Reprezentacja Polski nie zwalnia tempa w szlifowaniu formy przed sezonem olimpijskim. Zawodnicy Stefana Horngachera pracują nad swoją dyspozycją na austriackich i niemieckich obiektach. Polacy mają już za sobą pierwsze skoki na torach lodowych. O szczegółach przygotowań i planach kadry na najbliższe tygodnie opowiedział nam czołowy przedstawiciel naszej drużyny, Maciej Kot.
Złapać czucie

W ostatnich tygodniach polscy kadrowicze nie próżnują. Najlepszą ekipę minionego sezonu pod wodzą byłego drużynowego mistrza świata można było zobaczyć na skoczniach, które od lat goszczą najlepszych zawodników w trakcie Turnieju Czterech Skoczni – w Innsbrucku, Garmisch-Partenkirchen (tam oprócz głównej ekipy były też kadry B i C) oraz w Oberstdorfie. – Nasze ostatnie zgrupowania miały przede wszystkim na celu przejście z torów ceramicznych na tory lodowe i złapanie „czucia” na nich, ustalenie dobrej pozycji dojazdowej i osiągnięcie optymalnej prędkości, a także stabilizację formy – żeby nasze skoki były utrzymywały się cały czas na wysokim poziomie – mówi piąty zawodnik poprzedniego sezonu, Maciej Kot.

Członek złotej drużyny z Lahti twierdzi, że zmiana torów nie sprawiła naszym skoczkom problemu, a ich skoki były udane. – Cały czas mieliśmy porównanie do innych zawodników i wyglądało to naprawdę dobrze – przyznaje. Kot tłumaczy także, na czym polega różnica między najazdem letnim, a najazdem zimowym. – W celu wymuszenia tarcia, powierzchnia torów ceramicznych jest grudkowata, dlatego lekko podskakują w nich narty. Tory lodowe są gładsze, jedzie się w nich równiej. Są jednak bardziej narażone na zmianę warunków. Kiedy jest cieplej, są trochę wolniejsze, kiedy jest chłodniej – są szybsze. Po prostu trzeba umieć sobie z tym radzić – wyjaśnia.
Będą nowinki

W sezonie 2016/17 świetne występy Polaków były możliwe nie tylko dzięki przygotowaniu fizycznemu i dopracowanej technice skoków, ale także za sprawą perfekcyjnie przygotowanego sprzętu. Choć Kot twierdzi, że tym razem nie będzie wielkich zaskoczeń w tej kwestii, sygnalizuje też, że na pewno kadra Horngachera nie zostanie w tyle. – Nie mogło być wielkich zmian, bo te główne „widełki” w przepisach sprzętowych, w których trzeba się mieścić, w zasadzie pozostają niezmienione. Skupiliśmy się na udoskonaleniu tego, co było w zeszłym roku. Jest jednak parę nowych rzeczy. Będą się pojawiały w trakcie sezonu, nie chcemy ich pokazywać od początku. Mam nadzieję, że będziemy cały czas przodować w kwestii sprzętu. Wiadomo jednak, że rywale także nie przespali lata i z pewnością przygotowali coś ciekawego. Pozostaje czekać na pierwsze konkursy, obserwować i pracować nad tym, żebyśmy byli coraz lepsi – mówi zwycięzca zeszłosezonowej próby przedolimpijskiej.

Na ostatniej prostej przed otwarciem sezonu Pucharu Świata (18-19 listopada na skoczni im. Adama Małysza w Wiśle-Malince) nasi skoczkowie nie mają już wielu okazji na nawet chwilę wytchnienia. – O odpoczynku teraz nie ma mowy. Dzień, dwa dni wolnego – to wszystko, co na tym etapie może mieć miejsce. Czekamy na to, aż będzie gotowa skocznia w Wiśle i tam chcielibyśmy potrenować przed zawodami. Jeśli się to nie uda, to pewnie znowu pojedziemy za granicę – tłumaczy Kot.
Skupieni na sobie

Od kiedy szkoleniowcem ekipy został Stefan Horngacher, polscy zawodnicy często powtarzają, że ich celem są przede wszystkim dobre skoki, a nie konkretne miejsca osiągane w zawodach. Według Kota, na zbliżający się sezon Austriak postawił przed kadrowiczami dokładnie takie samo zadanie. – Trener dobrze wie, że jeśli każdy z nas skoczy tak jak potrafi, to cele wynikowe przyjdą same. Nie ma mowy o jakiejkolwiek presji wynikowej z jego strony – przyznaje skoczek.
Na pytanie kto z reprezentantów Polski na ostatnich zgrupowaniach spisywał się najlepiej, Kot odpowiada dość enigmatycznie. – Na treningach byliśmy skupieni na sobie i nawet nie wiem, jak radzą sobie koledzy. Wszystko będzie wiadomo na zawodach.
rozmawiał Mikołaj Szuszkiewicz