You are currently viewing O skokach w kraju Jana Boklöva: „Musimy dojeżdżać pięć godzin, żeby potrenować na większej skoczni”
Skocznie w Falun i Frida Westman (fot. Julia Piątkowska / Joanna Malinowska / Sport w Obiektywie)

O skokach w kraju Jana Boklöva: „Musimy dojeżdżać pięć godzin, żeby potrenować na większej skoczni”

Wraz z sukcesami Fridy Westman, o skokach narciarskich w Szwecji zrobiło się głośno. Czy po wielu latach nikłej popularności, będzie to impuls do zmian? Jak wygląda codzienność szwedzkich klubów narciarskich i jak przebiegają prace nad rozwojem tej dyscypliny w Szwecji?

 

Jedno z pierwszych skojarzeń, które nasuwa się, gdy pada hasło „Szwecja” to sporty zimowe. Większość osób nie ma jednak na myśli skoków narciarskich, a raczej hokej na lodzie lub biegi. Skoki kojarzą się bardziej z Norwegią lub Finlandią, a niewielu pamięta długą historię tego sportu w Szwecji. Nazwisko, które najczęściej obija się o uszy w kontekście tej dyscypliny, należy do twórcy stylu „V”, czyli Jana Boklöva. Jednak to nie tylko on odnosił sukcesy w barwach tego kraju. Do największych z pewnością można zaliczyć srebrny medal Svena Erikssona na igrzyskach olimpijskich w 1936 roku, czy brąz Karla Holmströma podczas olimpijskich zmagań w 1952 roku.

Do połowy lat 90. skoki narciarskie w Szwecji cieszyły się całkiem sporą popularnością. Wśród wybitnych nazwisk tego okresu można wymienić Staffana Tällberga, czy Mikaela Martinssona. Niestety pod koniec XX wieku, losy tej dyscypliny przestały się toczyć tak dobrze. – Liczba szwedzkich skoczków zaczęła spadać już 40 lat temu, a więc regres trwa już od dłuższego czasu. Od epoki Boklöva nie mieliśmy w tym sporcie żadnej szwedzkiej gwiazdy światowego formatu, co oznacza mniej przestrzeni dla skoków w telewizji i innych mediach – wyjaśnia jeden z działaczy szwedzkiego klubu Sollentuna BHK. – Mimo to staramy się rekrutować nowych zawodników, aby odbudować ten sport – mówi z nadzieją.

Obecnie Sollentuna, klub ze Sztokholmu, ma do dyspozycji cztery obiekty o rozmiarach od HS-6 do HS-40. Jest także dobrze wyposażony, jeśli chodzi o sprzęt. Jak przyznają jednak działacze, problemem jest możliwość treningu na większych skoczniach. – Musimy w Sztokholmie zbudować obiekt HS-66 w Sztokholmie oraz mniejsze skocznie od HS-10 do HS-66 w Falun. Na ten moment musimy dojeżdżać 5 godzin, by móc trenować na największym z tych obiektów – wyjaśnił jeden z nich. Opowiedział także o tym, jak wyglądają realia nastoletnich szwedzkich zawodników. Obecnie sportowcy muszą wyjeżdżać za granicę już w wieku 15 lat, aby móc skupić się na sporcie i nauce. – Nie mamy już do tego odpowiedniej szkoły w Szwecji. Na ten moment czterech naszych młodych zawodników uczy się w szkole w Trondheim, a niektórzy z nich tej zimy wezmą udział w swoich pierwszych zawodach FIS. Myślę, że będziemy współpracować z Norwegią tak ściśle, jak to tylko możliwe. To nasz sąsiedni kraj, a nasze języki są bardzo podobne – podsumował.

O współpracy z sąsiadem mówił także Andreas Arén, dyrektor ds. skoków narciarskich w Szwedzkim Związku Narciarskim. – Mamy dwie równie ważne misje. Pierwszą z nich jest budowanie sportu i jego rozwój ilościowy. Drugą jest zapewnienie absolutnie najlepszych możliwości i warunków dla skoczków, których mamy obecnie. W tej chwili nie możemy zapewnić profesjonalnego środowiska w kraju, więc Norwegia jest absolutnie najlepszą opcją – wyjaśnia. – Obecnie część szwedzkich zawodników przebywa w Trondheim, z kolei Frida Westman trenuje z norweską kadrą. Nasza współpraca z Norwegią i Trondheim jest korzystna dla obu stron. Granica państwowa nie powinna mieć znaczenia. Oczywiście pracujemy nad profesjonalnym środowiskiem u siebie, ale jeszcze nie jesteśmy w stanie go zapewnić – przyznaje.

Czego szwedzkie skoki najbardziej potrzebują na chwilę obecną? – Oczywiście wspaniale byłoby mieć więcej kompletnych i funkcjonalnych aren. Uważam jednak, że naszym największym problemem jest fakt, że skoki narciarskie nie są popularnym sportem w Szwecji. Jeśli uda nam się zmienić kulturę i opinię publiczną, możemy przyciągnąć więcej dzieci na skocznie, które już mamy – mówi Arén. – Mamy wspaniałą narodową historię skoków narciarskich i wiemy, że zainteresowanie nimi wciąż jest żywe. Musimy jednak rozwijać się kulturowo. Stare spojrzenie na skoki narciarskie musi zostać zastąpione nowoczesnym – wyjaśnia.

O innym sposobie na rozwój tej dyscypliny w Szwecji mówiła Marit Stub Nybelius, która w lipcu koordynowała obóz Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) dla nacji, które odgrywają mniejszą rolę w świecie skoków narciarskich. Od tego roku cykl tych wydarzeń zmienił nazwę na obóz państw współpracujących. Oprócz młodych zawodników przyjeżdżają na niego także bardziej doświadczeni sportowcy oraz trenerzy, którzy dzielą się swoją wiedzą. – Bardzo ważna jest praca z krajami współpracującymi – nieformalną siecią, w której pracujemy nad wspieraniem mniejszych nacji. Za pomocą takich obozów, nasi skoczkowie mogą spotkać się z innymi zawodnikami i uczyć się, jak dobrze trenować i czerpać z tego radość – wyjaśniła działaczka.

Oczywiście dla promowania skoków narciarskich w kraju Boklöva potrzebne są też sukcesy. Te w ostatnich latach pojawiły się dzięki Fridzie Westman. 22-latka jest teraz bez wątpienia największą nadzieją dla szwedzkich skoków. – Osiągnięcia Fridy są spore i naturalne jest założenie, że jest łatwiej, gdy ma się zawodniczkę odnoszącą sukcesy. Musimy promować i uświadamiać atrakcyjność tego sportu – twierdzi Arén. Szwedzi liczą na dobre wyniki utalentowanej zawodniczki podczas Mistrzostw Świata w narciarstwie klasycznym, które odbędą się w na ich terenie, w Falun w 2027 roku. – Celem na tę imprezę jest zdobycie przez Fridę medalu, a także wystawienie mieszanej drużyny naszych juniorów, którzy obecnie mieszkają w Trondheim – kwituje Arén.

 

Zuzanna Janeczek,
źródło: informacja własna / FIS

 

Dodaj komentarz