You are currently viewing Czeskie skoki dogorywają? „Tak to wygląda, gdy idioci zajmują stanowiska kierownicze i trenerskie”
Viktor Polášek i Vojtěch Štursa (fot. Julia Piątkowska)

Czeskie skoki dogorywają? „Tak to wygląda, gdy idioci zajmują stanowiska kierownicze i trenerskie”

Przed rozpoczęciem sezonu 2021/2022 wydawało się, że trener Vasja Bajc wyprowadzi reprezentację Czech z kryzysu. Niestety stało się inaczej i nasi południowi sąsiedzi coraz częściej decydują się na rozstanie się z nartami skokowymi. Po tym, jak były mistrz świata juniorów Viktor Polášek zakończył karierę, jego kolega który podjął taką decyzję jeszcze latem napisał: „Tak to wygląda, gdy niekompetentni i niewykształceni idioci zajmują stanowiska kierownicze i trenerskie„.

 

Bajc nie spełnił czeskich oczekiwań

Skoczek, który nie gryzł się w język w Twitterowym wpisie to oczywiście Vojtěch Štursa, który zdecydował się na zakończenie narciarskiej przygody jeszcze w czerwcu minionego roku. Niespełna 26-letni zawodnik nie ukrywał wówczas, że skoki narciarskie uprawiane w czeskich realiach przestały mu sprawiać przyjemność. „Po kilku miesiącach rozważań, zdecydowałem, że nie założę już nart do skoków. Główną przyczyną jest psychiczne wypalenie, które nie pozwala mi kontynuować kariery. Teraz wiem, że moja głowa i moja osobowość jest odległa od tego sportu. Nie czuję szczęścia i radości, które ma na twarzy mały chłopiec ze zdjęcia” – pisał ilustrując swoje słowa własnym zdjęciem sprzed kilkunastu lat.

Jeszcze wtedy decyzja Štursy wydawała się być zaskakująca. Skoczek poszukujący formy miał szansę wskoczyć na właściwe sportowe tory wraz z nowym-starym szkoleniowcem Czechów, którym został Vasja Bajc. Doświadczony Słoweniec przed laty święcił sukcesy wraz z Jakubem Jandą, którego doprowadził m.in. do zwycięstwa w Turnieju Czterech Skoczni i zdobycia Kryształowej Kuli. Można było odnieść wrażenie, że czeskie skoki narciarskie nareszcie odbiją się od dna. Zima pokazała jednak, że odbudowanie choćby przeciętnego poziomu u naszych sąsiadów z południa to zadanie niemalże niewykonalne, przynajmniej w perspektywie jednego sezonu.

Jak dotąd w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata zapunktował jedynie powracający po długotrwałych problemach zdrowotnych Roman Koudelka. Pięciokrotny zwycięzca zawodów Pucharu Świata jedyny raz w serii finałowej znalazł się w styczniu w Titisee-Neustadt, kiedy wylądował na 27. miejscu. Już na pierwszej rundzie, albo nawet na etapie kwalifikacji rywalizację kończył Viktor Polášek, który przecież jeszcze w 2017 roku został mistrzem świata juniorów i ogromną nadzieją Czechów na świetlaną narciarską przyszłość. Przełamać nie zdołał się Čestmír Kožíšek, który po odpadnięciu z czterech rund kwalifikacyjnych, od tego czasu w ogóle nie pokazał się w Pucharze Świata, sygnalizując swoją obecność jedynie podczas igrzysk w Pekinie. Właściwie jedyną iskierką nadziei dla Bajca mogła być 18. lokata, którą na normalnej olimpijskiej skoczni w Zhangjiakou. Trudno mówić jednak o nadziei na daleką przyszłość myśląc o skoczku mającym 32 lata.

Sytuacja czeskiego zaplecza również nie wygląda kolorowo. Spoglądając na klasyfikację generalną drugoligowego Pucharu Kontynentalnego, poza 51. Koudelką, na odległych lokatach plasują się: 68. Radek Rýdl, 86. František Lejsek, 91. Filip Sakala, 98. Kryštof Hauser i 103. Kožíšek. Jeszcze gorzej wygląda to w „trzecioligowym” cyklu FIS Cup. W nim 97. jest Lejsek, a 167. David Rygl. I na tym ta krótka wyliczanka się kończy.

 

Štursa mówi o idiotach, Polášek o braku energii do życia

Dobitnie o sytuacji czeskich skoków narciarskich napisał na Twitterze Štursa. „Czeskie skoki narciarskie, spoczywajcie w pokoju. Tak to wygląda, gdy niekompetentni i niewykształceni idioci zajmują stanowiska kierownicze i trenerskie… Do diabła, mogę tylko potwierdzić, jak dobrą decyzję podjąłem kończąc karierę już w czerwcu” – czytamy. Warto zaznaczyć, że problemem czeskich skoków narciarskich od wielu lat jest nie tylko małe zainteresowanie młodych sportowców i poziom szkolenia, ale także kłopoty finansowe i brak wystarczającej bazy treningowej. Od co najmniej kilku sezonów jedyną skocznią treningową z prawdziwego zdarzenia, dostępną zimą dla zawodników, jest 90-metrowy obiekt w Harrachovie. Przez większość sezonu kadrowicze są więc zmuszeni do kosztownych zagranicznych wyjazdów.

O powodach swojej rezygnacji powiedział z kolei na łamach portalu Sport.cz także Polášek. – Głównym powodem decyzji jest to, że nie mam już żadnej motywacji. Po czterech bardzo trudnych dla mnie latach po prostu nie mogę już dalej w to brnąć. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie nie radzę sobie dobrze i to jest główny powód, dla którego zdecydowałem się zakończyć karierę. Nie mogłem funkcjonować jak normalna osoba i zaszło to tak daleko, że nie miałem energii, by normalnie żyć – ujawnił 24-latek. Jak sam podkreślił, jego głównym celem ostatnich lat były Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Pekinie. Czech co prawda do Chin poleciał, ale ze względu na pozytywny wynik testu na koronawirusa nie wystartował w żadnym z indywidualnych konkursów. – To było jak wielki gwóźdź do trumny – skwitował.

Czy aktualna dramatyczna sytuacja czeskich skoków doprowadzi do kolejnych rozstań? Wśród kibiców pojawiła się pogłoska, że po zakończeniu zimowego sezonu z koronną dyscypliną sportu pożegna się nawet Roman Koudelka. Zweryfikowaliśmy tę informacje w Czeskim Związku Narciarskim i póki co działacze oraz trenerzy zaprzeczają takim doniesieniom. Nie jest jednak wykluczone, że Jakub Janda pełniący w federacji funkcję przewodniczącego komisji ds. skoków narciarskich, będzie musiał poważnie zastanowić się nad kolejnym szkoleniowcem… albo też własną przyszłością działacza.

 

Bartosz Leja,
źródło: Twitter / Sport.cz / informacja własna

 

Dodaj komentarz