You are currently viewing Co dalej z karierą Ammanna? Schuster doradza przerwę, Szwajcar chce brać przykład z Kasaiego
Simon Ammann i Noriaki Kasai ex equo na podium w Innsbrucku w 2015 roku (fot. Julia Piątkowska)

Co dalej z karierą Ammanna? Schuster doradza przerwę, Szwajcar chce brać przykład z Kasaiego

Simon Ammann jest zawodnikiem, którego zna cały narciarski świat. Zdobył prawie wszystko, co jest do wygrania w skokach narciarskich. Brakuje mu tylko małej wisienki na torcie, czyli zwycięstwa w Turnieju Czterech Skoczni. Dwukrotnie był bardzo blisko wygranej – w sezonach 2008/2009 oraz 2010/2011 zajmował drugie miejsca w niemiecko-austriackiej imprezie. Tegoroczne zmagania były jednak dalekie od tych sprzed 10 lat. Szwajcar w turnieju zajął odległe 47. miejsce. Teraz nasuwa się pytanie: co dalej z karierą utytułowanego Helweta?

 

Pogłębiający się kryzys mistrza

Talent Simona Ammanna został odkryty całkowicie przez przypadek. W Szwajcarii dzieci próbują swoich sił w różnych dyscyplinach sportu. Mały „Simi” swój pierwszy skok oddał w wieku dziewięciu lat na skoczni K-25, a jego umiejętności zostały od razu wychwycone i niedługo później został objęty szkoleniem i rozpoczął pierwsze treningi.

Od wielu lat Szwajcar marzy o wygranej w Turnieju Czterech Skoczni. Ammann może darzyć te zwody sporym sentymentem także choćby ze względu na swój debiut w Pucharze Świata, który miał miejsce w 1997 roku w niemieckim Oberstdorfie, na otwarcie 46. edycji tournée. Zaledwie 16-letni filigranowy młodzieniec mógł zaliczyć te zawody do swoich pierwszych sukcesów, ponieważ ukończył je na wysokim, piętnastym miejscu.

Na pierwsze pucharowe podium musiał nieco poczekać. Prawie cztery lata po debiucie zajął drugie miejsce w swojej ojczyźnie, a dokładnie na Gross-Titlis-Schanze w Engelbergu. Pierwszą wygraną odnotował już trzy miesiące później – 17 marca 2002 roku na Holmenkollbakken w Oslo.

Później było już tylko lepiej. Pojawiały się kolejne wygrane, a swoimi skokami zadziwiał cały świat. To, co osiągnął w swojej dyscyplinie, jest marzeniem każdego sportowca, który dopiero rozpoczyna swoją przygodę z nartami. Jako jedyny skoczek został mistrzem olimpijskim czterokrotnie (indywidualnie), a wszystko to w trakcie dwóch imprez tej rangi w roku 2002 w amerykańskim Salt Lake City oraz 2010 w kanadyjskim Vancouver. Co ciekawe, za każdym razem kiedy Ammann stał na najwyższym stopniu olimpijskiego podium, tuż obok niego stawał Adam Małysz. Polak aż trzykrotnie musiał uznać wyższość „Simiego” zgarniając srebrne medale, a raz między nich wskoczył jeszcze Niemiec Sven Hannawald.

W swoim dorobku Ammann ma również medale mistrzostw świata – złoto i srebro z 2007 i dwa brązowe krążki z 2009 i 2011 roku. Mistrzostwa Świata w lotach z 2010 roku, które odbyły się w Planicy, to kolejna impreza, z której przywiózł złoto. Sezon 2009/2010 był zdecydowanie najlepszym w jego całej karierze, ponieważ oprócz olimpijskich i mistrzowskich triumfów, zwyciężył również w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Do zdobycia narciarskiego „wielkiego szlema”, czyli wygrania pięciu najważniejszych trofeów, brakuje mu tylko (albo aż) wygranej w Turnieju Czterech Skoczni. Do tej pory jedynie Fin Matti Nykanen, zdobył wszystkie pięć tytułów, na które składają się mistrzostwo świata, mistrzostwo olimpijskie, zdobycie Kryształowej Kuli, mistrzostwo świata w lotach oraz triumf w Turnieju Czterech Skoczni.

