You are currently viewing Maciej Maciusiak i jego pierwsze obserwacje w nowej roli. „Byłem trochę w szoku”
Maciej Maciusiak (fot. Julia Piątkowska)

Maciej Maciusiak i jego pierwsze obserwacje w nowej roli. „Byłem trochę w szoku”

We wrześniu PZN przekazał, że Maciej Maciusiak po wielu latach spędzonych w polskich kadrach na różnym szczeblu zostanie koordynatorem programu Orlen Szukamy Następców Mistrza. W rozmowie z naszym portalem 41-latek opowiada o zmianach w Orlen Cup, spostrzeżeniach dotyczących krajowej młodzieży, a także wskazuje ważne problemy – nie tylko wśród juniorów. 

 

Wiktor Marczuk: Jak idzie aklimatyzacja w nowej roli – koordynatora programu Orlen Szukamy Następców Mistrza?

Maciej Maciusiak: Bardzo fajnie. To na pewno coś innego, bo po szesnastu latach jeżdżenia na zawody sezon w sezon i malutkiej obecności w domu taka rola się przyda. Nadrobiłem zaległości rodzinne. Myślę, że w środowisku trenerów i działaczy jest mi na ten moment bardzo dobrze.

 

Czuć zajawkę, zapał związany z nowymi zadaniami?

Jest zapał, mamy już spotkania związane ze zbliżającymi się zawodami Orlen Cup w terminie 8-10 grudnia. Sporo mam załatwiania, czy to w sprawie skoczni, czy z COSem, czy z trenerami, są rozmowy z całym tym zapleczem odpowiedzialnym za przygotowanie zmagań. Rozkręcenie czegoś takiego to nie jest prosta sprawa. Puchary Świata, inne zawody pokazują jednak, że jesteśmy najlepsi na świecie w organizowaniu zawodów. Wszystko przebiega bardzo fajnie.

 

W jaki sposób kontakt z młodzieżą zmienia spojrzenie na skoki?

Na pewno są inne problemy. Sytuacja różni się w kadrach, w klubach, a co dopiero na samym początku tej ścieżki zawodniczej. Jest trochę inne podejście do tego wszystkiego, ale na początku się przyglądałem i byłem trochę zdziwiony. Nie tyle zawodnikami, bo wiadomo, że jest tam jakaś rywalizacja, ale tym, co zobaczyłem na moich pierwszych zawodach letnich w Szczyrku. Gdy popatrzyłem, jak trenerzy się zachowują, to byłem trochę w szoku. Nie mówię już o tych starszych trenerach, którzy zawsze mają swoje zdanie i muszą wtrącić swoje trzy grosze, ale ta rywalizacja między trenerami bardzo mi się nie podobała. Dlatego też postanowiłem się z nimi rozmówić, trochę spraw przedyskutować, przedstawić spostrzeżenia, jakby to miało wyglądać. Myślę, że to trochę poprawi atmosferę wśród szkoleniowców. Jeszcze niedawno był taki przepis na Orlen Cup, że jury mogło zmieniać belkę startową na wniosek trenera dla tych lepszych skoczków. Z tego tytułu były doliczane dodatkowe punkty. Nie może być tak, że ktoś obniża belkę swojemu zawodnikowi, który ostatecznie ląduje na czerwonej linii lub pół metra przed nią, a inni trenerzy się z tego bardzo cieszą. Cieszą się z faktu, że konkurent skoczył trochę bliżej. Trenerzy przychodzili do mnie, dopytywali się, czy będą za ten skok doliczone punkty. Odpowiadam: „oczywiście, że tak, to jury skróciło najazd”. Od razu im przekazałem, że zamiast cieszyć się z tego, że tamten zawodnik dobrze się prezentuje i widząc jego fajne skoki mogą zmotywować swoich skoczków do wejścia na ten poziom, to cieszą się z czyjegoś niepowodzenia.

 

LOTOSCupZakopane2022 fotAnnaKarczewska 300x200 - Maciej Maciusiak i jego pierwsze obserwacje w nowej roli. „Byłem trochę w szoku"
Młodzi uczestnicy zawodów Orlen Cup (dawniej Lotos Cup, fot. Anna Karczewska)

Zmiana tych standardów to „syzyfowa praca” czy jednak coś drgnie?

