You are currently viewing Niemcy znowu bez Złotego Orła? Eisenbichler: „Nie wiem jak wygląda klasyfikacja turnieju”
Markus Eisenbichler (fot. Julia Piątkowska)

Niemcy znowu bez Złotego Orła? Eisenbichler: „Nie wiem jak wygląda klasyfikacja turnieju”

Jeszcze przed rozpoczęciem 70. Turnieju Czterech Skoczni wydawało się, że jeden z podopiecznych trenera Horngachera może pokusić się o nawiązanie do sukcesu Svena Hannawalda i pierwszy niemiecki triumf w prestiżowej imprezie od dwudziestu lat. Na półmetku rywalizacji wyraźnym liderem tournée jest Japończyk Ryoyu Kobayashi, a czołową trójkę uzupełniają Norweg i Słoweniec. Czy Markusa Eisenbichlera i Karla Geigera będzie jeszcze stać na odwrócenie biegu historii?

 

Eisenbichler ostatnią nadzieją Niemców?

Do niemiecko-austriackiej imprezy w roli lidera Pucharu Świata przystępował Karl Geiger i to właśnie w nim niemieccy kibice pokładali największe nadzieje. Już w rodzimym Oberstdorfie po 28-latku było widać sporą presję, o czym wspominały nawet jego rodzime media. Piąte miejsce nie było tragedią, było jednak obarczone sporym niedosytem. Na Schattenbergschanze (HS-137) na siódmej pozycji uplasował się jego 30-letni kolega z drużyny, Markus Eisenbichler. I dopiero w Garmisch-Partenkirchen mieliśmy się przekonać, że to on będzie najbliżej turniejowego podium po niemieckiej części zmagań. Znany z ekspresyjnego wyrażania emocji skoczek wygrał sylwestrowe kwalifikacje, a w noworocznym konkursie na Grosse-Olympiaschanze uplasował się zaledwie 0,2 punktu za triumfującym Kobayashim. Pomijając kontrowersje związane z notami za styl, Eisenbichler udowodnił, że stać go na nawiązanie walki o Złotego Orła. Czy jednak nie jest już za późno? Zajmując czwarte miejsce w turniejowej „generalce” traci do Japończyka już 21,1 punktu. Ponadto przed nim znajdują się jeszcze Norweg Marius Lindvik oraz Słoweniec Lovro Kos.

Mogę przyznać, że przed finałowym skokiem w Ga-Pa mój puls podskoczył. Po skoku byłem jednak już całkiem rozluźniony – mówił Niemiec, który w noworocznym konkursie szybował najdalej, 141 i 143,5 metra. – Gdy zmierzałem w dół po torach najazdowych, miałem bardzo dobre przeczucia. Na telemark się jednak nie odważyłem, bo nie widziałem już na dole żadnych linii. Jestem w zupełności zadowolony, było bardzo fajnie – dodał 30-latek, który jeszcze w Engelbergu mocno zaniepokoił kibiców i szkoleniowców 27. i 35. pozycją. Jak udało mu się tak szybko odzyskać formę na miarę podium? – Właściwie nie było to trudne, bo wiedziałem, że skoki są naprawdę dobre. Jednak Engelberg to dla mnie osobiście trudna skocznia. Po prostu zaufałem temu, co mówili trenerzy, a mówili, żeby na trening w Oberstdorfie przyjść z większą pewnością siebie. Nie da się tego wyczarować, to trzeba wypracować, więc powoli to robiłem – skwitował.

Mimo, że aktualnie to Eisenbichler jest największą nadzieją na niemieckie podium w Turnieju Czterech Skoczni, wydaje się, że marzenia o zwycięstwie są aż nadto odważne. Ryoyu Kobayashi po zwycięstwach w Oberstdorfie i Ga-Pa triumfował także w kwalifikacjach w Innsbrucku i wszystko wskazuje na to, że jego forma jest ekstremalnie stabilna, a przeskoczenie go w dwóch konkursach o łącznie ponad 21 punktów – niemal niemożliwe. Poza tym, Japończyk nie jest jedynym rywalem stojącym na drodze do Złotego Orła. – Traktuję ten turniej normalnie, tak jak wcześniej – zapewnia z uśmiechem Eisenbichler, chcąc zapewne zrzucić z siebie część presji. – Muszę uważać na swoje mankamenty, zwłaszcza na lewą nartę, aby była pod kontrolą, a w Innsbrucku muszę znowu zaprezentować dobrą formę. Cała reszta jest dla mnie naprawdę obojętna. Nie wiem jak w ogóle wygląda sytuacja w klasyfikacji, zupełnie mnie to nie interesuje. Będę zwracał uwagę tylko na to, aby teraz dalej spokojnie pracować – podkreśla.

