Kilka miesięcy temu mogło się wydawać, że to Kamil Stoch będzie nadawał ton pucharowej rywalizacji. Wraz z trwaniem sezonu dwukrotny mistrz olimpijski wydaje się być coraz bardziej bezradny, a do głosu dochodzą zawodnicy kadry B. Po raz kolejny aspiracje do bycia skoczkiem czołówki zgłosił Dawid Kubacki, który po treningach w Wiśle zdaje się odżywać.
Dawid Kubacki obok Stefana Huli był dzisiaj zdecydowanie najmocniejszym punktem polskiego zespołu. W pierwszym treningu skacząc 128 metrów zajął drugie miejsce, w drugim – 123 metry dało mu dziewiątą pozycję. Kwalifikacyjna próba na 124 metry pozwoliła mu uplasować się na piątej lokacie.
– Myślę, że przyczyną moich lepszych skoków jest przede wszystkim ten trening, który mieliśmy możliwość skoczyć w Wiśle. Co prawda tam też przeszkadzał nam wiatr i dużo tych skoków nie było, ale z trenerem doszliśmy do tego, czego brakowało i zaczęło to wszystko lepiej funkcjonować – tłumaczy 25-latek z Szaflar, a zapytany o doprecyzowanie rozwikłanego problemu odparł: – Brakowało lepszego napędzenia z progu. Generalnie trzeba było troszeczkę poprawić technikę. Zaczynaliśmy powoli tracić to, nad czym pracowaliśmy od wiosny i stwierdziliśmy, że należy do tego wrócić – przez to pokazuję teraz dużo lepsze skoki.
Kubacki zapytany o opinię dotyczącą medialnego zamieszania wokół osoby Łukasza Kruczka, odparł: – Nie słyszałem o tym wcześniej i dowiedziałem dopiero wtedy, kiedy było to już wyjaśniane. Jestem całkowicie poza tym. Ktoś robił głupie, niepotrzebne spekulacje.
Mniej zadowolony ze swoich skoków mógł być dziś Kamil Stoch. Już lokaty w treningach (24. i 33.) nie były zadowalające. Skoki na 120,5 i 117 metrów były mocno przeciętne. Prawdziwe nerwy podopieczny Łukasza Kruczka przeżył jednak w kwalifikacjach. Skok na 113,5 metra początkowo dawał awans do zawodów z 20. miejsca, jednak tuż po kontroli sprzętu pojawiła się informacja, że skoczek z Zębu został zdyskwalifikowany za nieprzepisową długość nart. Jak szybko ta wieść się pojawiła, tak szybko została zweryfikowana i Stoch został przywrócony na listę wyników. Okazało się, że miejscowy kontroler pomylił dwukrotnego mistrza olimpijskiego z… Manuelem Fettnerem mającym inną długość nart. Jak sam zainteresowany skomentował dzisiejszy dzień?
– Przyjemne jest to, że na każdych zawodach jest dużo polskich kibiców i za to im szczerze dziękujemy. Dużo przyjemniej się skacze mając ze sobą grono, które nas wspiera. A skocznia jak skocznia, trzeba skakać. Skoki nie były najlepsze, ale mam nadzieję, że jutro i pojutrze będzie zdecydowanie lepiej. Cały czas pracuję i szukam, co by tu jeszcze można było poprawić. Tego jest jeszcze sporo – podsumował reprezentant Polski.
informacja własna