To się zmieni, bo dostosowaliśmy troszeczkę przepisy, wprowadzimy do Orlen Cup sporo nowości znanych z Pucharu Świata. Jedną z głównych zmian jest kwalifikowanie się dwudziestu najlepszych zawodników z danej kategorii do drugiej serii. Będą bardziej szczegółowe kontrole, na dole sześciu zawodników będzie obligatoryjnie kontrolowanych po konkursach. Zawodnik prowadzący w danym momencie drugiej serii będzie miał swoją przestrzeń w postaci leaderboardu z fotelem, wyniki także będą na dole podawane na bieżąco. Dla skoczków to jest duża frajda, choć trenerzy byli początkowo temu przeciwni. Mówili, że zawodnicy są zbyt młodzi i to nie powinno tak wyglądać, ale pierwsze testy tego systemu przeprowadzone w sezonie letnim pokazały, że nawet ci słabsi zawodnicy na granicy awansu albo bez kwalifikacji wyznaczali sobie już cele na kolejne zmagania. Widać w nich było taką mobilizację, chęć dostania się do tej czołowej dwudziestki następnym razem. Teraz trener wciąż będzie mógł obniżać belkę podopiecznemu, ale będzie on musiał uzyskać 95% punktu HS w swojej odległości, tak jak w PŚ. Myślę, że to bardzo dobrze wpłynie na poziom rywalizacji.

 

Brak tej granicy w postaci 95% HSu powodował absurdalne sytuacje, jak chociażby na Mistrzostwach Norwegii, gdzie Eirin Maria Kvandal skakała z kilkunastu belek niżej niż konkurencja, lądowała blisko, a i tak zdobyła złoty medal.

Zgadza się. Te reformy wymagają sporo pracy, bo musimy się stosować między innymi do ICR-u (międzynarodowe zasady zawodów narciarskich rozpisane przez FIS – przyp. red.). Mamy wytyczne sportowe, które przyporządkowują zawodników do danych rozmiarów skoczni. Staramy się jednak wstawiać ciekawe rozwiązania tam, gdzie są luki i nieścisłości w przepisach. FIS podaje na przykład, że gdy zawodnik upadnie na dalekim dystansie w pierwszej serii, to będzie mógł wejść do drugiej, gdy osiągnie 95% najdłuższej odległości rundy. Przy tej zasadzie robi się jednak spore zamieszanie, gdy dołożymy punkty za wiatr i belkę. Jaki skok jest wtedy najdalszy, gdy na niego składa się tyle czynników? Nasza propozycja jest bardziej jasna: 95% punktów za odległość plus wzięcie pod uwagę długości najazdu – czyli po prostu nota bez ocen za styl. Do Orlen Cup chcemy wprowadzić więcej świeżości i profesjonalizmu.

 

Jak wyobraża Pan sobie Orlen Cup w perspektywie następnych 5-10 lat?

To zależy. Aktualnie jest jeszcze jedna rzecz, która mnie denerwuje, a którą także dostrzegłem latem: podejście rodziców. Już nie mówię nawet o kibicach, ale skoro nawet rodzice tych skaczących zawodników nie chcą przyjść na konkursy? To trochę deprymujące, że skaczą ich pociechy, a oni mają to gdzieś, nawet nie przyjdą pokibicować. Dajmy na to, że na pełnej liście znajduje się 200 zawodników, a zmagania rozgrywają się na Podhalu czy w Beskidach, no to na trybunach powinno być tych osób z 200, jak nie więcej. Przydałaby się większa promocja tych zawodów. Potrzebny jest gotowy produkt, którym trzeba zainteresować media. Chcemy go stworzyć małymi kroczkami, chociażby poprzez transmisje z drugiej serii. Sporo zależy też od tego, jak będzie wyglądać popularność tej dyscypliny. Mamy sporo tych dzieciaków, jest fajnie, poziom jest naprawdę wysoki.

 

Polska Juniorzy fiscupzakopane2023 tomasiak.joniak fotPawelStarzykPZN 300x200 - Maciej Maciusiak i jego pierwsze obserwacje w nowej roli. „Byłem trochę w szoku"
Reprezentacja polskich młodzieżowców ze sztabem szkoleniowym (fot. Paweł Starzyk / PZN)

Byłaby to zabawna sytuacja: Orlen Cup z transmisją, a druga liga światowych skoków, czyli Puchar Kontynentalny, wciąż w wielu przypadkach bez niej.