Patrząc na wyniki z tego roku oraz poprzednich lat, możemy stwierdzić jasno, że musiałby nastąpić cud, aby Ammann poszedł w ślady legendarnego Fina. Szwajcarowi coraz ciężej jest awansować do finałowej serii, a czasami nawet nie udaje mu się przebrnąć przez kwalifikacje. Tegoroczna edycja TCS była w jego wykonaniu wyjątkowo słaba. W Oberstdorfie awans do finałowej serii był bardzo blisko, a 39-latek był nawet zadowolony ze swojego skoku, jednak o skali zapaści formy świadczy to, że nawet mimo przeczucia o wykonaniu dobrej próby… konkurs zakończył na odległym 32. miejscu. Później było tylko gorzej – w Garmisch-Partenkirchen nie zdołał awansować do konkursu, a w austriackiej części konkursu zajął odpowiednio 43. i 49. pozycję.

 

Kończyć czy nie kończyć? Oto jest pytanie…

Przez lata Simon Ammann zyskał sympatię wielu fanów skoków. Trudno się spotkać z kimkolwiek, kto powiedziałaby na niego złe słowo… Może po igrzyskach olimpijskich w Vancouver, gdzie reprezentant Helwetów po raz kolejny „wyrwał” zwycięstwo Małyszowi sprzed nosa, ale gdy emocje opadły, wszyscy zachwycali się Szwajcarem i tym, czego dokonał. Zapisał się złotymi zgłoskami na kartach historii, a jego wyczyn raczej szybko nie zostanie pobity. Aktualnie jednak ze smutkiem patrzy się skoki Simona. Widać, że każdy kosztuje go sporo energii i emocji, a dla każdego kto pamięta najlepsze lata mistrza, widok ten jest tym bardziej rozczarowujący. Coraz częściej powracają więc rozważania, czy zobaczymy Szwajcara na skocznie w przyszłym sezonie olimpijskim.

Sądzę, że całkiem inaczej zostaje postrzegany zawodnik, który kończy karierę z powodu braku satysfakcjonujących wyników, a inaczej ten, który decyduje się na jej koniec będąc w dobrej dyspozycji. Cały narciarski świat zapamiętał chociażby Adama Małysza jako wielkiego sportowca, który swoim ostatnim pucharowym skokiem wskoczył na podium nie tylko w zawodach w Planicy, ale także w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. „Orzeł z Wisły” został zapamiętany jako wybitny, spełniony zawodnik. Spoglądając na to, jak na skoczni męczą się gwiazdy pokroju Ammanna, czy choćby Austriaka Gregora Schlierenzauera, można mieć wątpliwości, czy kontynuowanie kariery ma większy sens. Skoki Ammanna są dalekie od ideału. Świadczy o tym nie tylko odległość, ale również oceny za styl. Od dłuższego czasu możemy zauważyć, że Szwajcar próbuje „oszukać” sędziów swoim markowanym telemarkiem. Coraz rzadziej jednak ktokolwiek daje się na to nabrać.

Były szkoleniowiec niemieckiej, a także szwajcarskiej kadry Werner Schuster, nie odpowiedział jasno na pytanie, czy Szwajcar powinien zakończyć karierę. Austriak przyznał jednak, że startowanie we wszystkich zawodach Pucharu Świata nie ma sensu i doradzał byłemu podopiecznemu, aby zrobił sobie przerwę od skoków. I faktycznie Ammanna nie zobaczyliśmy podczas zawodów narciarskiej elity w Titisee-Neustadt. Okazuje się, że absencja Szwajcara jest jednak spowodowana… egzaminami. 39-latek studiuje obecnie ekonomię na uniwersytecie w Sankt Gallen.

Sam Ammann nie przestaje jednak zaskakiwać i nadal wierzy w powrót do wielkiej formy. Po zakończeniu sezonu 2019/2020 przyznał, że zamierza kontynuować karierę jeszcze co najmniej dwa sezony, a jego największym celem są igrzyska olimpijskie w Pekinie w 2022 roku. Niedawno przyznał, że aktualnie wzorem jest dla niego prawie 49-letni Japończyk Noriaki Kasai, który również za cel obrał sobie olimpijskie zmagania w Chinach. – Nori po prostu pracował cicho przez te wszystkie lata – skwitował krótko Szwajcar cytowany przez portal nzz.ch należący do szwajcarskiego dziennika Neue Zürcher Zeitung. Czy to oznacza, że Ammann nie zamierza składać broni i startować w kolejnych sezonach? Znając niesłabnące zamiłowanie Szwajcara do koronnej dyscypliny sportu, nie można wykluczać, że nawet przyszłoroczne olimpijskie zmagania w Kraju Środka nie będą oznaczały kresu jego sportowej drogi.

 

Anna Fergisz,
źródło: informacja własna / nzz.ch

 

Dodaj komentarz