You are currently viewing Roman Koudelka nie składa broni. „Nie chcę jeszcze kończyć kariery. Walczę dalej”
Roman Koudelka (fot. Julia Piątkowska)

Roman Koudelka nie składa broni. „Nie chcę jeszcze kończyć kariery. Walczę dalej”

Chociaż kryzys czeskich skoków trwa w najlepsze, nasi południowi sąsiedzi mogą doszukiwać się śladowych pozytywów. Ich najlepszy zawodnik, Roman Koudelka, nie tylko nie zamierza odkładać nart, ale z nadzieją patrzy w przyszłość. – Zdecydowanie nie chcę jeszcze kończyć kariery. Walczę dalej – mówi niemal siedemnaście lat po debiucie w Pucharze Świata.

 

33-letni reprezentant klubu LSK Lomnice nad Popelkou od dłuższego czasu gra pierwsze skrzypce w czeskiej kadrze. Podczas gdy jego koledzy z reprezentacji mają problemy z przebrnięciem przez kwalifikacje i masowo kończą narciarskie przygody, on dość regularnie melduje się przynajmniej w konkursowej pięćdziesiątce. W sezonie 2022/2023, tak samo zresztą, jak w poprzednim, jest jedynym Czechem z punktami… A raczej z punktem, bo doświadczony skoczek zajmuje 60. miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, po zajęciu 30. lokaty w Garmisch-Partenkirchen.

Chociaż od jego debiutu w pucharowych rozgrywkach minęło już niemal siedemnaście lat, popularny Koudi nie zamierza nawet myśleć o zakończeniu kariery. – Zdecydowanie nie chcę jeszcze kończyć. Chcę skwitować swoją przygodę ze skokami z dobrymi wynikami, a nie ledwo przechodząc przez kwalifikacje. Droga na pewno nie będzie łatwa, ale wierzę, że dam radę – przyznał w rozmowie z czeskim portalem Skoky.net. 

Nową nadzieją dla Koudelki jest niedawna zmiana trenera. Pod koniec stycznia Czeski Związek Narciarski zdecydował się na zwolnienie Vasji Bajca w połowie sezonu, ze względu na niezadowalające wyniki. Nowym trenerem został jego dotychczasowy asystent, Lukáš Hlava. Numer jeden czeskiej kadry nie zamierzał komentować tej zmiany aż do zakończenia sezonu, ale zwrócił uwagę na to, że zna się z nowym trenerem bardzo dobrze. – Jestem z niego w pełni zadowolony. Potrafi słuchać zawodnika, co jest dla mnie bardzo ważne. Skakanie z Lukášem przynosi dużo radości i sam nie stresuję się tak bardzo, jak wcześniej. Zaczyna mi to sprawiać przyjemność i mocno wierzę, że będzie to widać w wynikach podkreślił. Wyraził także nadzieję, że na Mistrzostwach Świata pojawią się pierwsze oznaki tego, że praca z nowym szkoleniowcem idzie w dobrym kierunku. – Mam nadzieję, że na mistrzostwach świata czescy kibice będą mogli powiedzieć, że nie jest tak tragicznie, i że widać światełko w tunelu – przyznał.

Patrząc na formę czeskich skoczków, trudno jednak być optymistą. Sukcesem bywa dla większości przebrnięcie przez kwalifikacje, a walka o czołowe lokaty wydaje się w tym momencie surrealistyczna. Zdaniem Koudelki kluczowy wpływ na brak dobrych wyników ma słabe zaplecze sportowe w Czechach. Na malutkich lokalnych obiektach trenują dzieci, a reprezentanci kadry potrzebujący większych (i czynnych) obiektów, przygotowują się przede wszystkim w słoweńskiej Planicy. 33-latek zaznacza, że żeby coś się zmieniło, trzeba wprowadzić zmiany. – Nie możemy trenować tylko w Planicy, to zła droga. Tam skaczemy dobrze, bo znamy te skocznie na pamięć. Ale potem jedziemy gdzieś indziej i mamy problem z każdą zmianą obiektu. Coś poszło nie tak – przyznał, nawiązując do podupadających kompleksów skoczni w Harrachovie, Libercu i czynnej zazwyczaj wyłącznie w lecie skoczni we Frensztacie.

Podkreślił również, że to właśnie problem z infrastrukturą gra pierwsze skrzypce w kryzysie czeskich skoków, chociaż problemy z finansami i trenerem kadry również nie pomagają. – Podstawą wyjeżdżania na zawody są pieniądze. Możemy też wymieniać dowolne nazwiska trenerów, ale jeśli nie ma pieniędzy, nikt do nas nie przyjdzie. Nadal jednak uważam, że mamy w Czechach dobrych trenerów, nie jesteśmy pod tym względem w katastrofalnej sytuacji. Najgorsze jest to, że nie mamy skoczni i musimy dojeżdżać w inne miejsca – zauważył.

Na wielu konkursach Pucharu Świata, Roman Koudelka nie tylko był trzonem czeskiej reprezentacji, ale jedynym jej przedstawicielem. Słabe wyniki kolegów z drużyny, a także różne plany treningowe sprawiały, że często podróżował w pojedynkę. W rodzimych mediach przyznał jednak, że wcale nie tęskni za wyjazdami większą grupą. – Szczerze mówiąc, nie robi mi to różnicy. Przez ostatnie kilka lat skakałem głównie sam i zawsze musiałem szukać własnej drogi. Oczywiście lepiej jeśli jest nas więcej, ale myślę, że w tej chwili chłopaki muszą jeździć na zawody niższej rangi i tam zbierać doświadczenie – stwierdził. Uznał także za kluczowe to, by zacząć budować lepszą atmosferę w czeskiej reprezenacji.

Indywidualne cele Koudiego to przede wszystkim wewnętrzny spokój, bo jak sam twierdzi, wtedy wyniki będą samoistnie się poprawiać. – Najważniejsze dla mnie jest to, że wróciłem do radości ze skakania. Nie zwieszam głowy i walczę dalej. Mam jeszcze czas na mistrzostwo – stwierdził optymistycznie.

 

Kinga Marchela,
źródło: Skoky.net

 

Dodaj komentarz