To jest już katastrofa… Przy okazji mamy obraz, jak podchodzi do tego FIS. Patrzą tylko na to, jak wygląda Puchar Świata, bo tam można zarobić trochę pieniędzy. Musimy sobie zdawać sprawę z tego, że za wszystkie konkursy PŚ koszty ponosi organizator, a FIS nie daje na to ani jednego euro. Mogliby w końcu przeznaczyć więcej pieniędzy na Puchar Kontynentalny czy FIS Cup, postarać się wspomóc osoby odpowiedzialne za ogarnianie tych zawodów. Choćby jakieś dofinansowania dla systemu Ewoxx, który ma te struktury, predyspozycje, żeby coś z tych konkursów było transmitowane. Telewizja Polska była niedawno zainteresowana tematem, emitowano weekend Pucharu Kontynentalnego w Vikersund, ale FIS wykazywał się biernością. Żadnego zaproszenia z ich strony nie było, żeby to pokazywać. U nas, w Polsce, przynajmniej transmituje się tego jak najwięcej: zimą są w TVP Mistrzostwa Polski, FIS Cup, Puchar Kontynentalny.

 

Czy młodzież aktualnie kogoś idolizuje? Dawniej na wielką skalę mentorem niemal każdego był Adam Małysz, później też Kamil Stoch. Jak to wygląda teraz?

Ja myślę, pomijając przy tym inaugurację bieżącej zimy w Ruce, że wszyscy chcą być nadal Kamilem Stochem, Piotrem Żyłą czy Dawidem Kubackim. Oni widzą ich w telewizji, można powiedzieć, że trenują razem, często ich spotykają. Po to też przyszli do tego sportu. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie każdy dotrwa do wieku juniora młodszego, czy nawet juniora, bo to długa droga. Wydaje mi się jednak, że cała polska reprezentacja, polskie skoki są takim idolem dla najmłodszych.

 

Utożsamiłby się Pan z pojęciem „łowca talentów”?

Ja? (śmiech) Myślę, że nie. Oczywiście służę pomocą tym, którzy będą chcieli, bym im coś podpowiedział, ale na pewno nie ingeruję w sprawy trenerów. Oczywiście jestem obserwatorem, widzę, że mamy talenty. Naprawdę wśród młodzików ta rywalizacja jest już na bardzo dobrym poziomie, choć jak wspominałem, przed nami jeszcze długa droga. U każdego skoczka też wszystko się zmienia, trzeba czekać, aż się ukształtuje, przestanie rosnąć. Po tym wszystkim można próbować robić wielką karierę.

 

JanHabdas fotJuliaPiatkowska 300x200 - Maciej Maciusiak i jego pierwsze obserwacje w nowej roli. „Byłem trochę w szoku"
Jan Habdas (fot. Julia Piątkowska)

Mówi się o „dziurze pokoleniowej” w polskich skokach. Duża jest szansa, by zapobiec temu zjawisku na kolejne lata?

Ja myślę, że obecnie nie mamy dziury pokoleniowej. Jeśli już, to miała ona miejsce wcześniej. Teraz jest Janek Habdas, medalista Mistrzostw Świata Juniorów z Whistler, Kacper Juroszek, Tomasz Pilch, Paweł Wąsek. Ma kto ciągnąć te skoki, choć oni potrzebują tych startów w zawodach najwyższej rangi. Nie powinno być tak, że ktoś dostaje jedną szansę, a potem nie ma tej kontynuacji. Młodzi potrzebują dużej ilości występów w PŚ, ale z drugiej strony mamy starszych skoczków. Obecnie Kamil Stoch nie jest w najlepszej formie, ale na Puchar Kontynentalny przecież nie pojedzie. Jeśli już odpuści PŚ, to na rzecz spokojnych treningów. Bardzo często jest tak, że miejsce zawodnikom takim jak on przysługuje z urzędu, a młodszym bardzo ciężko się przebić. Nawet, jeśli poziomem będą lepsi od tych uznanych skoczków, to pojadą na zawody ci bardziej doświadczeni. Teraz w ogóle jest ciężej o dobór składu, gdy nasza aktualna kwota startowa to pięć nazwisk.

 

Była mowa o ekspresyjnych trenerach, a jacy są zawodnicy? Pracują po cichu, czy jednak chcą głośno mówić, wyrażać swoje opinie?

