Lovro Kos i Peter Prevc w drugiej serii oddali takie skoki, jakich nie powstydziliby się skoczkowie z najlepszej trójki klasyfikacji generalnej. Obu Słoweńcom dały one znaczący awans względem miejsc zajmowanych na półmetku pierwszej rywalizacji Turnieju Czterech Skoczni. Co powiedzieli o swoim występie podopieczni Roberta Hrgoty?
Lovro Kos i Peter Prevc byli w Oberstdorfie autorami największych awansów tego dnia względem miejsc zajmowanych po pierwszej serii. Zdobywca Kryształowej Kuli z sezonu 15/16 przesunął się aż o 11 miejsc – z dwudziestego na dziewiąte. Kos natomiast miał nieco ułatwione zadanie, bowiem na półmetku zmagań zajmował trzynastą lokatę, lecz w jego zasięgu znalazła się najlepsza trójka zmagań. Ostatecznie ani Stefan Kraft, ani też Ryoyu Kobayashi czy Andreas Wellinger nie popsuli spektakularnie swoich skoków w drugiej serii i, podobnie jak w Klingenthal, Słoweniec uplasował się tuż za podium.
Awans o 9 miejsc przyniósł mu skok bardzo podobny do tego, który oddał Wellinger w pierwszej serii, bowiem również osiągnął 139,5 metra. Za swoimi plecami pozostawił m.in. Mariusa Lindvika, Philippa Raimunda, Karla Geigera i Jana Hörla.
To był bardzo dobry skok, takiego jeszcze tej zimy nie oddałem. Jestem nieco zaskoczony, jak znaczny awans mi przyniósł. Za wiele nie myślałem o nim siedząc na fotelu lidera. No może później zastanawiałem się, czy wystarczy na trzecie miejsce. Czwarta lokata też jest bardzo dobra.
– opowiadał Kos telewizji RTV SLO. Okazuje się, że jego relacje z Orlen Areną w Oberstdorfie wcale nie należą do najłatwiejszych. Po okresie przygotowawczym niezbyt darzył ten obiekt sympatią.
Już trzeci raz zawody tutaj kończę w najlepszej dziesiątce. Jednakże latem, kiedy tu trenowaliśmy, skocznia niezbyt mi odpowiadała.
– zdradza 24-latek.
Peter Prevc tego dnia męczył się z pozycją dojazdową i wyjściem z progu. To też miało wpłynąć na diametralnie odmienne skoki oddane w pierwszym konkursie Turnieju Czterech Skoczni. 31-latek starał się co skok znaleźć złoty środek i ta sztuka udała mu się właśnie w drugiej części rywalizacji, kiedy to pofrunął na 138 metrów.
W serii próbnej przy odbiciu byłem za bardzo z przodu, natomiast w pierwszej serii konkursowej byłem za bardzo z tyłu. Dopiero w drugiej serii znalazłem właściwą pozycję. Wtedy wszystko zadziałało i teraz można gdybać, co by było, gdyby wcześniej wszystko poszło po mojej myśli.
– wyjaśniał doświadczony skoczek.
Kolejną okazję do walki o czołowe lokaty Słoweńcy będą mieli 1 stycznia w Garmisch-Partenkirchen. Rok temu na Große Olympiaschanze (K-125/HS-142) na podium stanął Anže Lanišek. Czy tym razem któryś z podopiecznych Roberta Hrgoty znajdzie się w najlepszej trójce? Przekonamy się o tym już w nowym roku.
Wyświetl ten post na Instagramie
Karol Cześnik
Źródło: RTV SLO