalizować okres letni, wyciągnąć wnioski, wyznaczyć kolejne cele. Trzeba przygotować plan, by jak najlepiej przygotować się do zimy i dać sygnał trenerowi Thurnbichlerowi, że jestem gotowy na to, by pojechać na Puchar Świata. Gorący okres przed nami i dam z siebie wszystko, żeby mój poziom był jak najwyższy
– deklaruje brązowy medalista Mistrzostw Polski w drużynie.
Jak sam podkreśla, pomoc austriackiego szkoleniowca jest teraz dla niego bardzo ważna. Po trudnych sezonach, gdzie u Kota brakowało regularności na wyższych szczeblach rywalizacji, 32-latek odczuwa, że przybycie Thomasa Thurnbichlera do Polski daje „powiew świeżości”.
Dla mnie bardzo ważne jest to, że mam wsparcie i pomoc Thomasa. Ja widzę, że on to wszystko obserwuje z boku. Po konkursach Pucharu Kontynentalnego otrzymywałem od niego wiadomości z gratulacjami, tak samo po Lake Placid nie były to słowa pocieszenia, a gratulacje ze słowami wsparcia. Przekazał mi, że mamy po prostu dalej pracować i zaufać procesowi. Ta współpraca z kadrą A, Thomasem, Markiem Nölke i całym sztabem układa się bardzo dobrze. To taki głęboki wdech świeżego powietrza, który daje chęć do działania. Potrzebowałem zmiany i wizji, w którą stronę mam pójść. Wierzę, że ta praca dalej będzie dawać dobre rezultaty
– mówi członek grupy bazowej.
Być może już za miesiąc podczas Pucharu Świata w fińskiej Ruce zobaczymy Macieja Kota jako część pięcioosobowego zespołu reprezentacji Polski wysłanego do Finlandii. Ostateczną decyzję przyniosą jednak następne dni, bo jak tłumaczył trener Thomas Thurnbichler po sobotnim konkursie na Skalitem, jest jeszcze za wcześnie, by definitywnie wyrokować w tej sprawie.
korespondencja ze Szczyrku, Wiktor Marczuk