Odpowiadając na to pytanie, przytoczę kolejną nowość w Orlen Cup: chcemy stworzyć coś w rodzaju komisji zawodników mającej kontakt z organizatorami. Na pierwszych zawodach będzie wyglądać to tak, że każdy trener z każdego klubu wytypuje jednego zawodnika. Następnie dojdzie do zebrania, na którym ci zawodnicy wybiorą między sobą trójkę przedstawicieli. Zdaję sobie sprawę z tego, że skoczkowie widzą, co się dzieje wokół, jak te zawody są przeprowadzane, czasami mogą chcieć coś zmienić. Być może mówią o tym trenerom, ale ta informacja niekoniecznie zostanie podana dalej, do nas. Ja chcę mieć kontakt z przedstawicielami wśród zawodników, chcę wiedzieć, jak oni na to wszystko patrzą ze swojej perspektywy. Będę ich prosił, by mówili o tym, co leży im na sercu, żeby byli szczerzy, bo w końcu te zawody są w głównej mierze organizowane dla nich. Moje marzenie jest takie, by ci skoczkowie dzięki ORLEN Cup dobrze się przygotowywali na zawody międzynarodowe, żeby nic ich tam nie zaskoczyło.

 

Polska w maju dołączyła do Organizacji Państw Alpejskich. Daje to kopa motywacyjnego, który powoduje, że Orlen Cup musi wskoczyć na wyższy poziom, bo gdzieś dalej czeka furtka w postaci międzynarodowego Alpen Cup?

Dokładnie tak. Im więcej zawodów dla młodzieży, tym lepiej. Jestem świadomy tego, że teraz ten kalendarz będzie tak ustawiony, że różne konkursy będą się dublować. Tej rywalizacji w przeciągu całego sezonu będzie naprawdę sporo, nie można uniknąć nakładania się tych wszystkich terminów. Dla trenerów kadr to jest mimo wszystko dobre, bo poprzez Orlen Cup zawodnicy mogą się przygotowywać nie tylko na FIS Cup, ale też już na Alpen Cup. To jest fajne i włącza się chęć, by trochę tego świata zwiedzić, poprawiając przy tym swój poziom sportowy.

 

PucharBieszczadow Zagorz fotBartoszLeja 300x200 - Maciej Maciusiak i jego pierwsze obserwacje w nowej roli. „Byłem trochę w szoku"
Młody skoczek na skoczni w Zagórzu (fot. Bartosz Leja)

Niedawno na sport.tvp.pl Michał Chmielewski pisał o planach rozwinięcia kompleksu w Zagórzu na Podkarpaciu. Są szanse, by to się udało?

Ciężko powiedzieć. Byłem niedawno zaproszony, z racji obecnie pełnionej funkcji, na posiedzenie komisji w Zakopanem. Był też tam obecny przedstawiciel z Zagórza, dyrektor Gminnego Ośrodka Sportu, pan Edward Mąka. Ludzie są tam bardzo zaangażowani, ale z drugiej strony nie wiem, na jakim to jest etapie. Mają swoje skocznie i z jednej strony bardzo bym chciał, żeby coś ruszyło, bo wtedy będzie większa różnorodność w ośrodkach, a nie tylko Beskidy i Podhale. Z drugiej strony oni jednak zgłosili chęć do organizacji Orlen Cup Kids, po czym… cisza. Sami wiedzą, że mają problem ze śniegiem i ciężko im będzie przygotować skocznię na zawody. Najpierw w to przedsięwzięcie musi się włączyć miasto, gmina, czy wszyscy wspólnie razem złożyć się na jakąś modernizację. Kupić armatki śnieżne, by lepiej przygotować obiekt na zimę. Zbudują większą skocznię i co z tego, skoro nie mają zaplecza na to, by ją odpowiednio utrzymać. Jakbym miał doradzać, to zasugerowałbym po prostu zmodernizowanie tych skoczni, które mają. Gdyby trafił się talent taki jak Adam Ruda, medalista Mistrzostw Polski, który trenował właśnie w Zagórzu, to warto by było go przenieść choćby do Szkoły Mistrzostwa Sportowego i do internatu, by tam już mógł trenować na tych większych skoczniach.

 

Wspominkowy akcent na koniec: przypominają się Panu czasy skoczka, gdy patrzy Pan na młodzież?

Oczywiście, że tak. Sam fakt, że mój syn skacze, na co dzień mi to przypomina. Zawody tym bardziej, gdy patrzy się, jak ci wszyscy skoczkowie się bawią, jak ważna jest dla nich ta rywalizacja. Cały czas o tym etapie pamiętam. Skoki to całe moje życie, zaczynałem przygodę z nimi, mając sześć lat.

 

rozmawiał Wiktor Marczuk

 

        

 

     

 

 

        

         

     

     

    

      

 

Dodaj komentarz