You are currently viewing Paweł Wąsek o problemach w Planicy: „To nie skok na bungee. Nie do końca sobie ufałem”
Paweł Wąsek w Planicy (fot. Julia Piątkowska)

Paweł Wąsek o problemach w Planicy: „To nie skok na bungee. Nie do końca sobie ufałem”

Na finałowe zawody Pucharu Świata w Planicy udało się sześciu polskich skoczków. Do piątkowych kwalifikacji przystąpiło jednak pięciu z nich. Na starcie nie pojawił się Paweł Wąsek, który po groźnej sytuacji w treningowym skoku postanowił już po nim wcześniej zakończyć sezon. – Czułem, że brakuje mi pewności siebie, nie do końca sobie ufałem – przyznał nam.

 

Obok Piotra Żyły, Kamila Stocha, Dawida Kubackiego, Jakuba Wolnego i Andrzeja Stękały, to Paweł Wąsek otrzymał od sztabu szkoleniowego szansę startu w Planicy. Polski skoczek podczas długiego finałowego weekendu sezonu bardzo szybko zakończył jednak swoje występy na Letalnicy. Podczas pierwszego treningowego skoku 22-latek miał duże problemy w locie i musiał awaryjnie lądować na 121. metrze. Tuż po tej próbie młody zawodnik wiedział już, że dla niego oznacza to koniec sezonu. Wąsek zdecydował nawet o absencji w kwalifikacjach, a jego przemyślenia poparł trener kadry Michal Doležal. Obaj doszli do wniosku, że dodatkowe ryzyko jest zbędne.

Skakało się fatalnie, nie ma co ukrywać. Oddałem jeden skok, który zakończył się awaryjnym lądowaniem. To był dla mnie bardzo ciężki weekend – nie ukrywa w rozmowie z nami polski skoczek. – Miałem szansę na jeden skok kwalifikacyjny, ale po prostu czułem, że brakuje mi pewności siebie. Z lotami narciarskimi nie jest tak, że się boisz, ale wystarczy się przełamać. To nie jest skok na bungee, w którym się przełamujesz, rzucasz się do przodu, a reszta robi się sama. W lotach trzeba być w stu procentach pewnym, że dasz radę, że możesz sobie zaufać i że wszystko wykonasz tak, jak należy. Ja nie do końca sobie ufałem. Spróbowałem raz, odepchnąłem się od belki i pomyślałem „co się zdarzy, to się zdarzy”. Zdarzyło się tak, że za progiem musiałem ratować się przed upadkiem i walczyć o to, żeby wylądować szczęśliwie. Po tym wszystkim uznałem, że nie ma co ryzykować, bo nie walczyłem już właściwie o żadną pozycję w rankingu. Nie zdobyłem jeszcze zaufania do tej skoczni – dodaje.

Mimo tego, że jeszcze podczas Mistrzostw Świata w lotach w Vikersund Wąsek skakał całkiem solidnie i wyśrubował swój rekord życiowy do 210,5 metra, to już w Planicy czuł się zdecydowanie mniej pewnie. Trzeba zauważyć, że wysokość lotu na norweskim „mamucie” Vikersundbakken (HS-240) jest zdecydowanie mniejsza niż na słoweńskiej Letalnicy (HS-240). Zatem to właśnie próby w Planicy wywołują największą adrenalinę. Pochodzący z Ustronia zawodnik podkreślił, że mimo decyzji o rezygnacji z dalszych lotów, jedyna próba była dla niego istotna z psychologicznego punktu widzenia. – Skoczyłem raz, ale ta próba też była dla mnie ważna. Kilka lat temu nie spodziewałem się, że będę mógł na takie skocznie w ogóle popatrzeć, a teraz tu jestem, byłem na górze. Cieszę się, że byłem na tyle odważny, żeby chociaż ten jeden skok oddać. To było ważne, żeby się na to zdobyć – podkreśla.

Wąsek zaznaczył jednocześnie, że ryzyko, które towarzyszyłoby kolejnym próbom nie miało sensu na czysto sportowej płaszczyźnie. Sam zapowiada, że chce powrócić do Planicy za rok i wówczas liczyć się w walce o czołowe lokaty. – Teraz nieważne jest czy będę czterdziesty czy pięćdziesiąty. Moje marzenia są takie, żeby wygrywać klasyfikacje generalne i turnieje. To był trudny sezon. Może lepiej będzie w przyszłym roku… – zakończył.

 

 

korespondencja z Planicy, Anna Libera

 

Dodaj komentarz