Trudno jednak nie zauważyć, że obecnie to na nim, a nie na Karlu Geigerze skupiła się uwaga Niemców. Już podczas pierwszego treningu na Bergisel, skoczek z Siegsdorfu poszybował aż 139 metrów, o metr przeskakując oficjalny rekord obiektu. Co prawda w drugim treningu (121,0 m / 8. miejsce) i kwalifikacjach (119,0 m / 8. miejsce) już tak świetnie nie było, jednak wydaje się, że pojedynek z Austriakiem Danielem Tschofenigiem powinien być formalnością. – Dziś było całkiem dobrze, jestem zadowolony. Dobrze wkroczyłem w trening, w szczególności w tym pierwszym skoku wykorzystałem warunki wietrzne. Skok kwalifikacyjny był do zaakceptowania, muszę teraz tylko go obejrzeć, sprawdzić jak naprawdę wyglądał – uciął temat oczekiwań względem wtorkowego konkursu w Innsbrucku. Co ciekawe, Eisenbichler jeszcze ani razu nie stał w Innsbrucku na pucharowym podium, co nie przeszkodziło mu zostać na tej skoczni mistrzem świata w 2019 roku.

 

Geiger, czyli niespełniony faworyt

Jeżeli jednak Eisenbichler nie pociągnie pościgu za odlatującym trofeum, czy zdoła dokonać tego Karl Geiger? Po dwóch zwycięstwach i czterech miejscach na podium tej zimy, wydawało się, że 28-latek jest na doskonałej drodze, aby nawiązać do sukcesu Svena Hannawalda z 2002 roku, który jest póki co ostatnim z Niemców, który wygrał Turniej Czterech Skoczni. Piąte miejsce w Oberstdorfie i siódme w Garmisch-Partenkirchen sprawiło jednak, że Bawarczyk ma już 32,3 punktu straty do lidera. Jeszcze po noworocznym konkursie zapytany, czy jego nieco słabsze skoki są spowodowane trudnymi warunkami wietrznymi, odparł: – Tak naprawdę, to sam dokładnie tego nie wiem. Z pewnością nie chodziło o same warunki. Myślę, że skoki nie były takie złe, ale na te warunki, które miałem, musiałyby być lepsze. Wydaje mi się, że złożyło się więcej czynników, ale to, że zdarzyło się to akurat na Turnieju… To naprawdę cholernie przykre.

Sam Geiger najbardziej wierzy teraz w sukces nie swój, a właśnie Markusa Eisenbichlera. – Powiedziałem mu, że przynajmniej jeden z nas miał w Garmisch świetny konkurs (śmiech). Niesamowicie fajnie, że potrafił się wmieszać w grono najlepszych. Jeżeli chodzi o ogólną klasyfikację Turnieju, to nie ma zbyt wielkiej straty. Teraz potrzeba, aby wywarł na Rypyu Kobayashim presję i może jednak będzie w stanie wygrać całość – ocenił.

A czy trener Stefan Horngacher, który zawsze mierzy najwyżej, ocenia skoki swoich podopiecznych w kategorii lekkiego niedosytu? – Karlowi musimy pozwolić trochę ochłonąć, musi poradzić sobie sam ze sobą i ze swoją sytuacją. Przeprowadziliśmy rozmowę i analizę nagrań wideo, przygotowaliśmy się na Bergisel i będziemy chcieli tam dobrze skakać. Co do Markusa, nie powinien nic zmieniać, musi robić wszystko dokładnie tak, jak robi. Oczywiście może poprawić lądowanie, ale na tak dalekiej odległości jak w Garmisch, wylądować skok telemarkiem jest bardzo, bardzo ciężko. Myślę, że sam był zaskoczony tak dobrym skokiem i wykonał bezpieczne lądowanie, co jest w pełni zrozumiałe. Podium jednego z naszych zawodników zawsze dobrze wpływa na drużynę, a to bardzo ważne. Jeśli chodzi o Innsbruck, nie mam żadnych szczególnych życzeń, ale oczekiwałbym od moich zawodników, aby pokazali takie skoki, jakie prezentowali na treningach. Wtedy wszystko powinno działać, jak należy.

Przypomnijmy, że od czasów historycznego triumfu Svena Hannawalda, który wygrał wszystkie cztery konkursy 50. Turnieju Czterech Skoczni, sztuka na udała się jedynie dwóm zawodnikom. W sezonie 2017/2018 dokonał tego Kamil Stoch, a rok później Ryoyu Kobayashi. Tej zimy Japończyk staje więc przed wielką szansą na zostanie pierwszym skoczkiem, który poczwórne zwycięstwo zanotuje po raz drugi w karierze. Niemcom marzy się zwycięstwo nieco „mniejszego kalibru”, choć finalnie wydaje się, że realna może być „wyłącznie” walka o pozostałe miejsca na podium.

 

Anna Libera, Bartosz Leja,
źródło: DSV / informacja własna

 

Dodaj komentarz